Bo w życiu nie chodzi o to, żeby żyć, ale żeby przeżywać!

niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 63


Dzień przed sylwestrem Piotrek zaprosił nas na kolację do restauracji. A mówiąc nas mam na myśli – Justynę, rodziców Piotrka i moich, Przemka, Michała i mnie.
Zdziwił nas trochę ten gest, ale nikt się nie sprzeciwiał, włącznie z Justyną. Zdaje się, że ona też nie wiedziała co się święci.
W restauracji kobiety wyszykowane w eleganckie sukienki, mężczyźni w garnitury – czułam się jak na jakimś pokazie mody.
Zajęliśmy zarezerwowany przez Piotrka stolik i nawet nie zdążyłam się obejrzeć kiedy podeszła do nas kelnerka. Na początek zaproponowała nam czerwone wino. Piotrek, jako że to on pełnił rolę osoby, która zamawia – zamówił jeszcze szampana. Odwróciłam się do Przemka by podzielić się z nim moimi myślami na temat jego brata. Tylko, że on właśnie wpatrywał się w nogi kelnerki. Obudziła się we mnie zazdrość. No, bo co się będzie patrzył na taką pierwszą lepszą kelnereczkę, prawda ? Szturchnęłam go lekko – nie chciałam zwracać na nas uwagi – w brzuch z miną zazdrosnej jak i poirytowanej dziewczyny.
- Ałć. – skrzywił się. – Co zrobiłem ? – zapytał z miną niewinnego chłopca, którego mama każe za złe zachowanie.
- Jakbyś nie wiedział. – szepnęłam, by nikt nie usłyszał o czym rozmawiamy. Tym bardziej, że obok nas siedzieli nasi rodzice.
- Ale .. – urwał, jakby sobie coś uświadomił. – Jesteś zazdrosna . – stwierdził. Zmienił minę na łobuzerską i przysunął swoje krzesło bliżej mojego.
- A ty byś nie był na moim miejscu ? – zapytałam, w dalszym ciągu szepcząc .
- Ja nie był bym zazdrosny o kelnerkę.
- Przepraszam, żartowałem. – dodał widząc moje srogie spojrzenie. Ucieszyłam się w duchu, że udało mi się w taki sposób na niego spojrzeć. Choć z drugiej strony nie podobało się, że żartował na taki temat.
- Przecież wiesz, że tylko ty się liczysz . – wyszeptał mi do ucha.
- Może i wiem, ale to niczego nie zmienia.
- Zamyśliłem się. W żadnym wypadku nie patrzyłem na nią świadomie. – usprawiedliwił się.
- Tak ? A o czym takim myślałeś ? – zapytałam krzyżując ręce.
- O nas. O tym ile musieliśmy doświadczyć, by być razem. W końcu szczęśliwi. – powiedział. Nie ukrywam, że łezka zakręciła mi się w oku.
Przemek zauważył to i objął mnie na tyle, na ile to było możliwe, siedząc na krzesłach. Pocałował mnie w czoło i mocniej zacisnął swoją rękę na moim biodrze.
Po chwili przyniesiono nam wino i szampana. Właśnie wtedy Piotrek wstał i poprosił o uwagę.
- Pewnie wszyscy jesteście zdziwieni moim zachowaniem, ale to co chciałbym dzisiaj zrobić wymaga naprawdę odpowiedniego miejsca i bliskich mi osób. – przerwał patrząc na nas, na dłużej zatrzymując się na Justynie. – Dlatego chciałbym cię o coś poprosić.
Ukląkł na jedno kolano i wyjął z kieszeni małe czerwone pudełeczko.
Nie mieliśmy wątpliwości co do tego, co się w nim znajduje. Uśmiechnęłam się na widok zszokowanej kuzynki.
- Czy zgodzisz się znosić mnie przez resztę swojego życia i zostać moją żoną ? – zapytał lekko śmiejąc się z wypowiedzianego przez siebie zdania. A przynajmniej tylko z pierwszej jego części. Justyna oczywiście także się zaśmiała, ale też uroniła kilka łez. Nie zdołała niczego powiedzieć, dlatego kiwnęła głową ze łzami w oczach. Piotrek całkowicie podekscytowany i szczęśliwy złapał prawą rękę swojej dziewczyny i włożył na jej serdeczny palec pierścionek, z małym, błyszczącym kamieniem w środku.
Gdy Justyna przytuliła się do swojego narzeczonego, zaczęliśmy klaskać razem z resztą osób, które się nam przyglądały.
Pocałowali się krótko z uwagi na otaczających ich ludzi i oderwali się od siebie, siadając na swoich miejscach.
Wszystko wróciło do normy. Inni goście restauracji zajęli się swoim towarzystwem. My potrawami, które nam przyniesiono. Tak właściwie to tylko narzeczeni nie mogli powstrzymać się od ciągłego zerkania na siebie i szerokich uśmiechów. Z Przemkiem także wymieniliśmy kilka porozumiewawczych i czułych spojrzeń.

