Bo w życiu nie chodzi o to, żeby żyć, ale żeby przeżywać!

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 22


W pierwszej chwili przyszło mi do głowy, by pójść na pomost, ale był on zbyt blisko namiotu i Damiana.. Chciałam zostać zupełnie sama, dlatego pomaszerowałam wąską ścieżką prowadząca wzdłuż lasu i jeziora. Powoli zaczęłam żałować swojej decyzji, gdy na ziemi pojawiły się małe kamyki, a ja nie miałam na stopach żadnych butów.
Pomimo tego szłam uparcie przed siebie, omijając małe przeszkody.
Wkrótce zmęczona marszem przysiadłam na wystającym z brzegu jeziora kamieniu. Zamoczyłam nogi i odetchnęłam nocnym powietrzem.
Woda połyskiwała w świetle księżyca, tworząc tajemniczy nastrój, który w żadnym stopniu nie przypominał mojego. 
- Nie powinnaś się sama oddalać.
Boże, dlaczego nie dasz mi choć odrobiny samotności?
- Nie ma tu chyba agresywnych zwierząt. Nie musisz się martwić, dam sobie radę.
Nie potrafiłam zapanować nad swoim zimnym tonem, choć nie chciałam go urazić.
- Nie mów tak.
- A jak mam mówić?! Jak powinnam się zachowywać? Bo, Bóg mi świadkiem, nie mam pojęcia.
Po raz pierwszy na niego spojrzałam. Odetchnęłam w duchu, gdy nie zobaczyłam urażonego spojrzenia. Damian patrzył na mnie spokojnie, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Mów i rób to co czujesz. Bądź sobą.
- A jaka jestem, gdy jestem sobą?
Damian nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się lekko, z niewiadomego powodu rozdrażniając mnie tym jeszcze bardziej.
- Jesteś ..
- Jak to z nami było? - zapytałam dobitnie, coraz bardziej zła.
- Co masz na myśli?
Stanął obok, opierając się o kamień, celowo na mnie nie patrząc.
- Błagam nie udawaj, że nie wiesz. Nie sprawialiśmy wrażenia przyjaciół.
- Ależ tak.
Dobra, Nik mnie wkręcał, czy to ja opatrznie coś zrozumiałam?
- Czyżby?
- I tak i nie. Nigdy nie użyliśmy w naszych relacjach innego określenia. Nigdy też żadne z nas nie zaproponowało czegoś więcej.
- Czyli pasował nam taki stan rzeczy?
- Ważne było to, że byliśmy blisko siebie.
- Więc co się teraz dzieje? Przestało ci to odpowiadać?
- Zawsze będę szczęśliwy jeśli będziesz obok, ale..
- Ale co?
- Myślę, że się tego domyślasz. Nie wiem tylko czy nadal chcę ci to powiedzieć.
- Nie mów. Niech zostanie tak jak jest.
- Może tak będzie lepiej.
Zapadła między nami ta dziwna krępująca cisza.. Nie wiedziałam, gdzie mam podziać wzrok ani jak się zachować.
- Lepiej wróćmy już do namiotu.
Nie chciałam jeszcze wracać. Nie chciałam tak zakończyć tej rozmowy, dlatego postanowiłam zacząć inny trapiący mnie temat i wyrzucić go w końcu z siebie.
- Zostałam adoptowana.
Jak zwykle moje słowa wywołały szok i zdziwienie.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi tego wcześniej?
- Nie chciałam psuć ci nastroju.  

- I tak nie był najlepszy.
Aluzja do mojego poprzedniego zachowania? Jak miło odczuwać wyrzuty sumienia.
Sarkazm? Tak nisko upadłaś?
- Mama, powiedziała mi o tym przed wyjazdem. 
- Przykro mi. - ciepły ton Damiana, sprawił, że zrobiło mi się niewyobrażalnie źle.
- Mnie też.
Damian objął mnie niepewnie, bojąc się mojej reakcji, ale w tej chwili czułam, że potrzebuję czyjejś... jego obecności. 
Nie potrafiłam zapanować nad ukrywanymi do tej pory łzami, które zaczęły spływać mi z coraz większą siłą, po policzkach.
- Wiesz co jest najgorsze? - zapytałam pomiędzy kolejnymi spazmami. - Że mogłam być wpadką, kulą u nogi kobiety, która mnie nie kochała.. nie chciała mnie! Rozumiesz? - poczułam wściekłość i jednocześnie niewyobrażalną bezsilność. Bo i co mogłam teraz z tym zrobić? - Jestem beznadziejna skoro nawet ona mnie porzuciła.
Chciałam wyrwać się z objęć Damiana, ale ten przytrzymał mnie przy sobie i nie pozwolił odejść. Nie pozwolił mi zrobić czegoś głupiego.
- Puść mnie! Daj sobie ze mną spokój! - krzyknęłam raz jeszcze, próbując wyswobodzić się z jego mocnego uścisku. - Damian.. proszę cię. - dodałam niemal łkając. Ostatecznie wtuliłam się w niego do granic możliwości. Wylewałam z siebie morze łez, podczas gdy on nie mówił nic. Był jedynie blisko mnie i .. nie chciał mnie opuścić.
- Jesteś warta każdej minuty mojego życia. Kiedyś ci już powiedziałem, że zawsze będę przy tobie. Nigdy w to nie wątp. - powiedział unosząc mój podbródek. Spojrzałam na niego przez załzawione oczy i po raz setny chyba podziękowałam Bogu za takiego przyjaciela.
- A co do twojej matki.. Nie osądzaj jej i siebie tak pochopnie. Los pisze nam najprzeróżniejsze scenariusze, których nikt nie potrafi przewidzieć.
Nie możesz winić się za jej decyzję. To nie jest twoja wina. Proszę cię, nie zadręczaj się tym.
Przejechał delikatnie opuszkiem palców po moim prawym policzku, sprawiając, że przeszedł mnie lekki dreszcz.
- Chcę ją poznać. Dowiedzieć się dlaczego to zrobiła.
- Pomogę ci. 
Pokiwałam głową, w danej chwili, zapominając o moich uczuciach i o tym, że postanowiliśmy ich nie wyjawiać. Teraz liczyło się tylko odnalezienie mojej matki.
- Wracajmy.
Tym razem zgodziłam się z jego propozycją. Chwilę, dosłownie chwilę później wchodziliśmy z powrotem do namiotu. Droga, którą przebyłam okazała się w rzeczywistości o połowę krótsza.
 Odrzuciłam na bok sprzeczne uczucia i wtulając się ponownie w Damiana, wsłuchałam się w miarowe bicie jego serca, które wprawiło mnie w powolny rytm zasypania.



przepraszam, że was okłamałam-nie specjalnie, przecież,
ale postaram się w przyszłości nie składać wam obietnic bez pokrycia
i nie używać zdradzieckiego słowa "niebawem"
notka krótka tylko dlatego, że jak zwykle zabrakło mi na wszystko czasu. 
liczę na miłe opinie ^^

sobota, 19 października 2013

Rozdział 21

Jak to możliwe, że niemal każda nowa rzecz, której się dowiaduję jest związana z Damianem? Próbowałam jakoś to sobie wytłumaczyć. Jest przecież moim przyjacielem. Spędzałam z nim dużo czasu, ale o co chodzi z tym?
- No cóż. Gołym okiem było widać, że coś między wami iskrzy.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie wiedziałam co o tym myśleć.
- Więc dlaczego niczego z tym nie robiliśmy?
Nik, wzruszył ramionami, znów wpatrując się przed siebie.
- A co było z nami?
Zapytałam, nie doczekawszy się odpowiedzi na poprzednie pytanie.
- Nie chciałem niczego między wami zepsuć, dlatego odczekałem kilka dni, żeby sprawdzić jakie są wasze relację. W końcu, gdy nie zauważyłem niczego co by świadczyło o tym, że jesteście razem zapytałem Damiana o jego zdanie. Padło chyba nawet pytanie kim dla niego jesteś.
- I co powiedział?
Zapytałam, ze zbyt dużym entuzjazmem, nie potrafiąc się powstrzymać.
Nik uśmiechnął się czarująco i pokiwał głową, potwierdzając jakieś swoje przemyślenia.
- Nie zgrywaj takiego tajemniczego, okej? - zażartowałam, chcąc odwrócić jego uwagę od mojej nadmiernej ciekawości na temat Damiana.
- Zawsze wiedziałem, że ta przyjaźń przerodzi się w coś innego.
- Przestań już filozofować. Powiedz lepiej jak to było z nami i nie zbaczaj z tematu.
- Jak sobie życzysz. To znaczy mam nie zdradzać szczegółów odpowiedzi Damiana? - zapytał z chytrym uśmieszkiem, czekając aż się złamię i przyznam.. Nie. Nie przyznam.
- Nie, możesz je zatrzymać dla siebie. - odpowiedziałam poważnie.
- Zaprosiłem cię na kilka randek.
A więc się zgodził? Nie rozumiałam gniewu na Damiana, kiełkującego gdzieś w moim umyśle.
- Iii?
- I nam nie wyszło. Wiesz, nie było między nami tego czegoś, co utrzymałoby nas w tym związku.
- Ale za to zostaliśmy przyjaciółmi.
- Tak. To nam wyszło świetnie.
- I potem poznałeś miłość swojego życia. - powiedziałam z uśmiechem.
- To był jeden z najszczęśliwszych i najkoszmarniejszych dni mojego życia.
- Dlaczego?
- Może kiedyś ci opowiem.
Znów uśmiechnął się tym swoim chytrym uśmieszkiem i pomaszerował do chłopaków, którzy właśnie wyłonili się zza drzew, nie dając mi szansy na jakikolwiek sprzeciw.

***

Zaczynało zmierzchać a ja nadal nie znalazłem żadnych informacji na temat miejsca pobytu Jagody.
Podczas, gdy na zewnątrz robiło się już ciemno, w lesie panowały niemal egipskie ciemności. Jednak z czasem przyzwyczaiłem się do tego.
Tutaj mogłem wmówić sobie, że nie muszę szukać dziewczyny, która staje się obsesją Daniela.
Co mam mu powiedzieć? Że jej nie znalazłem? Za żadne skarby świata się na to nie zdobędę.
Strasznie wnerwia mnie fakt, że przez niego stałem się takim tchórzem. Boję się nawet mu sprzeciwić. A wszystko po to by nie mieć jeszcze więcej kłopotów. Co za głupiec ze mnie!
Fakt Daniel bywa agresywny i irracjonalny, ale nie mogę do końca życia wykonywać jego poleceń i być na każde skinienie.
W dodatku naprawdę nie chciałbym być tym, który powie mu, gdzie jest teraz Jagoda. Znów pakować ją w tę chorą znajomość.
Z rozmyślań wyrwał mnie głośny szelest. Stanąłem jak wryty nasłuchując, podczas gdy gałęzie krzaków zaczęły się złowrogo poruszać.

***

- Słyszeliście to? - zapytała Lena.
- Jakiś szelest?
Kinga zgodziła się niepewnie, łapiąc Konrada za ramię.
- Dajcie spokój, to pewnie jakiś jeleń.
Damian starał się uspokoić dziewczyny, co chwila zerkając w moją stronę.
Wszyscy siedzieliśmy wokół ogniska, które chłopcy zdążyli już rozpalić.
Gdy zajmowaliśmy wokół niego miejsca, starałam się usiąść jak najdalej Damiana. Ominęłam wolne miejsce koło niego i usiadłam pomiędzy Nikiem a Maksem. Było to zdecydowanie bardziej praktyczne. Jednak nie uszedł mojej uwadze smutny i zawiedziony wzrok przyjaciela.
Kiełbaski skwierczały pod wpływem wysokiej temperatury, roznosząc smakowity zapach. Sprawiały, że stawałam się coraz bardziej głodna. 
- Może macie ochotę na jakąś straszną historię? - zapytał Nik, śmiesznie poruszając brwiami.
- A może jednak nie?
Malwina nieudolnie sparodiowała zachowanie swojego chłopaka co wywołało kolejną salwę śmiechu.
- Nie mówcie, że się boicie.
Konrad pokręcił głową z uśmiechem.
- Skąd ci to w ogólne przyszło do głowy? - powiedziała niewinnie Lena.
- Może z tego, że was znam.
- Przepraszam bardzo, a kto przy ostatnim takim wypadzie uciekał przed wiewiórką? - Malwina złapała się pod boki, wbijając rozbawiony wzrok w Konrada.
- To nie była wiewiórka! - zaśmiał się Konrad, jak i cała reszta.
Próbowałam wyobrazić sobie to zdarzenie, niestety z marnym skutkiem. Cały czas myślałam o Damianie, rodzicach - prawdziwych czy też tych drugich - Danielu..
- A co to niby było twoim zdaniem?
- Coś większego na pewno.
- Stchórzyłeś! - krzyknęła Lena, śmiejąc się .
- Bądźcie miłosierne i dajcie mi spokój, okej? Lepiej spójrzcie tam.
Wskazał ręką na przeciwległy brzeg jeziora, z nad którego połyskiwało światło reflektorów. Wszyscy zgodnie wstaliśmy z miejsc, trzymając swoje jedzenie na specjalnie naostrzonych przez Nika kijkach, by dojrzeć kto się tam znajduje. Usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwiczek, a potem dojrzeliśmy jedynie światła włączanych latarek. Było zbyt ciemno by zobaczyć kogokolwiek. Ciszę zakłócały tylko męskie i kobiece śmiechy .
- Wychodzi na to, że mamy towarzystwo. - stwierdził Nik.
- Też nas chyba zauważyli. - dodała Kinga, gdy światła z latarek przestały się poruszać, a rozmowy tak jak nasze umilkły.
 - Ciekawe kto to.. - zastanowiła się na głos Lena. Podchwyciłam przez przypadek wzrok Damiana, który w dalszym ciągu nie spuszczał ze mnie wzroku. Zaczynało mnie to irytować, nie wspominając już o tym, że i tak byłam na niego zła. Nie powinnam się na niego gniewać, dlatego że prawdopodobnie nie miał nic przeciwko temu, żebym spotykała się z Nikiem. Ale może zaczęłam wariować?
- Pewnie jutro się dowiemy.
Malwina objęła się ramionami i oparła o Nika, stojącego koło mnie.
- Nie wiem jak wy, ale ja zgłodniałem.
Konrad zdjął w połowie spaloną kiełbaskę z kijka i zaczął ją jeść. Na jego widok przypomniało mi się o własnym głodzie, który dręczył mnie przez cały czas, gdy je smażyliśmy. Podążyłam jego śladem, tak jak pozostali.

