Bo w życiu nie chodzi o to, żeby żyć, ale żeby przeżywać!

niedziela, 21 października 2012

Rozdział 61


Traumatyczne przeżycia pozostają w naszych umysłach na zawsze. Po jakimś czasie chowają się w głąb świadomości by co jakiś czas o sobie przypominać. I chociaż chcielibyśmy wyrzucić je z pamięci, one uparte przyczepiają się, nie dając szansy się oderwać.
Tak też było ze mną. Starałam się nie myśleć o tym feralnym dniu. Odmówiłam też składania zeznań. Policjanci widząc w jakim jestem stanie, pozwolili Patrycji odprowadzić mnie do domu. Na szczęście znalazł się jeszcze jeden świadek całego zajścia. Rodzicami wstrząsnęło to, co ja musiałam oglądać. Wysłali mnie nawet do psychologa.
Tam, długa i pełna wyznań rozmowa, pomogła mi. A Przemek .. no cóż. Wspierał mnie jak tylko mógł.
Gdy wróciłam wtedy do domu, pierwszą rzeczą jaką zrobiłam był telefon do niego. Nic mu nie wyjaśniając poprosiłam by przyszedł jak najprędzej. Patrycja poszła do siebie, po tym jak utwierdziłam ją w przekonaniu, że już ze mną lepiej.  
Wyszłam na schody i usiadłam, nie mogąc doczekać się aż będę mogła schować się w jego ramionach. Okazały się dla mnie zbawieniem. Jego głos powtarzający „Wszystko będzie dobrze. Jestem przy tobie. Kocham cię słońce” . Dodawał mi otuchy. Był nadzieją na lepsze jutro.
Podczas długiej nieprzespanej nocy, w której śniłam koszmary był ze mną.
Trzymał mnie przy swoim sercu, uspokajał miarowym oddechem.
Postanowiłam nie iść do szkoły następnego dnia. Razem z Przemkiem poszliśmy na spacer starannie omijając park. Długo rozmawialiśmy na temat wszystkich tych niemiłych wydarzeń. Oboje tego potrzebowaliśmy.
Obiecaliśmy sobie, że już nigdy nie będziemy do tego wracać. Zostawimy to za sobą, zaczynając nowe życie. Razem.


Rodzice moi i Przemka zrobili nam bardzo miłą niespodziankę na święta. Dwa dni przed Wigilią oznajmili, że wynajęli domek w Zakopanem i właśnie tam spędzimy te kilka dni . Nie spodziewaliśmy się tego, ale przyznam, że to bardzo dobry pomysł.
Przemek jednak miał jeden problem. Nigdy nie wychodziło mu pakowanie, dlatego zaproponowałam, że mu pomogę. Miałam w tym swój cel. Podczas, gdy Przemek szukał walizki, ja wyjęłam mój prezent dla niego z ukrycia i schowałam do swojej torebki. Wracając niczego nie zauważył, więc wzięłam od niego walizkę i kazałam wyjąc wszystkie rzeczy, które chciałby ze sobą zabrać. Następnie pomogłam mu poskładać je w kostkę i ułożyć w walizce. Nie obyło się bez kilku żartów na jego nieporadność.
Niestety albo i stety Przemek postanowił mnie ukarać. Gdyby do jego pokoju nie wpadł Piotrek zacałował by mnie na śmierć. Nie powiem, byłaby miła, ale chciałam jeszcze trochę pożyć, dlatego ucieszyłam się na widok chłopaka.
- Widziałeś gdzieś moją torbę ? – zapytał, ignorując sytuację w jakiej nas zastał.
- Nie przypominam sobie.
Wyszedł z pokoju tak szybko jak się pojawił. A ja zostałam „zmuszona” do ponownego przyjęcia mojej kary .

Cały wyjazd odbył się w normalny sposób. Mama obudziła mnie o 6.30, abym na spokojnie przygotowała się do odjazdu. Oczywiście wstałam dopiero dwadzieścia minut później, ponieważ niechcący zasnęłam.
Zaczęłam się krzątać po łazience i pokoju. Cieszyłam się w duchu, że poprzedniego dnia wszystko sobie przygotowałam i spakowałam.
Pięć po siódmej zeszłam na dół z torebką, z rzeczami, które ewentualnie będą mi potrzebne w samochodzie. Walizkę zostawiłam w pokoju, gdyż nie dałam rady jej nawet przestawić. Nie zdążyłam nawet dokończyć śniadania, ponieważ państwo Moniuszko wraz z synami i Justyną właśnie przyjechali. Wcześniej zostało ustalone, że ja z Michałem pojedziemy z młodzieżą a rodzice z rodzicami. Tak wiem, śmiesznie to brzmi.
Michał wspaniałomyślnie zniósł moją walizkę razem ze swoją co dla mnie było wielkim wyczynem. Po schowaniu wszystkich naszych bagaży wsiedliśmy do samochodów .
Podróż minęła w miarę szybko. Ciągłe żarty i rozmowy pomogły nam przetrwać te kilka godzin.
W chwili, gdy wjechaliśmy do Zakopanego zakochałam się w tych widokach. Wpatrywałam się w nie nic nie mówiąc dopóki nie dojechaliśmy do domu, w którym mieliśmy się zatrzymać.
W środku na parterze znajdował się duży salon, kuchnia  z jadalnią, w której stał stół na mniej więcej dziesięć osób. Zaś na piętrze były sypialnie i łazienki. Fakt, że tylko dwie, ale myślę, że to tylko urozmaici nasze „wakacje” . Nikomu nie chciało się rozpakowywać, dlatego postanowiliśmy coś zjeść i pozwiedzać .
Gdy wychodziliśmy z domku, śnieg zaczął lekko prószyć. Naciągnęłam bardziej czapkę na uszy i złapałam Przemka za rękę. On objął mnie w talii i przyciągnął bliżej siebie.
- Ładnie tu .- powiedziałam, gdy zostaliśmy trochę w tyle za innymi.
- Tak, mnie też się tu podoba. I to powietrze .. – przerwał by nabrać w płuca więcej tlenu.
- Wrócimy tu kiedyś ? – zapytałam z nadzieją.
- Kiedy tylko zapragniesz.