Sylwester. Przez niektórych znienawidzony, innych ulubiony a jeszcze innych obojętny dzień w roku. Ja należę do tej drugiej grupy ludzi.
Uwielbiam świętować kolejny nowy rok, w którym wszystko może się wydarzyć. U mnie to się sprawdza. Dosłownie wszystko, ale może w tym roku będzie inaczej ? Może teraz wszystko zmieni się na lepsze ..
Zastanawiałam się tak, patrząc na obcych mi ludzi, na zupełnie spontanicznej imprezie, na którą postanowiliśmy się wkręcić. Siedziałam z Przemkiem przy barze popijając drinki. Justyna z Piotrkiem przepadli gdzieś na parkiecie a Michał .. rozmawiał ze swoją nowo poznaną znajomą. Chwilę temu z nią rozmawiałam. Okazała się miłą osobą. Zresztą jej imię - Marysia, kojarzy mi się z samymi dobrymi rzeczami, choć z innego punktu widzenia to imię do niej nie pasuje. Tak czy siak, polubiłam ją.    
- Idziemy na zewnątrz ? – zapytał Przemek. Kiwnęłam głową z uśmiechem i dałam się pociągnąć ku wyjściu. Tam, stało już kilka par i grupek. Domyśliłam się, że dochodzi północ.
Stanęliśmy z Przemkiem pomiędzy ludźmi tak, by mieć dobry widok na bezchmurne niebo. Dołączyli do nas Michał z Marysią i Piotrek z Justyną.
Roześmiani i szczęśliwi. Chciałabym, żeby było tak już zawsze. Żeby ludzie, których kocham byli po prostu szczęśliwi. Pocałowałam Przemka w kącik ust na co ten uśmiechnął się i odwrócił mnie tak, bym mogła oprzeć się o niego plecami a on mógł mnie objąć.
Ludzie wokół nas zaczęli odliczać.
10,9,8 ….
Z podekscytowaniem czekałam na fajerwerki, które wystrzelą równo z wybiciem dwunastej w nocy. I na pocałunek, który obiecał mi Przemek, który miał rozpocząć kolejny wspólny rok.  


Epilog


Pół roku później. Lipiec.

Tuż po zakończeniu ceremonii nowożeńcy stanęli przed kościołem by z pokorą przyjąć na siebie pełne garście ryżu. Mimo tego stali pośrodku okręgu, który stworzyliśmy razem z resztą gości, uśmiechnięci do obiektywów kamery i aparatu.
Oczywiście nie obyło się bez tradycyjnego „gorzko!” . Po krótkim pocałunku zaczęliśmy klaskać, choć nie obyło się też bez jęków zawodu kilku kuzynów Przemka i Piotrka, którzy liczyli na to, że potrwa to trochę dłużej. Państwo młodzi i goście skwitowali to śmiechem .
- No dobrze. Teraz czas na rzut bukietem. – powiedziała Justyna, gdy śmiechy ucichły. Wszystkie panny ustawiły się w równym rządku, gdyż nie było nas zbyt wiele. Kuzynka odwróciła się do nas plecami i po głośnym odliczeniu do trzech rzuciła bukiet . Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zauważyłam, kiedy to trzymałam go w swoich rękach.
Przeznaczenie ? Czy może zwykły przypadek ?
Spojrzałam na Przemka, który podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek. Znów rozbrzmiały oklaski.
- Chyba nie mamy innego wyjścia jak kontynuować tę tradycję. – szepnął mi do ucha.
W odpowiedzi pocałowałam go w usta bez zbędnych okrzyków , zachęcających nas do pocałunku. Chwilę później oderwałam się od Przemka ze śmiechem, uświadamiając sobie, że to nie my jesteśmy tu nowożeńcami.
Michał przyniósł w tym czasie skrzynkę ozdobioną białą kokardą. Piotrek  wyciągnął z niej białego gołębia, którego podał Justynie. Ta delikatnie złapała ptaka w ręce. Następnie wyjął drugiego, zakładam, że samiczkę, ponieważ przyczepiono jej różową kokardkę na szyjce. Stanął obok swojej żony, by po kilku sekundach zgodnie wypuścić gołębie .
Wpatrzyłam się w odlatujące ptaki, czując Przemka, który obejmował mnie w talii.
Wiedziałam, że kiedyś i my doczekamy się takiej chwili.