***

Otworzyłem drzwi, z mocno walącym sercem, które nie uspokoiło się jeszcze po tym jak jakiś durny zwierzak nastraszył mnie w lesie. Bałem się konfrontacji z Danielem, ale doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że byłoby jeszcze gorzej gdybym nie stawił się na umówione spotkanie.
Już od progu dało się wyczuć woń alkoholu zmieszaną z dymem papierosowym. Przeszedłem przez ciemny korytarz, nasłuchując oznak obecności chłopaka. W domu panowała niewyobrażalna cisza. Z jednej strony wydało mi się to dziwne, że zostawił otwarte drzwi, wychodząc. Nie należał do ludzi rozkojarzonych, ale z drugiej odetchnąłem z ulgą na myśl, że nie będę musiał się z niczego tłumaczyć.
Zbyt szybko zacząłem się cieszyć - pomyślałem, gdy znalazłem Daniela śpiącego na kanapie. Na stoliku stało kilka opróżnionych butelek whiskey, dwie puste paczki papierosów i pełna popielniczka.
Jednak nie miałem takiego pecha jak myślałem. Znów kompletnie się zalał, co było tym razem dobrą wiadomością. Jak na razie miałem spokój. Tylko do kiedy...?

***

Po skończonym posiłku postanowiliśmy, demokratyczną większością, że tego wieczoru pójdziemy spać szybciej. Muszę stwierdzić, że wykończył mnie dojazd i rozkładanie "obozu". Natomiast Konrad i Nik, zapowiedzieli, że zgadzają się z nami tylko dlatego, że jutro mają zamiar poimprezować i dobrze się bawić. Cokolwiek by to nie znaczyło.
Damian z Maksem nie angażowali się zbytnio w rozmowę. Nie wiedziałam czy to przeze mnie Damian się wycofał i nie odzywał podczas rozmów innych. Co innego mogłabym powiedzieć o Maksie. Ten mógł się nie odzywać tylko z dwóch powodów. Pierwszym mogło być to, że Lena cały czas go ignorowała. Drugim fakt, że Nik od czasu do czasu łypał na niego groźnym wzrokiem.
Pomimo tego, że musiałam dzielić namiot z Damianem, cieszyłam się, że Maks i Nik choć w nocy będą rozdzieleni. Z ich zachowania można spodziewać się tylko jednego. A nie mam najmniejszej ochoty na kolejne kłótnie.
Jako pierwsza weszłam do namiotu. Dyskretnie i szybko się przebrałam i dałam nura pod śpiwór. Choć w dzień było zbyt gorąco, tak teraz odczułam, że lekko się ochłodziło.
Miękki materiał i to, że w końcu mogłam odpocząć sprawiło, że nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.
Obudziłam się zdecydowanie zbyt szybko. Na zewnątrz było jeszcze ciemno, co świadczyło o tym, że być może minęła godzina lub dwie od czasu kiedy zasnęłam. Jęknęłam cicho czując jak całe moje ciało zdrętwiało. We śnie nie zmieniłam pozycji i w dalszym ciągu leżałam na prawym boku, twarzą do śpiwora. Odwróciłam się powoli, starając się robić jak najmniej hałasu.
Dzięki temu, że mój wzrok przyzwyczaił się już do ciemności, mogłam bez trudu rozpoznać twarz chłopaka, który spał sobie smacznie, odwrócony w moją stronę.
Oddychał spokojnie i równomiernie z rękami podłożonymi pod policzek. Wyglądał niewinnie, zupełnie jak niemowlę.
Przyglądając się mu byłam bliska kłótni samej z sobą. W połowie byłam na niego zła, ale zaczęłam też tęsknić za naszymi rozmowami. Nie wiedziałam, które uczucie przeważy w następnych dniach.
Nie chciałam zostać przyłapana na bezceremonialnym wpatrywaniu się w niego, dlatego zamknęłam oczy, udając, że śpię, gdy się przebudził.
Jednak nie zdołałam go oszukać.
- Nie możesz spać?
Zapytał szeptem, podczas gdy ja zastanawiałam się nad dalszą ewentualną kiepską grą aktorską. Może w końcu dałby mi spokój? Ale do czego by to doprowadziło? Nie chciałam go stracić.. Nie chciałam stracić przyjaciela.
- Tak jakby.
Nie chciałam być też dla niego okrutna. W końcu to on mnie tu przywiózł, zorganizował to wszystko bylebym nie była narażona na niechciane wizyty Daniela.
- Mogę dotrzymać ci towarzystwa, jeśli chcesz.
Jak mam się odnaleźć w swoich uczuciach, skoro z każdą chwilą plączą się jeszcze bardziej?
- Spróbuj zasnąć. Mną się nie przejmuj.
Zaśmiał się rozpoznając w moich słowach swoje własne. Po tamtej "bójce" podczas korku zrobiła mu się teraz fioletowa plama, dzięki której wydał mi się przystojniejszy.
- Znów odmowa?
- To nie tak.. - westchnęłam, nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.. ponownie.
- Czuję, że coś nie gra, Jagoda.
W dalszym ciągu nie wiedziałam jak mu to wszystko wytłumaczyć, skoro sama tego nie rozumiałam. Albo czy w ogólne chcę mu cokolwiek powiedzieć.
- Nie chcę, żeby nasza przyjaźń się spaprała.
- Przyjaźń? Zawsze byliśmy tylko przyjaciółmi?
Tym razem to on milczał.
- Nie rozumiem naszych relacji Damian. - przewróciłam się na plecy, chcąc uwolnić się od jego spojrzenia. - Nie wiem co mam o wszystkim myśleć. Coraz bardziej się w tym gubię.
- Chciałbym wytłumaczyć ci co ja czuję, ale podejrzewam, że tego nie chcesz..
- Masz rację, nie chcę.
Odparłam, i nie potrafiąc wytrzymać w tak małym pomieszczeniu, wyszłam na zewnątrz.




chyba uwinęłam się szybciej niż zamierzałam ;)
mam nadzieję, że się spodobało i was nie zanudziłam ;p
kolejny? miejmy nadzieję, że niebawem ^^

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 20

Damian spojrzał na mnie wyczekująco, a ja uzmysłowiłam sobie, że tak naprawdę nie jestem jeszcze gotowa by o tym rozmawiać.
- Lepiej pomóżmy innym.
- Jagoda? Porozmawiaj ze mną.
- My też się musimy rozpakować.
Wstałam, i nie zwracając na jego protesty podeszłam do samochodu, w którym znajdowały się moje rzeczy. Damian w końcu, jak na razie dał za wygraną, i mogłam w spokoju udawać, że nic takiego nie dzieje się w moim życiu. Tak, jakbym wszystko pamiętała, nigdy nie poznała chłopaka o imieniu Daniel, nie była skołowana w związku z uczuciami do Damiana, a ten wyjazd, jest tylko spontaniczną wycieczką w gronie przyjaciół...
Podobno marzenia się spełniają.
Przez resztę popołudnia rozpakowywaliśmy rzeczy i ogólnie urządzaliśmy się w nowym miejscu. Najwięcej kłopotu sprawił nam przydział spania w namiotach.
- To może pary w jednym, a single w drugim? - zaproponował Konrad.
- Zapomnij.
Lena, uparcie nie zgadzała się na dzielenie jednego namiotu z Maksem. Za to ten był jak najbardziej za.
- To może, jedna para i dwójka singli w jednym, i tak samo w drugim namiocie? - tym razem Kinga zabrała głos, na co Nik, odpowiedział, że w takim wypadku z pewnością trafi mu spanie obok Maksa, a tego w stu procentach nie zniesie.
Choć wiedziałam do czego był w stanie się posunąć, zaczęło robić mi się go żal. Przyjechał by, jak zgaduję, pogodzić się z Leną, a tu spotyka go sama wrogość, na każdym kroku.
- O, a może dziewczyny w jednym, a chłopcy w drugim?
Malwina uśmiechnęła się, jak zwykle, rozbrajająco radośnie.
-  Powtarzam, że nie będę spał obok tego debila.
- Ej, uważaj co mówisz, jasne?
- Taka ciota jak ty nie ma prawa mi rozkazywać!
Każde kolejne słowo było bardziej wrogie od poprzedniego. Coraz mniej mi się to podobało.
- Przestańcie, okej? Te kłótnie nie mają sensu.. Przyjechaliśmy tu, żeby pomóc Jagodzie, a wy sobie urządzacie jakieś cholerne przepychanki.
Damian choć nie podniósł głosu, uspokoił chłopaków. Z poważną miną spojrzał to na jednego to na drugiego, a później na mnie.
- Ja, Jagoda, Maks i .. Konrad? - poczekał na potwierdzenie chłopaka i kontynuował - w jednym, a Malwina, Nik, Kinga i Lena, w drugim. Pasuję?
Chciałam powiedzieć, że mnie to nie pasuję, ale wywołałabym kolejną wymianę zdań, na co nie miałam ochoty. Po za tym, nie mogłam tego powiedzieć, po tym, jak Damian oświadczył, że przyjechali tu dla mnie..
- Mam nadzieję, że nie chrapiecie..? - postanowiłam zażartować, ale skutek był zupełnie odwrotny od zamierzonego. Chciałam zmniejszyć napięcie między nami, ale wywołałam tylko siedem zdziwionych spojrzeń.
- No co?
I w tym momencie, zrozumiałam że powodem takiego wzroku może być tylko jedno.
- Nie lubię tego, prawda?
- Wręcz nienawidzisz. - wyjaśniła Kinga, z lekkim uśmiechem.
- Przypomniałaś sobie? - zapytała Lena.
- Nie wiem. Nawet nad tym nie myślałam. Po prostu..
- Ja myślę, że gdzieś w podświadomości kryję się cale twoje życie. Tylko z jakiegoś powodu, podświadomie, nie chcesz sobie go przypomnieć.
Słowa Malwiny wydały mi się bardzo prawdziwe. Jednocześnie podsunęły mi myśl o tym, kogo mogłabym się bać przypomnieć. Wolałam nie ciągnąć tego tematu.
Tak czy siak, wylądowałam zbyt blisko Damiana... w jednym namiocie.
 - Robi się ciemno. - Malwina rozejrzała się wokół siebie.
- I chłodno. - dodała Lena, pocierając ramiona.
- Rozpalimy jakieś ognisko i się zrelaksujemy. Myślę, że tego nam właśnie potrzeba. - oświadczył Konrad, po czym razem z Damianem i Maksem poszli do lasu w poszukiwaniu drewna.
Dziewczyny zaczęły przygotowywać jedzenie, a Nik podszedł do brzegu jeziora. Przykucnął i przez chwilę wpatrywał się w bezruchu w ciemniejące niebo. Bez zastanowienia podeszłam i usiadłam po turecku obok niego.
- Coś cię gryzie?
- Nie. Nie musisz się o mnie martwić. - odpowiedział z uśmiechem.
- Nie podoba ci się obecność Maksa ?
- Jak zawsze spostrzegawcza i empatyczna.
- To nie jest prawidłowa odpowiedź, jak sądzę.
- Faktycznie, zapomniałem dodać, że jesteś uparta. - powiedział i zaśmiał się cicho.
- Powiesz mi czy nie? - zapytałam z lekka ubawiona.
- Nie.
- Nie, nie powiesz, czy nie, nie podoba ci się to, że Maks tu jest?
- Zgadnij. - i znów się zaśmiał.
- Ty tak zawsze?
Zapytałam poirytowana i rozśmieszona.
- Przeważnie.
- Wkurzające.
- Z tobą też nie jest łatwo wytrzymać .
- Więc dlaczego zgodziłeś się na to by tu z nami przyjechał?
Postanowiłam zakończyć tę śmieszną, ale i niepotrzebną w tej chwili konwersację.
- Chyba coś mi odwaliło. Wtedy, gdy z nim rozmawiałem, uwierzyłem mu, że żałuje tego co zrobił. Sam nie rozumiem jak mógł polecieć na inną, mając tak fantastyczną dziewczynę. Lena była dla niego wręcz aniołem. Rzadko się złościła, nie robiła mu scen, no i nie miała nic przeciwko wypadom z kolegami.. Może i to był błąd. Być może gdyby nie była taka wyrozumiała i ten jeden raz nie pozwoliła mu iść z kumplami..
- Wydaje mi się, że jeśli miał ją zdradzić, doszłoby do tego prędzej czy później.
- Chyba masz rację. Tylko, że zaczynam żałować swojej decyzji.
- Dlaczego?
- Jeśli uda mu się ją ubłagać.. a ona mu wybaczy.. Nie wiem czy będę w stanie traktować go tak jak dawniej, czy ja potrafię mu to wybaczyć.. Nie chcę być egoistą.
Rozumiesz?
- Tak, chyba tak.
Dostrzegłam, że stara się myśleć o innych i stawiać ich dobro ponad własne. To skarb mieć takiego przyjaciela, czy chłopaka.
- Malwina jest pewnie dumna z takiego chłopaka.
Na dźwięk jej imienia uśmiechnął się mimowolnie.
- To ja jestem szczęściarzem. I pomyśleć, że to ty mogłabyś być na jej miejscu.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Przesłyszałam się czy on to naprawdę powiedział?
- Na serio?
- Tak. Kilka tygodni po tym jak Damian poznał ciebie i Kingę, przedstawił mnie wam. Nie zaprzeczam, że wpadłaś mi w oko, ale przede wszystkim spodobał mi się twój charakter. Oczywiście zanim cię gdzieś zaprosiłem zapytałem Damiana czy nie ma nic przeciwko..
- Dlaczego akurat jego?



wybaczcie, ale nie mam ostatnio czasu, żeby dodawać częściej. 
postaram się jednak dodawać kolejne w ciągu tygodnia. 
no i nie ukrywam, że mam już kilka pomysłów, dzięki którym będzie tu ciekawiej ;)
podobało się? mam nadzieję. 
do następnego ^^

niedziela, 6 października 2013

Rozdział 19

Nie chciałam już nigdy więcej słyszeć tego głosu, dlatego też rozłączyłam się zanim znów się odezwał. Kierowana impulsem wyrzuciłam telefon w głąb lasu. Wzięłam kilka uspokajających oddechów, wmawiając sobie, że tu mnie nie znajdzie.
- Kto dzwonił?
Nie usłyszałam nawet, że Damian do mnie podszedł. Drgnęłam na dźwięk jego głosu, przez co od razu domyślił się odpowiedzi.
- Jagoda. Z nami jesteś bezpieczna. - powiedział odwracając mnie do siebie. Spojrzałam w jego zatroskane oczy, czując, że nie chciałabym być teraz nigdzie indziej. Wtuliłam się w ramiona Damiana, zaciskając oczy. Pragnęłam o wszystkim zapomnieć. Zaszyć się gdzieś w środku lasu i nie wychodzić z niego już do końca życia.
Z niechęcią oderwałam się od chłopaka, gdy usłyszałam warkot silnika, oznajmiający, że nasi przyjaciele właśnie do nas dołączyli.