Wigilię spędziliśmy w miłej i świątecznej atmosferze. Strasznie się denerwowałam przed dzieleniem się opłatkiem, ponieważ nigdy nie potrafiłam wymyśleć życzeń, a ciągłe powtarzanie „wesołych świąt” i „wszystkiego najlepszego”  nie było zbyt oryginalne. Jednak mój strach okazał się niepotrzebny. Jak nigdy, najróżniejsze życzenia wymyślałam od tak, na poczekaniu. Następnie wszyscy zasiedliśmy do stołu. Najadłam się samym patrzeniem na te wszystkie potrawy, które dzień wcześniej przygotowały moja i Przemka mama . Oczywiście spróbowałam kilku potraw, żeby nie było im przykro. Mężczyznom tak bardzo smakowało, że zachwalali swoje żony po każdym zjedzonym kęsie.
Śpiewanie kolęd zawsze najbardziej podobało mi się w tych świętach.
Uśmiechy na twarzach pozostałych wprawiały mnie w wyśmienity humor. Tak samo jak to, że miałam przy sobie bliskie mi osoby .
Wyobrażałam już sobie kolejną gwiazdkę w takim samym składzie.
Po kolacji zaproponowałyśmy, że to ja z Justyną posprzątamy ze stołu. Gdy zaczęłyśmy zbierać talerze i sztućce Justynie nie spodobał się komentarz chłopaków, którego nie usłyszałam. Podparła się rękoma po bokach i spojrzała wymownie na Piotrka z iskierką w oku. Znałam to jej spojrzenie. Nie wróżyło to nic dobrego, dla Piotrka oczywiście.
- Wiesz, mógłbyś nam pomóc. – oświadczyła.
Piotrek nie wiedząc czy może sobie jeszcze pożartować przy rodzicach, spojrzał na Przemka i Michała.
- Wy też możecie. – dodałam, co rozśmieszyło nasze mamy. Przyjęłam pozycję „atakującego” by wesprzeć trochę Justynę. I jak się okazało bardzo skutecznie. Chłopacy wstali, wzięli talerze i szklanki i zanieśli to wszystko do kuchni. Troszeczkę zdziwione i rozbawione zarazem, poszłyśmy w ślady chłopaków, i zaniosłyśmy pozostałości po nieskończonych potrawach.
- Mamy jeszcze coś zrobić ? – zapytał potulnie Piotrek . Ja nie mogąc wytrzymać z tego widoku zaczęłam się śmiać.
- Możesz pozmywać naczynia. – odpowiedziała kuzynka.
- Na serio ? – zapytał jej chłopak.
- Nie. – odpowiedziała wybuchając śmiechem. Piotrek pokiwał tylko głową i uśmiechnął się do niej. Podszedł i pocałował policzek.
- Co ja z tobą mam, kobieto. – zapytał retorycznie, jeszcze raz pocałował ją w policzek i wyszedł z kuchni. Michał trochę znudzony patrzeniem na zakochane pary także poszedł do salonu. Zastanawiałam się czy kiedyś pozna dziewczynę, która będzie dla niego odpowiednia.
- Też możesz z nimi iść. My tu z Weroniką wszystko ogarniemy. – powiedział niespodziewanie Przemek. Spojrzałam na niego zaskoczona, ale szybko zmieniłam wyraz twarzy, gdy zobaczyłam Justynę. Stała z otwartą buzią i wytrzeszczonymi oczami. Przemek zaśmiał się cicho pod nosem.
Po chwili Justyna opanowała swoje emocje i powiedziała do mnie żartobliwym tonem :
- Ty to masz szczęście, wiesz ?
- Wiem. – powiedziałam i spojrzałam czule na Przemka.
Następnie zabrałam się za mycie naczyń. Bez słów podzieliliśmy się obowiązkami. Ja myłam. On podawał i wycierał.
- Nie wiedziałam, że jesteś tak pomocny przy pracy w kuchni. - powiedziałam uśmiechając się pod nosem.
- Jestem człowiekiem niespodzianką. – stwierdził.
- Podoba mi się to. – powiedziałam.
- I bardzo dobrze.
Objął mnie w talii i pocałował w szyję. Tak, mogłabym spędzać tak każde święta. 



hmm, powiem jedno, szkoła to jedno wielkie zło.
a już szczególnie liceum. 
przepraszam też, że tak długo mnie tu nie było..
mam nadzieję, że się podobało ;) do następnego ^^