KONIEC

niesamowitym uczuciem jest kończyć swoje opowiadanie.
critical error - bez obaw, nie zamierzam uwzględniać w swoim kolejnym  "dziele" znanych postaci ;) 
A ono pojawi się TUTAJ gdzieś za dwa bądź trzy tygodnie.
Chciałabym podziękować wszystkim czytelniczkom. 
Tym, które dotrwały ze mną do końca jak i tym, które dołączyły do mnie trochę później.  Dzięki wam mi się udało. ;D
do następnego, wkrótce. ^^
~Mirela.

niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 62


O świcie Piotrek obudził wszystkich, by jak najprędzej otworzyć prezenty.
Przyznam że, ja także byłam ciekawa co dostałam. Ubrałam ciepły szlafrok i zeszłam na dół. Wszyscy zebrali się w salonie wokół choinki. Usiadłam między Przemkiem i Justyną, podkuliłam nogi pod brodę.
- To kto czyni honory ? – zapytał podekscytowany .
- A temu co się stało ? – szepnęłam do kuzynki.
- Wczoraj powiedziałam mu coś o jego prezencie i nie może się doczekać. – wyjaśniła.
- Aha . Ale powiedziałaś mu prawdę ?
- No co ty. – żachnęła się . W odpowiedzi zaśmiałam się tylko i odwróciłam wzrok z powrotem na Piotrka.
- Dobra ja się tym zajmę. – powiedział. Chwilę później trzymał w rękach prezent niewielkiej wielkości, ozdobiony kolorowym papierem dekoracyjnym .
- Ten jest dla … Michała. – przeczytał z małej karteczki, która była przyczepiona do kokardki i wręczył pakunek mojemu bratu.
Wszystkie oczy były zwrócone w jego stronę. Michał trochę skrępowany naszymi spojrzeniami zaczął rozpakowywać prezent. Wyjął z niego brązowy, skórzany notatnik. Spojrzał na nas ze wzrokiem mówiącym „what the fuck?” i zapytał :
- Kto mi to kupił ? – odpowiedziały mu śmiechy rodziców i nasze.
- Ja. – przyznał się Przemek.
- Co tobą kierowało, że się tak wyrażę ? – zapytał Michał.
- Otwórz. – poinstruował go Przemek.
Ten posłusznie wykonał polecenie mojego chłopaka. Na twarzy pojawił mu się szeroki uśmiech.
- Teraz to rozumiem. – powiedział i odwrócił ‘notatnik’ w naszą stronę. W środku znajdował się otwór, w którym leżała mała buteleczka wódki, jak sądzę. Przemek trafił w gusta mojego brata, z czego bardzo się cieszył.
Pocałowałam go w policzek.
- Za co to ? – zapytał mile zaskoczony.
- Za całokształt.
-Okej, następny. Oo ten jest dla mnie. Ciekawe od kogo. – zastanawiał się Piotrek.
Otworzył go i poczerwieniał na twarzy. Zdziwiło mnie to. Jeszcze nigdy nie widziałam u Piotrka rumieńców. Ale sytuacja najwidoczniej tego wymagała.
- No pokaż co tam masz . – powiedział Michał.
Chłopak włożył rękę w pudełko i wyjął kajdanki z czerwonym futerkiem.
- Na serio ? – zapytał .