***

Przez kilka dobrych minut patrzyłem w skupieniu jak Daniel, próbuje zapanować nad wściekłością. Chodził od ściany do ściany z zaciśniętymi pięściami i twarzą pełną szaleńczych uczuć. Właśnie w takich momentach próbowałem schodzić mu z drogi. Od kiedy go poznałem miał problemy z kontrolowaniem gniewu. Nie śmiałem nawet wspominać mu o psychologu. Jedynym, który tego spróbował, był Maciek. Wiele razy mówił mi, że żałuje tej decyzji. Nigdy nie zapomnę trzasku łamanej kości, po tym gdy Daniel usłyszał o pomocy psychologicznej. Na szczęście niczego poważnego nie wyrządził jego silny cios. Choć regularnie chodzi na siłownię rezultaty nie są widoczne gołym okiem. Żaden z nas nie chciałby się przekonywać na własnej skórze o jego postępach. Za dobrze go znamy.
- Rozłączyła się. - wycedził przez zaciśnięte zęby.
Nie odzywałem się. Wolałem poczekać i sprawdzić, czy w dalszym ciągu ma ochotę wyładować na kimś swoją złość.
- Rozumiesz to?! Nie chciała ze mną, kurwa, rozmawiać!
Krzyknął patrząc mi prosto w oczy. Nie odwracałem wzroku. Cierpliwie słuchałem, nie robiąc żadnych uwag.
- Jakby w ogóle miała jakiś wybór. - dodał nieco spokojniej. - Nie pozwolę na to by spędzała tyle czasu z tym fagasem, z dala ode mnie. 
- Co chcesz zrobić ? - zapytałem spokojnie, choć wewnątrz mnie głębiły się niepokój i lęk.
Daniel przez chwilę patrzył na mnie całkowicie się rozluźniając. Rozważał moje pytanie z nieobecnym wzrokiem.
- Znajdź ją. Chcę wiedzieć z kim dokładnie wyjechała, dokąd i na ile.
Powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Oczywiście, jak sobie życzysz. Nie śmiałbym ci się sprzeciwić. Choć bardzo bym chciał, pomyślałem.

***

Niewielkie jezioro i pomost. I choć nie pamiętam czy potrafię i lubię pływać, lekki wietrzyk o charakterystycznym zapachu wody przyniósł mi ukojenie. Spontanicznie, nie patrząc na innych pomaszerowałam przed siebie. Stare deski skrzypiały pod moim ciężarem. Z jednej strony przyszło mi na myśl, że w każdej chwili, któraś mogłaby się załamać. Jednak mimo to dotarłam na sam koniec. Wpatrywałam się w widoki przede mną, ignorując śmiechy i rozmowy pozostałych, które fantastycznie się roznosiły. Nie uszły mojej uwadze kolejne skrzypienia desek.
- Świetny widok, prawda? - zapytała z uśmiechem niska blondynka, z niebieskimi oczami, Lena.
- Tak. Fantastyczny.
- Za każdym razem podoba mi się tu coraz bardziej.
- Byłaś tu już?
- O tak, wiele razy. Tak jak ty.
Spojrzałam na nią trochę zdziwiona, po czym odetchnęłam głęboko. O tak wielu rzeczach jeszcze nie pamiętam.
- Kto znalazł to miejsce?
Lena odwróciła ode mnie wzrok ze smutnym spojrzeniem. Patrzyła przez chwilę na las rozpościerający się na drugim końcu jeziora, po czym znów na mnie spojrzała.
- Kiedyś wybrałam się z Maksem na wycieczkę motocyklem. Było naprawdę świetnie. Uwielbiałam ten wiatr na twarzy i we włosach.. oraz to, że byłam tam z nim. Nie chcieliśmy jeszcze wracać do domu i przerywać tej magicznej chwili bycia razem, dlatego skręciliśmy w pierwszą ścieżkę, którą zobaczyliśmy i trafiliśmy tutaj - uśmiechnęła się lekko na to wspomnienie, następnie spojrzała w dół, na pomost - Przez długie godziny, niemal do zachodu słońca, siedzieliśmy tu, rozmawiając i ciesząc się swoją obecnością. Był to chyba najbardziej idealny wieczór jaki dotąd było mi dane z nim spędzić.
Obejrzałam się na pozostałych, zauważając, że Maks patrzy na nas z zainteresowaniem i czymś jeszcze, czego nie udało mi się zidentyfikować z tej odległości.
- A więc otaczają mnie same pary, hm?
- Nie jesteśmy już razem. - wypowiedziała te słowa z ledwo zauważalnym smutkiem, w bardzo szybkim tempie, jakby chciała zamknąć już ten etap w swoim życiu.
Na myśl nasuwało mi się tylko jedno pytanie, ale czułam, że nie powinnam o to pytać. Nie chciałam jej zmuszać do jakichkolwiek wyjaśnień. Na wszystko przyjdzie czas.
- Zepsuł wszystko. - powiedziała. - I choć cząstka mnie chciałaby mu wybaczyć, nadal nie potrafię wyprzeć z myśli obrazu, na którym całuje się z inną.. w rozpiętej koszuli, na środku pokoju, trzymając ją za pośladki.
Zacisnęła oczy, kręcąc głową. Dobrze wiem co robiła.. Chciała wyrzucić to z głowy, ale nie potrafiła.
- Reszta o tym wie ?
- Tak, dlatego Nik, zachowuje się co do niego tak ozięble. Traktuje mnie jak młodszą siostrę, a ja jego jak brata. Do tej pory nie wiem, jak Maks zdołał przekonać Nika, by mógł z nami pojechać.
Teraz rozumiem tę niechęć, jaką wyczułam między nimi. Zresztą wcale nie dziwię się Nikowi. Z całej siły starałam się nie uprzedzać co do Maksa, by nie wprowadzać i tak już trochę napiętej atmosfery. 
- Chodźmy zobaczyć czy rozstawili namioty. - powiedziała z delikatnym uśmiechem, nadal myśląc o swoich wcześniejszych słowach.
W ciszy dotarłyśmy do reszty skupionej wokół dwóch prawie rozstawionych namiotów. Malwina z Kingą siedziały na drewnianej ławce połączonej ze stołem, której wcześniej nie zauważyłam i przyglądały się chłopakom z rozbawieniem.
- Nie radzicie sobie? - zapytałam.
- Wręcz przeciwnie. Wszystko idzie jak po maśle.
Nik, puścił do mnie oczko i uśmiechnął się przyjacielsko, wskazując na Damiana, który stał z jakimś metalowym czymś i z poważną miną patrzył na namiot.
- Coś ci chyba nie wychodzi.
- Poczekaj chwilę.
Posłusznie niczego więcej nie mówiłam, i czekałam aż Damian poradzi sobie z postawieniem namiotu. Po pozie Nika wywnioskowałam, że chciałby pomóc, ale ten mu nie pozwala. Męska duma, czy może coś innego?
Po chwili usłyszeliśmy trzask i odgłos zapadającego się namiotu.
Nie potrafiłam się opanować, widząc zagubioną minę chłopaka, więc chwilę później stałam skręcając się ze śmiechu razem z resztą.  Damian także śmiał się z siebie, ale nie uszło mojej uwadze to, że patrzy na mnie w czysto chochlikowy sposób. Zupełnie jakby coś knuł.
- Trzeba cię chyba ostudzić.
Był to bardzo dobry sposób na przegnanie ataku śmiechu. Uśmiech zniknął z mojej twarzy tak szybko jak się pojawił i teraz stałam naprzeciw niego z miną niewiniątka, przeczuwając jakie są jego plany.
- Przecież ty nawet namiotu nie potrafisz rozstawić. - wiedziałam, że moje docinki nie skończą się najlepiej, ale nie potrafiłam się powstrzymać.
- Sama tego chciałaś. - ostrzegł i tak, że nawet nie zauważyłam wziął mnie na barana. Wydałam z siebie krótki okrzyk zaskoczenia po czym zaczęłam wymierzać w jego plecy kilka kobiecych uderzeń.
- Puść mnie. - chciałam by zabrzmiało to bardziej stanowczo, ale przypomniała mi się opowieść Damiana, gdy wnosił mnie tak po imprezie po schodach, więc znów zebrało mi się na śmiech.
- Nie ma mowy. - odpowiedział świetnie się bawiąc i niemal pobiegł na koniec pomostu, skąd zeskoczył nim zdążyłam cokolwiek wykrzyknąć.
Wynurzyłam się łapiąc powietrze, po czym uświadomiłam sobie, że mam tu grunt i mogę swobodnie stanąć. Damian patrzył już na mnie z zawadiackim uśmiechem. Nie mogłam się powstrzymać, więc ochlapałam go z całej siły i z impetem zaczęłam przedzierać się na brzeg. Faceci oczywiście nie posiadali się ze śmiechu, więc ich też troszkę ochlapałam.
- Hej, my ci nic jeszcze nie zrobiliśmy. Za co to? - Nik podniósł ręce w obronnym geście, nadal się śmiejąc.
- Za całokształt.. I na przyszłość. - dodałam po chwili namysłu.
Podeszłam do dziewczyn, w dalszym ciągu siedzących na ławce.
- Chcesz ręcznik? - zapytała Malwina.
- Chyba nie ma sensu się wycierać przy takiej pogodzie.
Słońce nadal grzało niemiłosiernie, choć teraz odczuwałam tylko przyjemne ciepło. Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że za chwilę będę już sucha.
Chwilę później usiedliśmy wszyscy wokół stołu. Na Damiana nie patrzyłam, zastanawiając się czy się na niego obrazić. W ten sposób, może nie będziemy musieli wracać do tamtej rozmowy.
- I co teraz?
- Z czym? - odpowiedział lakonicznie Konrad.
- Nie będziemy raczej spać w jednym namiocie, geniuszu.
- Zawsze możesz spać na pomoście.
Lena zrobiła naburmuszoną minę i wytknęła do niego język.
- Ty też.
- Ja mam namiot. - powiedziałam, przypominając sobie, że rodzice kupili mi go tuż przed wyjazdem. Chwila.. ja przecież nie mam rodziców...
- To świetnie. - Malwina klasnęła w dłonie i uśmiechnęła się szeroko. Natomiast Kinga zaoferowała się, że go przyniesie... i rozłoży na co wszyscy oprócz mnie wybuchnęli śmiechem.
- No to co, trzeba się rozpakować.
Zakomenderowała Malwina. Podczas, gdy reszta poszła po bagaże do samochodów nadal nie ruszyłam się z miejsca. Tak jak i Damian.
- Co ci jest? Martwisz się o Daniela? Chwilami całkowicie się wyłączasz.
- Chodzi o moich rodziców. 



ta dam!
mam nadzieję, że się podobało ;D

wtorek, 24 września 2013

Rozdział 18

Cichy szum drzew i świergot ptaków towarzyszył nam od chwili, w której dołączyłam do Damiana. Dlaczego to zrobiłam? Szczerze.. nie wiem.
W dalszym ciągu nie rozumiałam swoich uczuć do niego, a co dopiero własnego zachowania. Przyszła mi do głowy myśl, że może powinnam ograniczyć trochę naszą znajomość... Nie wiedziałam też jak mam to zrobić teraz, gdy jego obecność jest nieunikniona? Tak czy owak nie jestem pewna czy chciałabym się od niego oddalić.
Jak dotąd jest mi najbliższą osobą, oczywiście pomijając Kingę. Okazał się być wspaniałym przyjacielem, na którego mogę liczyć. Naprawdę go lubię i uwielbiam przebywać w jego towarzystwie. Po za tym nie mogę odgrodzić się od niego bez jego zgody i wiedzy.. To byłoby nie fair, decydować za niego. I nie myślę o tym w ten sposób, tylko dlatego, że sama nie chcę tego robić. Chyba.. .
- Jak się czujesz?
Zapytał po dość długiej i przyjemnej ciszy.
- Chyba ja cię powinnam o to zapytać.
- Mną się nie przejmuj. Zresztą podbite oko to nie koniec świata.
Uśmiechnął się w ten mój ulubiony sposób, a promienie słońca jeszcze bardziej rozświetliły tajemnicze iskierki w jego oczach.
- Zachowałeś się bardzo odważnie.
- Zrobiłem to co uważałem za słuszne.
- Nie doceniasz się, wiesz?
- Cieszy mnie, że ty to robisz.
- Nie wygłupiaj się, mówię poważnie. - szturchnęłam go lekko w ramię. - Nie zdajesz sobie sprawy jaki jesteś, prawda?
- A jaki jestem twoim zdaniem?
- Pomińmy fakt, że praktycznie znam cię od niedawna, ale z tego co zaobserwowałam wynika, że jesteś naprawdę świetnym facetem, nie wspominając już o tym jakim jesteś przyjacielem.
Damian spojrzał na mnie zaskoczony i ucieszony jednocześnie. Nie wiedziałam co spowodowało taką reakcję, albo nie chciałam tego przed sobą przyznać.
- No co?
- Nic.
Odpowiedział z jeszcze szerszym uśmiechem. Przez chwilę przyglądałam się jak idzie, patrząc przed siebie, nie potrafiąc przestać się uśmiechać.
- Co cię tak ucieszyło?
- Twoja opinia. To, że uważasz mnie za świetnego faceta.
Zdradził, nieświadomy tego, że mogę to interpretować tylko w jeden sposób.
- Dlaczego jest taka ważna?
- Bo ty jesteś dla mnie kimś ważnym.
Speszyła mnie jego odpowiedź. Nie wiedziałam gdzie mam się spojrzeć. Przecież nie możemy..
- Znowu się tak zachowujesz. - stwierdził, zrezygnowany.
- Jak?
- Milkniesz, odgradzasz się ode mnie. A ja nie wiem dlaczego.
Naprawdę to robię? Choćby podświadomie wypełniam swój plan, którego zdecydowałam się nie wypełniać?
- Naprawdę nie wiem co ci powiedzieć.
- Prawdę. Tylko ona się liczy.
- Ehh.. - nie potrafiłam zebrać myśli, a co dopiero podjąć decyzję, czy opowiedzieć mu o swoich uczuciach. - to trochę dziwne.
- Pamiętasz jak powiedziałem ci podczas spaceru, że możesz powiedzieć mi wszystko? Nie ważne jak dziwne czy niewiarygodne by to nie było? Wydaje mi się, że nadszedł ten moment.
Miał rację. Obiecał mi wtedy, że zawsze postara mi się pomóc. A ja jestem mu winna wyjaśnienia.
- Chodzi o to, jak na ciebie reaguję, gdy jesteś... blisko.
Spojrzałam na niego niepewnie, nie wiedząc jakiej reakcji się spodziewać. Patrzył na mnie tylko ze skupieniem i ciekawością. Zdecydowałam się mówić dalej.
- Po prostu cały czas mam wrażenie jakbyśmy nie byli tylko przyjaciółmi. - skróciłam, nie wiedząc w jakie słowa ubrać moje uczucia, przypuszczalne uczucia.
Nie doczekałam się żadnej reakcji. Ani takiej, której mogłabym się obawiać ani tej drugiej.. chociaż paradoksalnie obawiałam się obu.
- Damian! Jagoda!
Spojrzałam zaskoczona w stronę dochodzącego głosu.
- Już myślałem, że nie dojedziecie. Chociaż, wnioskując po waszej dwójce nie do końca dojechaliście. - dodał żartobliwie zielonooki blondyn.
- Dzwoniłem do was kilka razy. - powiedział Damian z wyrzutem.
- Przecież wiesz, że tutaj trudno o zasięg.
Przywitał się z Damianem wzajemnym klepnięciem w ramię i zwrócił uwagę na mnie.
- Super, że tu z nami jesteś.
Nie sposób było nie odwzajemnić uśmiechu jakim mnie obdarzył.
- Też się cieszę.. chyba.
- Nie martw się z nami nie zginiesz.
W dalszym ciągu nie wiedziałam kim tak dokładnie jest koleś, stojący przede mną. Jednakże nie to teraz wzbudzało najbardziej moją uwagę.
Za blondynem niedaleko nas stała trójka znajomych, podejrzewam, że to o nich wspominał mi Damian. Dwie dziewczyny i chłopak wpatrywali się we mnie z nieskrywanymi uśmiechami. Czułam się dość niezręcznie.
- Och. Zapomniałem.. Jestem Nik.
Powiedział i wyciągnął do mnie prawą dłoń. Uścisnęłam ją, nie do końca pewna jak powinnam się zachować. - Dziewczyna o cudnych kasztanowych włosach to Malwina, moja dziewczyna. Obok niej stoi Lena, a ten tam to Maks.
Odpowiedziałam na ciche przywitania reszty, zastanawiając się dlaczego Nik przedstawił mi, Maksa - chłopaka stojącego obok niskiej blondynki, z niechęcią, której chyba nie potrafił opanować. Ten drugi także nie był chyba zadowolony z obecności Nika.
- Skoro prezentacja została już wykonana, możesz pojechać po Kingę i Konrada? Mieliśmy małą awarię.
Damian, nie wdając się w szczegóły, tej "małej awarii" streścił Nikowi co się wydarzyło i gdzie powinien szukać naszych przyjaciół.
Rozejrzałam się po lesie, w którym nadal widniała tylko jedna droga.
- Gdzie tak właściwie jedziemy? - zapytałam, gdy auto Nika zniknęło nam z oczu.
- Do..
- Zobaczysz.
Damian przerwał Malwinie, co rozśmieszyło, Lenę i Maksa.
- Odpłacasz się za te wszystkie docinki i psikusy? - zapytał ironicznie chłopak.
- Chwila, co?
Zapytałam zaintrygowana, trzymając się pod boki.
- Czuję, że nie będziemy się tu nudzić. - stwierdziła Lena.
- Jak zwykle nie? - dodała Malwina, wymieniając się z koleżanką porozumiewawczymi uśmiechami.
- Czy ktoś mi tu powie o co chodzi?
- Sama się przekonasz, gdy tylko poczujesz się bardziej swobodnie .
Spojrzałam na Maksa, z jeszcze większym zdezorientowaniem. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Dlatego postanowiłam nie dawać im tej satysfakcji i o nic się już nie dopytywać w tej kwestii.
Skrzyżowałam ręce na piersi i spojrzałam na Damiana wymownie.
- Hej, nie patrz tak na mnie. Tak po za tym nie dokończyliśmy jeszcze naszej rozmowy.
Od razu opuścił mnie wojowniczy duch walki. W sensie czysto metaforycznym oczywiście. W głowie miałam jeszcze większy mętlik, i nie chciałam nawet myśleć o tym co mu powiem.
Przed jakąkolwiek wypowiedzią wybawiły mnie wibracje telefonu. Odebrałam nie patrząc na wyświetlacz, co staje się chyba moim nawykiem.
- Tak, słucham?
Zapytałam odchodząc na drugą stronę drogi.
- Chcesz ode mnie uciec, kochanie?

- Daj mi w końcu święty spokój! 



straaasznie długo mnie tu nie było,
 ale miałam zbyt wiele na głowie, by napisać coś sensownego ;c
zbyt krótki, wiem, ale znów na nowo się w to wkręcam,
więc wypatrujcie nowej notki ;)
 

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 17

Z zamkniętymi oczami cierpliwie czekałam, aż nasza podróż dobiegnie końca. Z otwartych okien do auta wlatywało świeże powietrze, które tylko odrobinę nas ochładzało. Słońce świeciło niemiłosiernie, a korki wydłużały się z każdą upływającą minutą. Coraz częściej dało się słyszeć ciche westchnienia, również moje.
- Jesteś pewien, że nie możemy pojechać inną drogą?
- Skarbie, pytasz o to już piąty raz.
- Wiem, po prostu miałam nadzieję, że się pomyliłeś.
Kinga westchnęła raz jeszcze, a Konrad zaśmiał się cicho, kręcąc głową.
- Te kobiety.
Dodał żartobliwie Damian. Dwaj chłopcy okupowali przednie siedzenia, twierdząc, że to oni lepiej znają drogę. A my powinnyśmy odpoczywać z tyłu.
Mnie osobiście spodobał się ten pomysł, w przeciwieństwie do Kingi. Mogłabym swobodnie pomyśleć o moim coraz bardziej komplikującym się życiu, albo po prostu iść spać.. Gdyby to tylko było możliwe...

- Taak, za to mężczyźni dbają o wszystko..
Odezwałam się po raz pierwszy od postoju na stacji benzynowej.
- Jagoda, nie przygrzało cię to słońce czasami?
Zapytała zdziwiona Kinga.
- Jak dla mnie całkiem miła odmiana. Muszę przyznać, że się z tobą zgadzam. - wtrącił Damian, przyglądając się nam w lusterku.
- Chociaż klimatyzacji nie potrafią naprawić. - dodałam z uśmiechem.
- Ehh, ulżyło mi.
Kinga zaśmiała się cicho, wystawiając rękę za okno. A ja ponownie zamknęłam oczy, aby spróbować się zrelaksować.
Ani Konrad, ani Damian nie skomentowali tego w żaden sposób, dalej urażeni naszymi docinkami, którymi obdarzyłyśmy ich podczas próby ponownego włączenia klimy. W gruncie rzeczy zepsuli ją do reszty.
- Możecie włączyć radio? - zapytała przyjaciółka. - Tylko proszę delikatnie. - dodała śmiejąc się pod nosem.
Konrad uparcie patrząc przed siebie wcisnął odpowiedni przycisk, a sekundę później usłyszeliśmy rytmiczny kawałek o wakacjach.
Wyjrzałam przez okno, chcąc odwrócić myśli od rodziców, prawdziwych czy też tych, którzy mnie wychowali.
Inni tak jak my, niecierpliwili się ruchem drogowym, a raczej jego brakiem. Dwójka dzieci w niebieskim Audi przyciskała twarze do okien, robiąc przy tym śmieszne miny. Szczęściarze z nich.. Widocznie klimatyzacja działała im bez zarzutu. Starsze małżeństwo uśmiechało się do siebie podczas rozmowy, całkowicie ignorując upał i duchotę.
  Głośny klakson zwrócił naszą uwagę. Kilka metrów przed nami mężczyzna przed trzydziestką, wymachiwał ręką w kierunku innego auta, w którym siedział chłopak, na oko dwudziestoletni, z irokezem na głowie i kpiącym uśmieszkiem.
- Wyluzuj stary.
Z zaciekawieniem, tak jak reszta ludzi z samochodów, znajdujących się blisko zdarzenia, wychyliliśmy głowy przez okna, by lepiej słyszeć. Konrad dodatkowo wyłączył radio.
- Wyluzuj? Że co proszę?! Już ja cię nauczę szacunku gówniarzu.
Starszy mężczyzna z rozmachem zamknął drzwi swojego auta i podszedł dynamicznym krokiem do czarnego samochodu chłopaka.
- No już, wyłaź. Bądź facetem, a nie jakąś ciepłą kluchą. - przy ostatnim słowie splunął na asfalt.
Z twarzy chłopaka zniknął leniwy uśmiech, robiąc miejsce zaciętości i jakiemuś cichemu postanowieniu. Wyszedł z auta, zamknął za sobą drzwi i stanął oko w oko ze swoim rywalem.
- Na co czekasz? - zachęcił tamtego. - Może teraz ty tchórzysz?
Starszy mężczyzna zaśmiał się cicho, spojrzał w bok, a potem znienacka .. uderzył chłopaka z całej siły w twarz.
- Trzeba to powstrzymać.
Zanim się obejrzałam niemiłe docinki zamieniły się w bójkę, a Damian szedł w kierunku całego zamieszania. Konrad ruszył za nim. Bez wahania wysiadłam z auta, nie słuchając protestów Kingi.
Teraz mogłam z bliska oglądać zmagania czworga facetów. Damian złapał mężczyznę za ramiona i próbował odciągnąć go od chłopaka z irokezem, którym zajął się Konrad. Z niemałym trudem udało im się ich rozdzielić.
Chłopak przestał się wierzgać, więc Konrad mógł go puścić. Widocznie znudziło mu się  udowadnianie, że jest prawdziwym facetem... Tak, bardzo dojrzałe moim zdaniem.
Natomiast mężczyzna, który powinien być już dojrzały ze względu na swój wiek, dalej się wyrywał.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem!
- Niech się pan uspokoi.
Damian wzmocnił uścisk, godny prawdziwego zapaśnika.
- Jestem spokojny! Puść mnie do cholery!
Mężczyzna w jakiś sposób zdołał uwolnić rękę, by po chwili uderzyć łokciem, nos Damiana.
Zaczerpnęłam ze świstem powietrze i zakryłam usta ręką, krzywiąc się na widok strużki krwi, płynącej z nosa Damiana. Zdeorientowany puścił mężczyznę, który wykorzystał obrót sytuacji i ponownie z całej siły uderzył mojego przyjaciela w twarz. Tym razem trafił w oko.
Reszta ludzi dokoła wydobyła z siebie dźwięki współczucia, ale żadne nie pomyślało o pomocy.
Konrad, jakby budząc się z transu, powstrzymał mężczyznę przed dalszym rozlewem krwi. Przyszło mu z pomocą jeszcze kilku mężczyzn, którzy dopiero teraz poczuli, że powinni się włączyć. Wspólnymi siłami udało im się uspokoić mężczyznę. Podbiegłam do Damiana.
- Boże, nic ci nie jest?
Złapałam go za ramiona przypatrując się czerwonym śladzie po uderzeniu.
- Jest dobrze Jagoda, nie martw się.
Uśmiechnął się pocieszająco i złapał mnie w talii.
- Nie uderzył cię nigdzie indziej?
Przeniosłam dłonie na jego klatkę piersiową, sprawdzając czy wszystko z nim w porządku. Na szczęście, albo i nieszczęście, ucierpiała tylko jego twarz.
- Nie. Zobaczysz, do wesela się zagoi.
Zapewnił trafnie odczytując moje myśli.
- Chodźcie. Za chwilę powinniśmy ruszyć .
Konrad uporał się już z pobudliwym mężczyzna i szedł teraz w kierunku samochodu.
Zgodnie ruszyliśmy za nim. Niektórzy bili brawo dwóm wybawcom, uśmiechając się i krzycząc "Dobra robota!". Chłopcy tylko odwzajemniali uśmiechy, ale byli widać zbyt zmęczeni na jakiekolwiek konwersacje.
Zanim Damian zdążył usiąść na swoje miejsce, pociągnęłam go na tylne siedzenie.
- Kinga, przenieś się do przodu, okej? Mamy tu jakąś apteczkę?
- Jasne. Leży z tyłu pod siedzeniem.
Damian bez protestu zajął miejsce koło mnie, podczas gdy w końcu mogliśmy jechać dalej. Wyjęłam z apteczki wodę utlenioną i gazę. Przysunęłam się bliżej Damiana, polałam trochę wody na gazę i przysunęłam do jego twarzy.
- Nie ruszaj się teraz.
Delikatnymi ruchami przemywałam mu krew z rozciętej brwi i nosa. Mimowolnie zacisnął rękę na moim udzie. Zignorowałam ten fakt, domyślając się, że w jakiś sposób mu to pomoże.
Gdy skończyłam Damian wypuścił ze świstem powietrze i spojrzał mi w oczy.
- Nie musiałaś tego robić.
- Musiałam.
Znów poczułam to dziwne przyciąganie, które nie pozwalało mi odwrócić wzroku. Nie pomagał też szczery uśmiech Damiana.
- Dlaczego?
- Dlaczego, co?
W jakiś dziwny sposób zgubiłam wątek naszej rozmowy. W dodatku czułam się dziwnie, wiedząc, że Kinga i Konrad wszystkiemu się przysłuchują.
- Dlaczego zrobiłaś.. to wszystko? - zamaszystym ruchem wskazał swoją twarz i gazę, którą jeszcze trzymałam w ręku.
- Bo nie chciałam, żebyś wyglądał jak pół nieszczęścia. A właśnie!
Rozejrzałam się po wnętrzu samochodu, by w końcu oderwać od niego wzrok, ale nic nie rzuciło mi się w oczy.
- Co?
Zapytał zdziwiony chłopak.
- Mamy tu coś zimnego? - zapytałam z powątpiewaniem. Wszystko tu było strasznie nagrzane od słońca.
- Weź piwo z lodówki.
- Z lodówki?
- Takiej przenośnej. Kinga, podasz jej?
I w taki oto sposób dowiedziałam się, że mamy w aucie małą, przenośną lodówkę.
Wzruszyłam ramionami i przyłożyłam lodowatą i pełną puszkę do oka Damiana.
- Powinno pomóc.
- Wiesz, jeszcze nikt mi nie przykładał piwa na opuchliznę.
Zaśmiał się, dalej trzymając rękę na mojej nodze. Nie przeszkadzało mi to. Też się zaśmiałam, uświadamiając sobie, że z pewnością śmiesznie to wygląda.
- Okej, oprzyj się wygodnie.. o tak. - powiedziałam, gdy Damian zniżył się na siedzeniu i oparł głowę o zagłówek. - A teraz.. - złapałam jego rękę, która teraz leżała bezwładnie na moim udzie, podniosłam i dotknęłam nią puszki. - ... trzymaj ją sam.
Damian odłożył piwo na bok i spojrzał na mnie z wyrzutem.
- No wiesz.
- Co? - zaśmiałam się z jego miny, poturbowanego szczeniaczka.
- Myślałem, że będziesz się teraz mną opiekować.
- Zapomnij.
Nieświadomie przysunęłam się bliżej niego.
- No co ty, teraz?
- Teraz? - uśmiechnęłam się, nie wiedząc do czego zmierza.
- Gdy już pokazałaś mi jakie to miłe..
Zaśmiałam się raz jeszcze, przypominając sobie wiele razy, gdy mnie tak rozśmieszał. Gdy spoważniałam, zorientowałam się, że jesteśmy stanowczo zbyt blisko siebie. Serce zaczęło mi szybciej bić, wybijając mnie tym z pantałyku.
- Może lepiej się prześpij.
Uśmiechnęłam się delikatnie i oparłam o swoje własne siedzenie. Wyjrzałam przez okno. Dlaczego nie mogę go traktować tylko jak przyjaciela? Nie rozumiałam już swoich uczuć. Gdyby był tylko moim przyjacielem, nie reagowałabym tak na jego bliskość, prawda?
Bardziej poczułam niż zauważyłam, że zaczęliśmy zwalniać, aż w końcu stanęliśmy na środku drogi, i to w lesie.
- Dlaczego się zatrzymaliśmy? - zapytała Kinga, w chwili, gdy sama chciałam to zrobić.
- Zabrakło paliwa.
Otworzyłam usta ze zdziwienia. Zabrakło paliwa? To dlaczego wcześniej nie zatankował?
- Nie zatankowałeś?
Kinga była wprost oburzona. Cieszyłam się, że nie jestem teraz w skórze Konrada, przypominając sobie pobudkę w jej wykonaniu, a przecież wtedy nie była wściekła.
- Oczywiście, że tak. Coś się musiało stać.
Razem z Damianem wyszli z samochodu. Głównie z ciekawości, z Kingą zrobiłyśmy to samo.
Przez chwilę chłopcy grzebali pod maską auta, czemu przyglądałyśmy się bez żadnych docinków. Lekki wietrzyk przynosił chwile ukojenia, po gorących, słonecznych promieniach.
- Zdaje mi się, że masz dziurawy zbiornik paliwa.
Damian wyszedł spod auta i otrzepał się z piasku. Nawet Kinga, która raczej nie zajmuje się samochodami pojęła wagę sytuacji.
- I co teraz?
Zapytała bardziej pokojowo.
- Zadzwonię do Nika. Może nas doholuje.. Na pewno już tam są.
Nik? Kto już tam jest? Nasza paczka znajomych, którą miałam "na nowo" poznać? I gdzie jest to tam?
Damian kilkakrotnie próbował się dodzwonić do Nika i innych, ale żadne z nich nie miało zasięgu. Nie wiedziałam co o tym myśleć. 
- Zostało jeszcze jakieś półtorej kilometra.. Pójdę do nich i załatwię pomoc.
Zaproponował Damian. Nie słysząc żądnego protestu, wyjął butelkę wody z samochodu i ruszył przed siebie. Nie wiem co mną kierowało, ale musiałam go zatrzymać.
- Poczekaj! Idę z tobą.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 16