Następnego dnia postanowiliśmy aktywnie odpoczywać podczas pobytu w tak świetnym miejscu jak Zakopane. Dlatego ubraliśmy się ciepło i wyszliśmy z domku w poszukiwaniu atrakcji turystycznych.
Naszym pierwszym przystankiem była kręgielnia. Wynajęliśmy tor dla naszej piątki i po chwili zaczęliśmy grać . Śmiech i wygłupy nas nie opuszczały, przez co ‘nasi sąsiedzi’ dziwnie na nas patrzyli. Oczywiście znalazło się też kilka osób, które się z nas śmiały, ale nie dbaliśmy o to. Liczyło się tylko „tu i teraz” 
Wszystkim szło bardzo dobrze, ale to Justyna została naszą mistrzynią kręgli.
Kolejnym przystankiem był Park Linowy „Złota Grań”.
- Na który park idziemy ? – zapytał Piotrek.
- Ty to pewnie na mini . – zażartowałam.
- Ciebie tam wyślę bratowo . – odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem.
Gdyby nie nazwał mnie bratową pewnie dalej kłóciłabym się z nim o ten park, ale jakoś tak to określenie zmiękczyło mi serce, że tylko się zaśmiałam. Przemek przygarnął mnie do siebie i czule pocałował w skroń.
- Chodźmy na duży. – zadecydował Michał.
Tak więc, dłuższą chwilę później chodziliśmy po wąskich deskach i siatkach przypięci zabezpieczeniami, pokonując rozmaite przeszkody. Nie zwracaliśmy uwagi na śnieg, który zaczął prószyć. Osobiście bardzo mi się to podobało. Oczywiście nie dlatego, że chłopakom szło gorzej .. no dobra, to też był powód do radości, ale fajnie było tak chodzić ileś metrów nad ziemią. Widząc ludzi, którzy wielkością przypominały mrówki. Zjeżdżać po tyrolce , czując wiatr we włosach. Niesamowite przeżycia.
Lecz to nie był koniec naszego zwiedzania. Przechodząc przez zatłoczone ulice zauważyliśmy mężczyznę, który zachęcał turystów do uczestnictwa w wyprawie skuterem śnieżnym . Spojrzeliśmy na siebie, bez słowa stwierdziliśmy, że to coś dla nas i podeszliśmy do mężczyzny, który okazał się przewodnikiem w tej właśnie wyprawie. Zgłosiliśmy się na ochotników, więc pan Daniel zaprowadził nas do 5 osobowej grupy. Okazało się, że do wyprawy potrzebna było jeszcze kilka osób. Wypożyczyliśmy trzy skutery. Jedna dziewczyna z tamtej grupy przyłączyła się do Michała. Oboje stwierdzili, że cieplej będzie im na jednym skuterze.
Widoki były bardzo ciekawe. Instruktor opowiadał nam śmieszne historie turystów, którzy przyjeżdżali tu z zagranicy . Godzina jazdy minęła o wiele za szybko. Niestety z żalem musieliśmy wrócić do bazy .
Stwierdziliśmy, że starczy nam atrakcji, więc postanowiliśmy iść na gorącą czekoladę. Michał jednak bardzo zaprzyjaźnił się z nowo poznaną dziewczyną.
- Idźcie, znajdę was. – powiedział, gdy wchodziliśmy do małej kafejki urządzonej w bardzo ‘miejski’ sposób. Usiedliśmy przy stoliku i zamówiliśmy wspominany wcześniej napój.
- Mam nadzieję, że to nie jest kolejna psychopatka. – powiedziałam, nie mogąc w sobie tłumić tych myśli. Martwiłam się o brata. Bałam się, że znów jakaś dziewczyna go zrani.
- Nie wyglądała na taką . – stwierdził Piotrek.
- No tak, ale Anita też na taką nie wyglądała. – zaoponowała Justyna.
- Pozory mylą.  – zgodził się Przemek.
- Nie możesz się tak zamartwiać. – powiedziała Justyna, łapiąc mnie za rękę. – Wiem, że nie mogę ci niczego zapewnić, ale obiecuję ci, że jeżeli ta typiara wykorzysta twojego brata to osobiście przerobimy jej ładną twarzyczkę.
- Dziękuję. – powiedziałam śmiejąc się. Przemek pocałował mnie w policzek i przytulił. 
- Masz ładne perfumy . - powiedział . 
- Podobają ci się ? Ciekawe .. Cóż za skromność . - zażartowałam. Dziś rano popsikałam się perfumami, które dostałam od Przemka, jednak w paczce znajdował się też komplet biżuterii, który bardzo mi się spodobał. 
- Wiesz, twój zegarek też jest bardzo ładny . - pochwaliłam mój prezent dla niego, śmiejąc się z naszego przekomarzania. 
- Kocham Cię. - szepnął mi do ucha. 
 Czułam, że właśnie przy tych ludziach jest moje miejsce. Nigdzie indziej.



Dla tych, którzy dalej czytają to opowiadanie
mam pewną informację. 
Otóż koniec historii Weroniki i Przemka zbliża się wielkimi krokami. 
Przeczytaliście właśnie przedostatni rozdział.
Mam nadzieję, że się podobał ;) 
Co do następnego opowiadania..
Przyznam, że mam kilka pomysłów. 
Ale tutaj pojawia się ważne pytanie - 
Chcecie przeczytać kolejną opowieść mojego autorstwa ? ;>
~Mirela.