Gdybym je pamiętała, pewnie całe życie przewinęłoby mi się przed oczami. A tak, przypomniała mi się tylko kobieta o długich, kręconych brąz włosach ze zdjęcia, która prawdopodobnie opiekowała się mną w domu dziecka. Tylko dlaczego akurat mnie poświęcała tyle uwagi? Czy nie powinna postępować fair w związku z innymi dziećmi? Sierotami, takimi jak ja..
- Wiedziałam o tym, przed wypadkiem?
Zapytałam po tym, jak usiadłam obok mamy na podłodze.
- Nie. Nie mieliśmy z Adrianem odwagi ci powiedzieć.
Z Adrianem? Boże, nie pamiętam nawet imion własnych rodziców. A nie, nie własnych. To mi chyba mogą wybaczyć. 

Pewnie gdyby nie utrata pamięci, poczułabym się gorzej. Tylko ciekawość mogła mnie uchronić od załamania i rozpaczy.
- Dlaczego mnie zaadoptowaliście? 
Mama westchnęła cicho i zapatrzyła się w punkt przed sobą. Na chwilę przestała płakać, a potem zaczęła opowiadać.
- Kilka lat po naszym ślubie postanowiliśmy powiększyć naszą rodzinę. Odstawiłam tabletki antykoncepcyjne, ale po jakimś czasie żadne z nas nie zauważyło rezultatów. Adrian zaproponował, abyśmy poprosili o pomoc ginekologa. Zgodziłam się, bo dlaczego by nie? Następnego dnia zadzwoniłam do lekarza poleconego przez moją mamę i umówiłam nas na wizytę. Tam bardzo miły i pomocny doktor proponował nam wiele rozwiązań, ale żadne nie przynosiło należytych skutków. I wtedy właśnie dr Jakub postanowił zrobić nam badania płodności. Z niecierpliwością czekaliśmy na wyniki, a kiedy już przyszły bałam się je otworzyć. Adrian w końcu zdobył się na odwagę i przeczytał swoje. Odetchnął z ulgą i uśmiechnął się do mnie zachęcająco, a ja kierowana nadzieją, zaczęłam czytać wyrok jakim mnie obarczono. Okazało się, że nie mogę mieć dzieci. Załamałam się.. Bałam się, że Adrian przestanie mnie kochać, dlatego że nie będę mogła dać mu potomka, o którym tak marzył. Nie doceniałam go. To on wyprowadził mnie z depresji. Poświęcał mi więcej czasu i na każdym kroku zapewniał, że są inne sposoby na powiększenie naszej małej rodzinki. Jakiś czas później znajoma poleciła mi adopcję. Sama wychowała dwójkę dzieci z sierocińca. Podziwiałam ją za to, ale nie wiedziałam jak zareaguje na to Adrian. W końcu nie będzie to dziecko z jego krwi i kości, myślałam wtedy, ale pewnego wieczoru zapytałam czy moglibyśmy zaadoptować dziecko. Zgodził się bez wahania, a potem pojawiłaś się ty.. Nie zajęło nam zbyt wiele czasu pokochanie cię jak rodzonej córki, ba, nawet zapomnienie o tym, że nią nie jesteś.
 Nie chciałam roztrząsać tego co wydarzyło się dawno temu. Jednak sam fakt, że biologiczni rodzice oddali mnie do domu dziecka jest okropny. A o tym, że być może byłam wpadką, nie chcę nawet myśleć.
Nie mogę się teraz rozklejać. Muszę wyjechać, przynajmniej na jakiś czas.
- Przepraszam, córeczko.
To czułe zdrobnienie wzruszyło mnie do granic możliwości, niwecząc moje postanowienie. Przytuliłam się do mamy najmocniej jak potrafiłam, myśląc o tym, że opiekowała się mną i kochała jak własną córkę przez tyle lat.
- Muszę już iść. Do zobaczenia mamo.
Wiedziałam, że potrzebuje potwierdzenia na to, że jej przez to nie potępiam. Miałam tylko nadzieję, że nazwanie jej mamą wystarczy.
Pocałowałam ją w policzek na pożegnanie, wzięłam telefon z szafki nocnej i zeszłam na dół.
W kuchni zastałam dwójkę przyjaciół i tatę, który stał oparty o ścianę. Na mój widok wyprostował się i spojrzał wyczekująco.
- Idź do niej, potrzebuję cię.
Kiwnął głową ze zrozumieniem. Z jego oczu wyczytałam, że domyślił się tego iż mama o wszystkim mi opowiedziała. Gdy myślałam, że się ze mną nie pożegna przygarnął mnie do siebie z nienacka. Wtuliłam się w niego, pozwalając by ojcowska siła i bezpieczeństwo mnie ukoiły.
Wkońcu puścił mnie i bez słowa udał się na górę.
- Co się stało?
Kinga, spojrzała na mnie z ciekawością wypisaną na twarzy, a ja nie miałam najmniejszej ochoty tłumaczyć im co mnie tak dobiło. Pokręciłam tylko przecząco głową. Miałam nadzieję, że nie zarzucą mnie milionem pytań.
- Chodź, czas na nas.
Przyjaciel podszedł  do mnie, objął i zaprowadził do samochodu. Zauważyłam, że podczas mojej nieobecności ktoś, pewnie Damian, zaniósł mój bagaż do auta. A tam, za kierownicą czekał na nas chłopak Kingi, Konrad. Na nasz widok wysiadł z auta.
- Cześć Jagoda, dobrze cię widzieć.
Wyższy ode mnie ciemnooki brunet, uśmiechnął się zachęcająco. Kinga podeszła do niego i pocałowała w policzek, a ten objął ją w talii i przygarnął do siebie. Patrząc na nich, trudno było się nie uśmiechnąć. Pasowali do siebie, i to bardzo. A miłość jaką się darzyli zarażała świat optymizmem. Potrzebowałam go teraz.
- Cześć.
Nie udało mi się wykrzesać z siebie zbyt wiele entuzjazmu. Mój uśmiech nie był też zbyt przekonujący. Na szczęście Konrad uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Wsiadajcie, czas ruszać.

 Jakąś godzinę później zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Podczas gdy Konrad zajmował się zaopatrzeniem auta w paliwo, my chodziliśmy między regałami w sklepie. Uznałam, że to dobra pora na wspomnienie o wczorajszym telefonie.
- Dzwonił do mnie Boni.
Kinga przystanęła z ręką na sevenday's-ach, a Damian spojrzał na mnie zdziwiony.
- Czego chciał?
- Porozmawiać. A bynajmniej tak twierdził..
- Ale ty uważasz, że to Daniel kazał mu się z tobą umówić. - dokończyła Kinga, trafnie określając moje przypuszczenia.
- Wkońcu to przyjaciele. - powiedział sarkastycznie Damian, robiąc coś na kształt cudzysłowia.
- Nie rozumiem. - przyznałam.
- Wszyscy wiedzą, że Boni jest sługusem Daniela, choć ten nazywa go swoim przyjacielem.
- Jak można być takim idiotą?
Zapytałam dziwiąc się, skąd w tym kolesiu tak mało wiary w siebie. Dlaczego daje sobą pomiatać? Boi się Daniela?
- Mnie się nie pytaj.
Damian podniósł ręce w obronnym geście.
- Skąd w ogóle takie przezwisko?
Ta kwestia także nie dawała mi spokoju.
- Od imienia. - wyjaśniła Kinga. - Boni od Bonifacy, zanim go nie poznałam nie wiedziałam, że się jeszcze tak dzieci nazywa.
- Jakby nie było, rodzice wyrządzili mu krzywdę tym imieniem.
- No wiesz Damian, myślałam, że masz w sobie odrobinę współczucia. - zrugała go żartobliwie Kinga.
Oczywiście każde z nas dosknale wiedziało, że Damian jest wyposażony aż w nadmiar współczucia.
- Dobra dziewczyny dość tych żartów, mamy jeszcze sporo drogi do przejechania.
- A gdzie jedziemy?
Zapytałam z nadzieją na to, że w końcu dowiem się dokąd mnie wywożą, ale ci uparcie trzymali buzie na kłódkę.
- Do ładnego miejsca.
Uśmiechnął się chytrze i puścił mi oczko, co skwitowałam śmiechem. Nic innego mi chyba nie zostało. 





tak wiem, miałam napisać coś po trzech tygodniach, ale złożyło się tak, 
że dopiero przed wczoraj wróciłam do domu, i nie miałam głowy do napisania kolejnej notki..
ale, zapomnijmy o tym ;)
jest już nowa, a więc czekam na wasz opinie i może jakieś sugestie? ;p
do następnego ^^

niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 15

Już od kilkudziesięciu minut przeskakiwałam z kanału na kanał, szukając czegoś ciekawego do obejrzenia. Obejmowałam poduszkę lewą ręką, siedząc po turecku na kanapie w salonie. Jak na złość w telewizji nie puszczali niczego czym mogłabym zając myśli, w związku z czym po głowię wciąż chodziły mi skrawki rozmowy z Bonim.
Ciche pukanie do drzwi, wywołało gwałtowny wzrost adrenaliny i strachu, a serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. Przez chwilę byłam przekonana, że Daniel wrócił i tym razem nie da mi tak łatwo spokoju. Może po minucie przypomniałam sobie, że miałam mieć dzisiaj bardziej przyjaznego gościa. Uspokoiłam tętno, porzucając poduszkę i na miękkich nogach podeszłam do drzwi. Uchyliłam je lekko by sprawdzić kto rzeczywiście za nimi stoi. Z ulgą rozpoznałam Damiana, którego od razu wpuściłam do środka.
- Przestraszyłem cię?
Widocznie nie udało mi się całkowicie się opanować, a strach nadal był widoczny na mojej twarzy.
- Nie no przestań. To nie twoja wina.
- Mam nadzieję, że nie wzięłaś się za pakowanie, mam rację?
Zmienił temat za co byłam mu wdzięczna. Nie wiedziałam jak miałabym mu uświadomić, że nie jest winien moich paranoi.
- Nie, stwierdziłam, że choć raz zrobię to o co mnie poprosisz.
- Czyli nie mogę liczyć na więcej takich przypadków?
- Może kiedyś... jakimś cudem.
Zaśmiałam się cicho i zaczęłam wchodzić na górę. Wcześniej nie wyłączyłam telewizora, więc teraz towarzyszył nam oddalający się głos prezentera wiadomości.
Stanęłam na środku swojego pokoju z lekko zagubioną miną. Podniesione brwi Damiana miały mi chyba zastąpić, krótkie - i pewnie zbędne, sądząc po jego minie - pytanie Co?.
- Wiesz gdzie trzymam torby?
Zaśmiał się cicho i otworzył moją wielką szafę, po czym wyciągnął z niej średnią torbę podróżną. Dziwne, że wcześniej jej nie zauważyłam.
- Radziłbym ci zabrać rzeczy na każdą okoliczność. Nie wiem ile tam będziemy no i gdzie nas poniesie. - uśmiechnął się figlarnie i puścił do mnie oczko.
- Jesteś pewny, że nie chcesz mnie wyręczyć w pakowaniu? - zapytałam żartobliwie, choć tak naprawdę błagałam go na kolanach by zrobił to za mnie, gdyż nie miałam zielonego, żółtego czy pomarańczowego pojęcia co tak naprawdę mam ze sobą wziąć.
Spojrzał na mnie sceptycznie, ale po chwili uśmiechnął się niczym sfinks.
- W takim razie musisz przyrzec, że nie będziesz marudzić bez względu na to co ci tam zapakuję. 
I tak nie pamiętam zawartości swojej szafy, ale raczej wolę wiedzieć co mam zapakowane i sama podjąć ten wybór. Uśmiech Damiana uświadamia mi, że użył podstępu by wymigać się od mojej prośby. Dodałam sobie do listy jego kolejną cechę, spryt.
- Dobra, odsuń się.
Posłusznie przeszedł na moje miejsce na środku pokoju, gdy ja stanęłam przed szafą i zaczęłam starannie przeglądać i analizować jej zawartość.
Wkrótce wybrałam kilka par spodenek, spodni, koszulek i bluz na chłodne wieczory bądź noce, no i oczywiście kilka par butów. Pomyślałam o tym, że nie wiadomo gdzie będziemy chodzić ani co robić, więc spakowałam jeszcze kilka sukienek, które znalazłam na wieszakach.
Gdy przeszłam do bielizny Damian podszedł do mnie i z iskierkami w oczach zachęcił bym wzięła koronkowe figi w malinowym kolorze, bo są wyjątkowo urocze.
Spojrzałam na niego rozbawiona, na co odpowiedział mi szerokim uśmiechem.
- Chcesz mi wybrać bieliznę?
- Byłbym zaszczycony.
- Fajna zabawa?
- Jeszcze się pytasz.. Jestem fascynatem damskiej bielizny.
- I pewnie zrobiłeś sobie z niej ołtarzyk nad łóżkiem, co?
- No pewnie, z twojej w dodatku. - zaśmiał się cicho widząc moją zdziwioną minę. Po chwili jednak się opamiętałam i uśmiechnęłam się sprytnie.
- Kradzież jest karana.
- A kto powiedział, że ją ukradłem? - zrobił zbolałą minę i pokręcił głową. - Nie wiem dlaczego ci to przyszło do głowy.
- Nie jestem stu procentowo pewna, zresztą wiesz z jakich przyczyn, ale raczej nie dałabym ci własnej bielizny. Skoro nie zrobiłabym tego teraz to raczej wcześniej też nie.
- A co jeśli byłaś wtedy pijana?
Przestałam się uśmiechać i zastanowiłam się nad tym chwilę. W prawdzie pod wpływem alkoholu można zrobić coś głupiego, a jak już wiem często bywałam pijana, więc w sumie mogło to być prawdą. Jednak myśl, że Damian może mieć ołtarzyk z moją bielizną otoczoną świecami, wydawała mi się dziwna i nie pasująca do mojego przyjaciela.
- Nie nabierzesz mnie na to. - pokazałam mu język, zachowując się jak dwulatka i wybrałam na chybił trafił bieliznę po czym schowałam ją w małej reklamówce i wrzuciłam do torby.
Damian dał sobie spokój, wiedząc, że go przejrzałam i położył się na łóżku.
- No, to teraz możemy odpocząć.
Zaśmiałam się i rzuciłam w niego poduszką, która jakimś cudem znalazła się blisko szafy.

Nazajutrz wstałam o siódmej by mieć przyzwoicie dużo czasu na śniadanie i poranną toaletę. Nią szczególnie powinnam była się cieszyć, bo nie wiadomo kiedy kolejny raz skorzystam z prysznica. Sprawdziłam czy na pewno wzięłam wszystko co może mi się przydać, przewiesiłam sobie przez ramię torebkę, złapałam torbę i zeszłam na dół, gdzie czekali już na mnie rodzice ze śniadaniem. Swój bagaż położyłam obok namiotu i śpiwora, niedaleko drzwi wyjściowych po czym weszłam do kuchni.
Jadłam w spokoju śniadanie, gdy do głowy przyszła mi wczorajsza wycieczka po domu i przeglądanie albumów.
- Znalazłam wczoraj mnóstwo swoich zdjęć w waszej szafie.
Mama otworzyła szeroko oczy ze zdumienia a tacie upadł widelec. Już chciałam ich zapytać czy nie posunęłam się za daleko, gdy do kuchni weszła Kinga. Wcześniej nie słyszałam warkotu silnika, ani nawet dźwięku otwieranych drzwi.
- Dzień dobry. Jak tam, gotowa?
Jej podekscytowanie w żadnym stopniu nie zmalało, nawet gdy zauważyła zmieszane twarze moich rodziców, które taktownie zignorowała.
- Chyba tak.
Odpowiedziałam trochę zła na siebie, że wczoraj nie zaczęłam tego tematu. A teraz musiałam się pogodzić z tym, że na razie niczego się nie dowiem.
- Wzięłaś telefon? - zapytał tata odzyskując panowanie nad sobą. Byłam zdziwiona, że moje pytanie aż tak wytrąciło ich z równowagi.
Poklepałam się po kieszeniach spodenek i ponownie zdziwiona stwierdziłam, że nie mam go przy sobie.
- Pójdę po niego. - zaoferowała się mama, i nawet nie poczekała na żaden sprzeciw czy aprobatę.
Uznałam, że to dobry moment by się czegoś dowiedzieć. Przeprosiłam Kingę i tatę i wymknęłam się z kuchni za mamą. Znalazłam ją skuloną przy łóżku. Podeszłam do niej i uklęknęłam dotykając jej ramienia.
- Mamo, co się stało?
Z jej ust wydobył się cichy jęk. Zauważyłam też kilka łez, ściekających z jej policzka.
- Ja.. Muszę ci coś powiedzieć. - wyjąkała patrząc mi prosto w oczy. - Nie jesteś naszą córką.





zbyt krótki? wybaczcie, wciągnął mnie wir wydarzeń ;)
co do Boniego.. więcej o tej tajemniczej postaci w następnym rozdziale,
który prawdopodobnie pojawi się najprędzej za TRZY tygodnie. 
w końcu gdzieś wyjeżdżam i nie będę miała czasu na pisanie. 
to tyle, do następnego ^^

sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 14

Obudziłam się przykryta po uszy puchatą kołdrą. Przetarłam zaspane oczy i odrzuciłam przykrycie na bok. Pomimo tego, że okno było trochę uchylone, w pokoju było niewyobrażalnie duszno.
Dałam sobie spokój z przebieraniem i postanowiłam zejść na dół. Na schodach usłyszałam przyciszone głosy rodziców i Damiana. Zdałam sobie sprawę, że to on zaniósł mnie do mojego pokoju i najwidoczniej czekał na przyjazd moich rodziców. Błyskawicznie przypomniały mi się zdarzenia zeszłej nocy. Teraz czułam tylko ulgę, że Damian jest przy mnie i mogę na niego liczyć.
- Dzień dobry.
Przywitałam się z resztą, wchodząc do kuchni. Jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu, co przypomniało mi, że ostatnim posiłkiem jaki jadłam, była jajecznica przygotowana przez Kingę.
- O czym tak szepczecie? - zapytałam, nie dając im dojść do głosu.
- O niczym ważnym. Siadaj, zaraz podam ci śniadanie.
Mama wstała od stołu i podeszła do szafki, na której zaczęła przygotowywać kanapki i herbatę, natomiast ja spojrzałam wymownie najpierw na Damiana, potem na tatę - oboje dzielnie nie ugięli się pod moim spojrzeniem - i usiadłam obok niego przy stole. Jeszcze raz spojrzałam na, siedzącego naprzeciwko mnie przyjaciela, ale ten odwrócił wzrok.
Musieli coś knuć.
Smacznie wyglądające śniadanie, skutecznie odwróciło moją uwagę. Gdy skończyłam jeść, zdałam sobie sprawę, że od kiedy tu weszłam żadne z nich nie pisnęło choćby słówka. Wydało mi się to trochę dziwne, więc gdy odstawiłam, w połowie opróżnioną szklankę, postanowiłam coś z tym zrobić.
- Powiecie mi o co chodzi?
Zapytałam ostrzejszym tonem niż zamierzałam, przez co w efekcie mama wzdrygnęła się lekko, jakby przywykła już do ciszy między nami.
- Trzeba jej w końcu powiedzieć. - odezwał się tata, patrząc pytająco na mamę. Ta skinęła głową z westchnieniem, a mnie na myśl przyszło kilka koszmarnych scenariuszy ich dziwnego zachowania.
- Stwierdziliśmy, że najlepiej będzie jeśli wyjedziesz.
Przez chwilę przetrawiałam sens zdania wypowiedzianego przez tatę. Mam się wyprowadzić, bo mają już dość tego, że przypominam sobie marne skrawki mojego życia? Wyjechać na jakiś czas? Czy zniknąć z ich życia i wyprowadzić się do innego miasta? A może Daniel zagroził, że jeśli się od nich nie wyprowadzę puści ten dom z dymem łącznie z mieszkańcami?
Damian widząc moją zdezorientowaną i przestraszoną minę pośpieszył z wyjaśnieniami.
- Opowiedziałem twoim rodzicom o tym, że był tu w nocy Daniel i oczywiście przeprosiłem ich kilkadziesiąt razy, za to, że nie potrafiłem cię należycie przed nim ochronić. - mama złapała go pokrzepiająco za rękę dodając otuchy i dając do zrozumienia, że nie mają mu tego za złe - Wiedzieli już co nie co o jego życiu, tak jak ja, słyszeli o nim wiele rzeczy, więc razem stwierdziliśmy, że najlepiej będzie jeśli wyjedziesz i się od niego oddalisz. To znaczy mam zamiar zabrać cię na jakiś biwak z dala od domu, być może z naszą paczką przyjaciół.
Od razu odetchnęłam z ulgą na wieść, że żadne z moich przypuszczeń się nie sprawdziło.
- Już myślałam, że macie mnie dość. - wyszeptałam jedną ze swoich obaw, nie chciałam teraz wspominać o Danielu.
- Co? Oczywiście, że nie. - powiedziała mama i momentalnie znalazłam się w jej uścisku. - Jak mogłaś tak w ogóle pomyśleć?
- Chyba mam zbyt wybujałą wyobraźnię. - wymamrotałam, na co wszyscy się zaśmiali, dzięki czemu odgoniłam od siebie te nieprzyjazne podejrzenia.
- To kiedy wyjeżdżamy? - pytam, gdy mama zajmuje krzesło obok Damiana.
- Możemy nawet jutro.
- Im szybciej tym lepiej. - kwituje tata, na co ja tylko kiwam głową.

Kilka godzin później, rodzice zadeklarowali się, że kupią mi namiot i inne potrzebne rzeczy na biwak. Nie zamierzałam ich powstrzymywać. Nie widziałam w tym nawet sensu. Natomiast Damian pojechał do siebie by zadzwonić do naszych przyjaciół i namówić by z nami pojechali. Gdy rodzice zostawili nas na chwilę samych w kuchni, stwierdził, że powinnam na nowo poznać innych znajomych, bo być może dzięki ich obecności coś powróci do mojej nadwerężonej pamięci. Zakomunikował mi też, że przyjedzie wieczorem i pomoże mi się spakować, żebym czasami nie zabierała ze sobą kilku potężnych, i całkiem niepotrzebnych, walizek.
Teraz z braku jakiegokolwiek zajęcia chodziłam bez celu po domu. Nie miałam zamiaru podpadać Damianowi i zabierać mu tej "przyjemności" w pakowaniu, albo nadzorowaniu pakowania moich rzeczy. Nie wiedziałam czego mam się po nim spodziewać.
Zwiedziłam już cały salon i kuchnię, swojego pokoju miałam już dość, ale gdy trafiłam na drzwi sypialni rodziców postanowiłam trochę w niej poszperać. Bez wahania weszłam do środka i darowałam sobie zamknięcie drzwi za sobą, poza mną nikogo tu nie było. Pomieszczenie samo w sobie wyglądało normalnie. Duże małżeńskie łóżko. Dwie szafki nocne. Brązowa komoda z telewizorem i ogromna trzydrzwiowa szafa. Ze wszystkich tych rzeczy najbardziej zaciekawiła mnie szafa. Ile tajemnic można w niej ukrywać? A ile wspomnień?
Otworzyłam ją i moim oczom ukazało się kilka półek zapełnionych spodniami i bluzkami, obok wisiało pełno wieszaków z koszulami, sukniami... generalnie, o jakich rzeczach bym nie pomyślała, wszystkie były tutaj.
Zawiedziona perspektywą nie znalezienia niczego ciekawego postanowiłam zamknąć szafę i przestać myszkować gdzieś, gdzie na pewno nie jest to fair w stosunku do rodziców. Jednak moje spojrzenie powędrowało na dno szafy, w którym leżało kilka zamkniętych pudeł średniej wielkości. Nie potrafiłam się oprzeć chęci otworzenia ich, dlatego usiadłam na zmieni po turecku i sięgnęłam po pierwsze, położone po mojej prawej stronie.
Z coraz większym podekscytowaniem, ale i lekką obawą otworzyłam obiekt mojego zainteresowania. Znajdowały się w nim głównie albumy. Przejrzałam kilka z wierzchu, ale znalazłam w nich zdjęcia z wakacji i przeróżnych uroczystości. Odłożyłam je na bok i sięgnęłam po następne. W tych z kolei były nasze fotografie ze ślubów i wesel. Na wielu uśmiecham się stojąc obok pary młodej, babć i dziadków, kuzynów, kuzynek i oczywiście świadków. Nie brakuje też zdjęć rodziców z siostrami, braćmi czy kim tam jeszcze.
Znudzona tym, że żadne nie przywróciło mi pamięci otworzyłam przedostatni album, ukazujący fotografie mnie jako dziecka. Być może miałam wtedy z osiem albo dziewięć lat. Na kilku zdjęciach rozpoznaję Kingę - takie same piwne oczy, piegi i kasztanowe loki. Musiałyśmy już wtedy się przyjaźnić. Przewracam szybko kartkami, szukając młodego chłopca, ale z opóźnieniem przypominam sobie z opowieści Damiana, że poznaliśmy się dopiero na imprezie, gdy nie byliśmy już dziećmi.
Odechciewa mi się oglądania kolejnych, niczego nie mówiących mi zdjęć, ale otwieram to ostatnie, wiedząc, że i tak wróciłabym, żeby zaspokoić swoją ciekawość i upewnić się, że nie ma tu już niczego co mogłoby mi pomóc.
Pierwsze zdjęcie wydaje mi się dziwnie znajome - niemowlę, w którym rozpoznałam siebie. Następne ukazywało mnie jako dwulatkę i kobietę o długich, brązowych i kręconych włosach. Kolejne mnie wśród bawiących się dzieci. Zdziwiło mnie to, że wszyscy byliśmy ubrani w takie same granatowe mundurki.
Oderwałam wzrok od albumu i przycisnęłam ręce do skroni, żeby choć trochę załagodzić niespodziewany, ostry ból głowy, który przeszył mi czaszkę. Z każdym oddechem ból się nasilał, a w umyśle krążyły mi powracające wspomnienia z dzieciństwa. Dzieci, z którymi się bawiłam na placu zabaw. Uderzyła we mnie wiedza, że kazano nam nosić te mundurki, ale nia miałam pojęcia dlaczego. Kobieta, która tak czule mnie obejmowała na zdjęciu kładła mnie spać i czekała aż nie zasnę, śpiewając mi kołysanki. Co rano przychodziła i pomagała mi się ubrać i zaprowadzała mnie na śniadanie, gdzie czekały na nas też inne dzieci, w różnym wieku.
Zupełnie niespodziewanie ból głowy zniknął, na co szczerze się ucieszyłam, bo był wyjątkowo okropny, ale poczułam też ukłucie żalu, bo wspomnienia także przestały do mnie wracać. Jedyne co mogłam teraz wspominać to fakt, że nie mam pojęcia gdzie się znajdowałam jako dwulatka i gdzie w tym czasie byli moi rodzice. Przychodziło mi do głowy jedno wyjaśnienie, ale nie chciałam go do siebie dopuścić. Znów spojrzałam na zdjęcia i przewróciłam kolejną stronę, na której w końcu zobaczyłam siebie z rodzicami. Niestety nie miałam z nimi żadnych zdjęć sprzed moich skończonych dwóch lat.
Zamknęłam album, schowałam go razem z innymi do pudła i odstawiłam go na swoje miejsce. Wstałam powoli, bojąc się, że ból głowy mógłby powrócić, ale nie poczułam niczego poza tym, że zdrętwiały mi nogi. Zostawiłam szafę w pozornie nienaruszonym stanie i zamknęłam za sobą drzwi.
Nie wiedziałam co o tym myśleć, więc postanowiłam na razie się nad tym nie zastanawiać. W swoim pokoju opadłam bezwładnie na łóżko, ponieważ nie byłam wstanie zmusić się do czegokolwiek innego.
Jednak, gdy zadzwonił mój telefon byłam zmuszona, żeby go odebrać. Inaczej, ktoś mógłby źle pomyśleć, że coś mi się stało i nie wiem... wezwać policję? Chciałam tego uniknąć. I tak miałam już sporo na głowie.
- Słucham? - zapytałam nawet nie patrząc na wyświetlacz.
- Zobaczysz będziemy się świetnie bawić. - zaczęła rozentuzjazmowana Kinga. - Wszyscy się odprężymy i zaszalejemy.
- Aż się boję co masz na myśli, mówiąc o tym, że zaszalejemy. - odpowiadam zaczepnie. Radość Kingi na chwilę odciągnęła mnie od rozmyślań.
- I dobrze. A po za tym, poznasz Konrada.. to znaczy, wiesz o co mi chodzi, prawda?
- Tak, jasne. Rozmawiałam już na ten temat z Damianem.
Przypominam sobie słowa przyjaciela, że dobrze by było gdybym na nowo poznała naszych znajomych.
- Okej to do zobaczenia jutro. Lecę się pakować. Narazie.
- Cześć.

Myśl o biwaku i obecności Damiana i Kingi pozwala mi się trochę odprężyć. Oddycham z ulgą, myśląc, że być może zbyt przesadnie podchodzę do mych wspomnień. Skoro przypomniało mi się to, to i reszta także do mnie powróci. A to zawsze jakaś dobra nowina. Uśmiecham się na myśl o mojej głupocie, gdy z telefonu dobiegają kolejne dźwięki przychodzącego połączenia.
Tym razem także nie patrzę kto o mnie dzwoni. Z niewiadomego powodu jestem pewna, że to Damian.
- Tak?
- Cześć Jagoda. Pewnie mnie nie pamiętasz. To ja Boni, przyjaciel Daniela. 




teraz chyba nie jest zbyt krótki, prawda? ;)
mam też nadzieję, że nie jest nudny ^^
do następnego! ;D

środa, 10 lipca 2013

Rozdział 13

Znów poczułam się niewiarygodnie spokojna i bezpieczna. Nic mnie nie martwiło, a przed oczami znów przelatywały mi kolorowe zdjęcia moich bliskich. Teraz byłam pewna, że ich znam, choć nadal wiele rzeczy z mojego życia mi umykało.
Kolorowe zdjęcia raz po raz stawały się czarno białe, jakby tracąc swoją wyrazistość. Próbowałam się na nich skoncentrować, żeby mi nie zniknęły. Gdyby tak się stało, ciemność pochłonęłaby mnie do reszty i nie wiadomo kiedy wypuściłaby mnie ze swoich objęć.
Gdy udało mi się przywrócić ich normalny kolor, odkryłam, że mogę je przesuwać. Wyciągnęłam rękę i zupełnie tak samo jak w dotykowych telefonach, przesunęłam fotografie. Wiele z nich już widziałam, więc przesunęłam je kilkoma szybkimi ruchami. Nagle wokół mnie zrobiło się całkowicie ciemno, a ja przestraszyłam się, że utraciłam ten mały kontakt z moimi wspomnieniami.
Ku mojej wielkiej uldze po chwili wszystko ponownie rozbłysło, ale tym razem przed oczami ukazały mi się inne fotografie, przedstawiające niemowlę. Z lekkim opóźnieniem uświadomiłam sobie, że "przeszłam do innego folderu", a te zdjęcia są pierwszymi jakie mi zrobiono w dzieciństwie. Na kolejnym, już jako dwulatka, wtulałam się w długie kręcone włosy jakiejś nieznanej mi dotąd kobiety, która uśmiechała się szeroko i czule mnie obejmowała. Na trzecim biegałam z jakimiś dziećmi, ubranymi w granatowe mundurki, na placu zabaw. Z konsternacją przeszłam do następnego zdjęcia, z rodzicami. Stałam pomiędzy nimi ze splecionymi rączkami i niepewnym spojrzeniem, a rodzice kucali obok mnie cali rozpromienieni.
Z jeszcze większą dezorientacją spojrzałam na następne zdjęcie, na którym razem z mamą i moją szmacianą lalką bawiłyśmy się siedząc na kocu przed domem.
Chciałam obejrzeć resztę zdjęć, ale usłyszałam znany mi głos.
- Jagoda? Boże. Jagoda, proszę ocknij się w końcu.
Zdekoncentrowałam, gdy rozpoznałam głos Damiana, przez co fotografie znów nabrały biało-czarnego koloru.
- No już. Nie dręcz mnie.
Poczułam na policzkach dotyk ciepłej dłoni, a zdjęcia zaczęły migać, by po chwili zniknąć mi sprzed oczu.
Nie! Chcę je zobaczyć!
Ale było już za późno.
Wszystko zaczęło do mnie wracać. Czucie w całym ciele, które przerodziło się w lekkie mrowienie. Poczułam też powiew zimnego powietrza. I fakt, że moje nogi leżą na stosie poduszek ułożonych w małą piramidkę. Niestety  strach znów zagościł w mojej głowie.
Otworzyłam ostrożnie oczy bojąc się tego co mogę zobaczyć.
- Dzięki Bogu.
To tylko Damian odetchnął z ulgą i usiadł koło mnie na kanapie.
- Co się stało?
Zapytałam odzyskując zdolność mowy.
- Zemdlałaś. Ale już jest dobrze. Leż spokojnie i głęboko oddychaj.
- Przyniosłeś mnie tu?
Rozejrzałam się po ciemnym salonie, który był oświetlany tylko przez lampę , stojącą nieopodal okna, a firanki lekko powiewały od lekkiego powiewu powietrza z otwartego okna.
- Tak. Chyba miałem deja vu.
- Co?
- W jednej chwili wypłakiwałaś się na moją ulubioną koszulkę - uśmiechnął się lekko i pokazał na jeszcze trochę wilgotną plamę - co swoją drogą będziesz mi musiała wytłumaczyć. A potem nagle ucichłaś, stałaś się taka bezwładna i blada. Poczułem się jak wtedy, gdy cię znalazłem  w parku.
 Choć nie miałam wpływu na swoje omdlenie, poczułam się trochę winna jego strachu o mnie. Nie wiedziałam, że tak źle wspomina tamto zdarzenie, ale teraz widząc jego udrękę i troskę w oczach wreszcie to do mnie dotarło.
- Ja.. Nie wiem co ci powiedzieć.
- Powiedz dlaczego płakałaś. - odpowiedział z prostotą, a ja ponownie tej nocy przełknęłam narastającą gulę w gardle.
- Przestraszyłam się.
- Czego?
- Tego jak byłam traktowana.. kiedy byłam z Danielem.
- O Boże. Przypomniałaś sobie?! - niedowierzanie i szok malował się na jego słabo oświetlonej twarzy.
Pokiwałam przecząco głową i odwróciłam ją, nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy.
- Był tu.
Oczekiwałam jakiejś odpowiedzi, krzyku, nerwowego chodzenia, ale niczego takiego się nie doczekałam. Ciekawa jak zareagował Damian, odwróciłam wzrok z powrotem w jego stronę.
Wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami. Usiadłam na kanapie podkulając nogi pod brodę i wtedy jakby ocknął się z transu, a na jego twarzy zagościł czysty i nieokiełznany gniew.
- Zrobił ci coś?!
- Nie. Przyznał się co do tego, jaki jest w stosunku do kobiet.
- Przyznał się? - i znów niedowierzanie.
- Nie do końca, ale nie zaprzeczył.
Nie potrafiłam pohamować łez, wzbierających z coraz większą siłą. Damian jeszcze raz przygarnął mnie do siebie, pozwalając do końca przemoczyć swoją ulubioną koszulkę. Pragnęłam by te łzy mnie oczyściły. Wyrzuciły wszystkie zbędne przykrości i zastąpiły je beztroską i radością.
Ale to przecież życie, bezwzględne i nie chodzące na żadne ustępstwa, które robi interesy z przewrotnym losem. Nadzieja także zaczęła przygasać, a ja tym razem wykończona płaczem, zasnęłam na ramieniu przyjaciela.




a więc, co do tych wskazówek ;)
myślę, że da się coś z tego zrobić, i oczywiście za nie dziękuję  ^^
mam nadzieję, że znów udało mi się dodać szybciej niż zazwyczaj,
jeśli nie, wybaczcie ;p
do następnego, niebawem jak sądzę ;D

piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 12


Zaschło mi w ustach a serce biło mi nierównomiernie i głośno. Ciemna sylwetka oświetlana tylko z jednej strony lampą uliczną, przestępowała z nogi na nogę. Odczuwałam przemożne pragnienie zatrzaśnięcia drzwi, ale wiedziałam, że na nic by się to zdało.
- Nie przyszłaś.
Zimny ton Daniela zmroził mnie jeszcze bardziej. Jak to jest, że zjawia się wtedy kiedy tego nie chcę? Jeszcze kilka godzin temu ucieszyłabym się z tego, że mój tak zwany, jedyny możliwy informator mnie odwiedził. Teraz jednak pragnęłam zapaść się pod ziemię i udawać, że nie istnieję.
- Daniel.. - zdołałam wyszeptać tylko jego imię. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć.
- Uwielbiam, gdy wymawiasz moje imię, skarbie. - uśmiechnął się i bezczelnie wszedł do środka. - Zamknij drzwi. - dodał surowiej.
I choć moje wszystkie kończyny odmawiały mi posłuszeństwa, jemu się nie sprzeciwiały.
- Po co tu przyszedłeś? - zapytałam głośniej, odzyskując wewnętrzną siłę.
- Dlatego, że ty nie raczyłaś się do mnie pofatygować. A przecież wysłałem ci swój adres.
- A co jeśli nie miałam ochoty się do ciebie fatygować? - kłamałam jak z nut, no .. w połowie.
- Skarbie, oboje wiemy, że ta niewiedza zżera cię od środka. Przede mną niczego nie ukryjesz. - dodał ciszej schylając się nade mną.
- Nie mów do mnie skarbie.
Nie podobało mi się w jaki sposób do mnie mówił. Nie czułam nic do tego człowieka. Może z wyjątkiem lekkiej ciekawości i gniewu pomieszanego ze strachem.
- A to dlaczego? Podobało ci się, gdy tak mówiłem. Jesteś sama?
Dodał zaglądając do kuchni i salonu. Przypomniałam sobie o Damianie, który spał smacznie niczego nie podejrzewając. Nie mogą się tu spotkać.
- Tak. Dlatego lepiej będzie jeśli sobie pójdziesz.
Daniel uśmiechnął się uśmiechem sfinksa i podszedł do schodów.
Nie, tylko nie to. - błagałam w myślach, starając się wymazać z twarzy targające mną emocje. Wszedł na stopień i znieruchomiał, a mnie aż zrobiło się gorąco ze strachu.
- Jesteś pewna? Że nie ma tu nikogo oprócz nas?
- Myślałam, że cię nie okłamywałam, więc uważasz, że teraz bym się tego dopuściła? - zapytałam sprytnie.
- Jesteś nieprzewidywalna. U ciebie nigdy nic nie wiadomo... Właśnie to mi się w tobie spodobało.
Wszedł na drugi stopień, obserwując wyraz mojej twarzy.
- Opowiesz mi.. o nas?
Trudno było mi to z siebie wykrztusić , ale za żadne skarby świata nie chciałam zobaczyć tu konfrontacji Damiana i Daniela.
Ten ostatni uśmiechnął się szeroko i podszedł do mnie.
- Tak już lepiej.
Spojrzałam na niego wymownie, a on zaśmiał się tylko i pokręcił głową.
- O co ci chodzi? - zapytałam skonsternowana.
- Zawsze, gdy mnie o coś prosiłaś, robiłaś to w bardzo miły sposób..
Przełknęłam narastającą gulę w gardle, przygotowując się na najgorsze.
- To znaczy?
- Och, nic takiego. - odpowiedział, widząc moją minę. - Całowałaś mnie tak długo aż ustąpię.
I spodziewa się, że teraz też tak zrobię? To niedorzeczne. Być może kiedyś... kiedy byłam w nim zakochana tak robiłam, ale teraz nie potrafię sobie tego nawet wyobrazić.
- Zapomnij. - wykrztusiłam i cofnęłam się mimowolnie, odzyskując władzę nad swoim ciałem.
- Mogę to zrobić.. ,ale tylko dzisiaj.
Co? Mam go teraz uważać za wspaniałomyślnego?
- Przejdziemy się?
Zapytałam, mając nadzieję, że "ustąpi" mi także w tym, a ja zabiorę go daleko od Damiana. Bądź co bądź ich spotkanie mogłoby się źle skończyć. Nie chciałam nawet o tym myśleć, ale przypomniało mi się ich ostatnie spotkanie i wściekłość Damiana na widok mojego gościa w szpitalu..
Daniel kiwnął głową i otworzył mi drzwi, przepuszczając mnie pierwszą. Czułam, że źle robię, ale co innego mi pozostało?
Przez dłuższą chwilę szliśmy w ciszy. Żadne z nas się nie odzywało, a ja powoli zaczynałam się oswajać z jego towarzystwem, co nie znaczy, że przestałam się go obawiać. Od czasu do czasu mijały nas jakieś samochody, ale to byli jedyni przejezdni, których mogłam poprosić o pomoc w skrajnej sytuacji.. Miałam ochotę uderzyć się za te myśli. Nic już nie mogłam poradzić, a przez nie mogłam wpaść w paranoję i niczego się nie dowiedzieć.
- Jesteś bardzo milcząca.
Stwierdził, bardzo łagodnym głosem, przerywając ciszę między nami. Nie wiedziałam czy to tylko pozory, czy naprawdę chciał, żebym go na nowo polubiła.
- A dziwisz mi się?
- Szczerze mówiąc tak. Zazwyczaj lubisz być w centrum uwagi.
- No cóż, utrata pamięci robi swoje.
- Właśnie dlatego chciałem się dzisiaj z tobą spotkać. Żeby odświeżyć ci pamięć.
- Czy to prawda? - wypaliłam, nie potrafiąc się powstrzymać.
- Czy co jest prawdą?
Odpowiedział mi pytaniem i pociągnął za łokieć, zatrzymując mnie.
- Że jesteś chamem dla kobiet.
Chyba przesadziłam ze szczerością. Spojrzałam z przestrachem w jego zielone oczy, spodziewając się gniewu, ale zastałam tam tylko ciekawość.
- Ciekawie to ujęłaś. - prychnął, absolutnie mnie zadziwiając. Według mnie taki gest do niego nie pasował.
- Czyli to kłamstwo?
Przez dłuższą chwilę mi nie odpowiadał, i nie wiedziałam czy dlatego, że chce abym sama do tego doszła, czy dlatego, że zastanawia się jak albo co mi odpowiedzieć.
Ale nad czym się tu zastanawiać? Odpowiedz na to pytanie jest jasna - tak albo nie, a jego milczenie mówiło samo za siebie.
- Chce wrócić do domu.
Powiedziałam uświadamiając sobie, że stoję obok jakiegoś kryminalisty, w środku nocy na pustej ulicy, a on darzy mnie czymś w rodzaju "ciepłych" uczuć. Oszalałam, wychodząc z nim na zewnątrz. Mogłam zamknąć się w pokoju i zadzwonić po policję.
- Sama? - zapytał czymś rozbawiony.
- Tak.
Miałam nadzieję, że mój głos nie drży i nie zdradza mojego strachu przed nim. Po głowie krążyły mi słowa Damiana "I uważasz, że na tym to się zakończy? To się grubo mylisz." .
- Wobec tego do zobaczenia.
Szczęka opadła mi z wrażenia. Nie wiedziałam czy sobie ze mnie żartuję czy mówi poważnie.
- Nie chcę cię już nigdy widzieć.
- Zobaczymy.. - powiedział zamyślony, po czym odwrócił się i poszedł .
A więc to już koniec? Dał mi spokój? Uszczypnęłam się kilka razy, nie wierząc, że właśnie zostawił mnie tu tak, bez wyrządzonej krzywdy jakiej się spodziewałam.
Odetchnęłam z ulgą, po czym ruszyłam pędem do domu, bojąc się, że Daniel zmieni zdanie.
Gdy już do niego dotarłam, starałam się jak najciszej zamknąć za sobą drzwi, by nie obudzić Damiana. Wiedziałam, że nie zdołam przed nim tego ukryć, ale nie miałam najmniejszej ochoty teraz rozmawiać na ten temat. Oparłam się o drzwi, nie wiedząc czy pójść na górę i po prostu iść spać czy zostać tutaj i wszystko sobie przemyśleć. Kończyny znów odmówiły mi posłuszeństwa, więc usiadłam na ziemi, podkulając nogi pod brodę.
Choć na zewnątrz byłam skamieniała jak posąg w środku cała drżałam ze strachu i nowo nabytej wiedzy.
To prawda, że Daniel źle traktuje swoje dziewczyny. Ja z pewnością nie byłam wyjątkiem.. Uderzył mnie do jasnej cholery! Teraz nie miałam co do tego wątpliwości. I nie był to pewnie jedyny raz..
 Nie chciałam nawet myśleć o tym, do czego ten facet jest zdolny. Sama jego postawa wzbudzała we mnie tylko same niemiłe odczucia, a co dopiero jego czyny. Po całym tym spotkaniu i wyjaśnieniach Damiana nie chciałam już niczego wiedzieć na temat tego "związku", co więcej, pragnęłam z całych sił sobie tego nie przypominać, już nigdy. Nie mam pojęcia co mną kierowało ani co czułam, gdy zgodziłam się na "bycie z nim". A co jeśli wcale się nie zgodziłam? Pokręciłam głową, wyrzucając niepokojące mnie myśli. Wiedziałam jedno, Daniel nie da mi spokoju. Cokolwiek zrobię, gdziekolwiek pójdę on zawsze gdzieś tam będzie.
Nawet wtedy kiedy stawał po kolei na stopniach uśmiechał się chytrze, jakby wiedział, że na górze jest Damian. Nie zdziwiłabym się jakby wiedział też, że moich rodziców nie ma w domu. Ta myśl była okropna i bałam się, że za chwilę popadnę w paranoję. Nie potrafiłam już kontrolować łez, które spływały mi policzkach. 
Byłam tak rozstrojona, że nie usłyszałam głośnego tupania po schodach.
- Jagoda? Szukałem cię.
Chwilę później Damian ukląkł przede mną, odgarniając mi włosy z twarzy.
- Jagoda, proszę cię mów do mnie.
Naprawdę chciałam mu powiedzieć, że miał rację co do Daniela, o moim strachu przed nim, ale gdy tylko otworzyłam usta wybuchnęłam jeszcze głośniejszym płaczem.
Damian kierowany troską przygarnął mnie do siebie i mocno przytulił.
Jego ramiona były takie ciepłe i przynosiły mi ukojenie. Można czuć się w nich bezpiecznie, ale na myśl o tym, przyszło mi do głowy jak różni się to od tego w jaki sposób mógł mnie traktować Daniel, narkoman i kryminalista.
Poczułam, że robi mi się słabo i zimno. A potem ogarnęła mnie moja stara przyjaciółka - ciemność.



chyba dodałam szybciej niż zazwyczaj, więc jest to jakiś postęp.
do głowy przyszło mi kilka nowych pomysłów, które mam nadzieję, już niedługo wcielę w życie ;)
bardzo dziękuję, za  te miłe komentarze pod poprzednim rozdziałem.
naprawdę jestem aż tak okropna? ;c
wracając, dodały mi motywacji i chęci do pisania, tak więc NIE KRĘPUJCIE SIĘ i piszcie co myślicie ;D
do następnego ^^

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 11

Miałam wrażenie jakby przeszywał mnie swym spojrzeniem na wskroś. Mimo tego iż uważałam to trochę za niewłaściwe - zważywszy, że jesteśmy przyjaciółmi - nie potrafiłam odwrócić wzroku. Coś w  nim nie dawało mi nawet takiej sposobności, a część mnie się z tego cieszyła.
Damian założył mi zbłąkany kosmyk za ucho, muskając delikatnie prawy policzek.
- Zawsze, gdy coś mi się przypomina ma to związek z alkoholem. - zdołałam wydusić.
- No fakt, takich sytuacji jest chyba najwięcej.
Odsunął dłoń, a ja zdałam sobie sprawę, że wstrzymałam oddech. Wraz z utratą tego kontaktu między nami, odzyskałam zdolność porozumiewania się.
- No, więc opowiedz mi o tym.
Zachęcałam chcąc odwrócić swoje myśli od niego i od mojego dziwnego zachowania. Ale przecież to wspomnienie dotyczyło też Damiana, co daremnie zniweczyło mój kiepski plan. 


- Cicho.
Stanąłem w połowie schodów, by uciszyć.. z trudem uciszyć Jagodę. Ta jednak nie potrafiła opanować swojego śmiechu. Ja zresztą też nie. To on powodował, że nie mogłem tego zrobić.. i nie chciałem.
- Twoja mama nas usłyszy.
Jak zwykle próbowałem nastraszyć ją jej mamą, z małym skutkiem.
- Mama? Mamusia. - przerwała wybuchem śmiechu. - Choć opowiemy jej jak się wywaliłeś na chodniku.
- Mam cię zrzucić?
Szczerze mówiąc zaczynał mnie już boleć kręgosłup, nie mówiąc o nogach, które miały na swoim koncie już jakieś 4 km. Nie wspomnę też o procentach krążących we krwi i szumiących w głowie.
- Będziesz mnie potem zbierał z podłogi. Ej, rusz się, bo zaczyna mi się robić niedobrze.
- Nie strasz.
Następny wybuch śmiechu sprowadził panią Mamę. Mówiłem tak do mamy Jagody od feralnej wpadki, która dotąd wszystkich bawiła.
- Co wy tu robicie? - w jej głosie dało się słyszeć rodzicielską srogość, ale też nutkę rozbawienia.
- Oho, obudziłeś naszego strażnika.
- Ja? Coś ci się chyba pomieszało.
- Nie ma co, dżentelmen z ciebie.
- Ucisz się, bo nam się dostanie.
Słyszałem, jak wciąga powietrze, by coś powiedzieć, ale zamknęła posłusznie usta.
- Właśnie zanoszę Jagodę do jej pokoju. Obiecuje, że zaraz zaśnie. Może już pani iść spać.
- Tylko na tyle cię stać?
- Sama spróbuj jak jesteś taka mądra.
- Jakbyś nie zauważył, leżę sobie bezwładnie na twoich ramionach. To nie jest zbyt wygodna pozycja do negocjacji. - wykłócaliśmy się tak przez chwilę niezbyt dyskretnie, aż pani Mama nam przerwała.
- Dobrze już dobrze. Ponegocjujemy jutro.. a tak właściwie już dzisiaj - dodała nieco kąśliwie. - A teraz do łóżka.
- Oczywiście.
- No to ruchy!
Jagoda klepnęła mnie z całej siły w pośladki głośno się z tego śmiejąc.
- Oddam ci, zobaczysz.
Ruszyłem na górę, chcąc jak najszybciej znaleźć się w pokoju przyjaciółki. Na miejscu postawiłem ją na środku pokoju. Wreszcie mogłem się wyprostować.
- Czekaj, czy ona powiedziała "do łóżka" ?
Jagoda usiadła po turecku na podłodze i pociągnęła mnie za sobą.
- Chyba tak. - potwierdziłem niepewnie, nie wiedząc do czego zmierza.
- Kazała ci się ze mną położyć?
Tym razem to ja wybuchnąłem głośnym śmiechem.
- Nie śmiej się!
Jagoda rzuciła we mnie poduszką, która leżała obok łóżka. Przestałem się śmiać i z udawanym oburzeniem, powiedziałem:
- Nie zapominaj, że jeszcze się nie odegrałem za to klepnięcie na schodach.
- Mówiłam już, wykapany dżentelmen.
- Dobra nie przeginaj. Kładź się spać.
Jagoda zrobiła minę naburmuszonego dziecka i pokręciła przecząco głową.
- Mam się z tobą położyć? - zapytałem poruszając, zabawnie jak sądzę, brwiami.
- Oszalałeś? Chcesz numer do psychologa? A no fakt. Ciebie się już nie da wyleczyć . - zaczęła bełkotliwym głosem.
- Bardzo zabawne.
- Dobra nie przynudzaj. Wychodzimy.
Wstała szybko i zachwiała się lekko, śmiejąc się przy tym. Poszedłem w jej ślady.
- Ooj. Weź się tak nie kręć.
- I znowu na mnie, tak?
- No cóż, taki już twój los.
Zaśmiałem się cicho z jej poważnej miny i pokręciłem głową.
- Gdzie chcesz iść?
- Jak to gdzie? Potańczyć.
- Nie masz jeszcze dość? A tak swoją drogą, nie wiem czy jesteś w stanie gdziekolwiek teraz iść.
- Booo?
- Bo jesteś pijana? Nie wspomnę już o tym małym szczególe, że musiałem cię tutaj przynieść.
- Ej, ja cię nie prosiłam. Zresztą ty też jesteś pijany, złociutki.
- Faktycznie nie prosiłaś.
- No właśnie. Nie wiem o co ci chodzi w takim razie.
- Bo mi rozkazałaś, a to różnica.
- Marudzisz koleś.
Założyłem ręce na piersi i spojrzałem na nią trochę sceptycznie, ale też z dozą rozbawienia.
- Idziesz ze mną czy nie? - zapytała.
- A niby jak chcesz to zrobić? Tak, żeby twoja mama tego nie zauważyła?
- Brak ci kreatywności..
- To jest ten moment, w którym mam się zasmucić, tak?
- Kiepski żart.
- O wiem! Wyjdę na podwórko a ty mi spuścisz swoje włosy.
- I co dalej, ściągniesz mnie za nie na dół? Coś ci nie wyszło.
- Obraziłaś moją dumę, nie dziw się.
- Ehh, ci faceci.
Nie skomentowałem tego w żaden sposób. Nie to, że miałem jak. Jagoda podeszła do łóżka i wzięła z niego prześcieradło, zrzucając przy okazji kołdrę. Następnie trochę chwiejnym krokiem podeszła do szafy, z której wyciągnęła jeszcze kilka prześcieradeł i narzut, by potem je związać.
Stałem tak patrząc na nią z niedowierzaniem. Od kiedy ją poznałem nie było nawet minuty, w której nie zadziwiła by mnie w jakiś sposób. A teraz pomimo tego, że była pijana szybko i sprawnie związywała ze sobą tych kilka materiałów.
- Chyba wytrzyma, co? - zapytała pociągając za własnoręcznie zrobiony węzeł. Wzruszyłem ramionami.
- Dobra trzeba to gdzieś przywiązać. - rozejrzała się po pokoju i zatrzymała wzrok na mnie. Wiedziałem, że mam jej pomóc.
- Może do łóżka?
Wyciągnęła ręce z "węzłem", dając mi znać, że mam się tym zająć. Po chwili zamocowałem go najmocniej jak się tylko dało.
- Idziesz pierwsza?
Zapytałem kpiąco.
- A to niby czemu?
Nawet pijana nie traciła swojej buntowniczej natury.
- Złapiesz mnie w razie, gdybym spadał.
- A co jak ja będę spadać?
- Obiecuję, że zeskrobię cię z ziemi.
- Wariat. Idź. No już.
Nie chciałem się dalej z nią droczyć, bo mogłoby to trwać do rana, więc złapałem za koniec prześcieradeł i spuściłem go za okno. Wszedłem na parapet i powoli zacząłem się spuszczać w dół. Po chwili poczułem pod stopami twardy grunt.
- Okej, teraz ty.
Powiedziałem na tyle głośno na ile uważałem to za bezpieczne. Dla pewności pokazałem jej gestem, że może schodzić. Pokiwała z ożywieniem głową. Uwielbiała takie akcję. Mówiła, że adrenalina pobudza ją do życia.
Gdy od ziemi dzieliło ją zaledwie metr, coś się poluzowało i Jagoda upadła z piskiem na tyłek. Nie zdążyłem zareagować, ale jej mina rozbawiła mnie na całego.
- Pomógłbyś, bezsercowy-potworze.
Gdy już opanowałem swój wybuch śmiechu, podszedłem do niej i wyciągnąłem rękę. Ujęła ją a ja pociągnąłem ją mocno do góry tak, że w efekcie na mnie wpadła. Złapałem ją tym razem ratując przed upadkiem. Nasze twarze dzieliły tylko milimetry..

 
- Pocałowałeś mnie? - zapytałam, czując wewnętrzny przymus przerwania tej opowieści.
- Nie. - nie wiedzieć czemu odetchnęłam z ulgą.
- Och. Proszę kontynuuj.
- Ty to zrobiłaś.
Na początku otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia, ale potem ściągnęłam lekko brwi.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Jasne, że nie. Nie mam powodów, żeby cię okłamywać. Nie zauważyłaś tego?
Tak, rzeczywiście, szczerość biła od niego na kilometr. Jakąś częścią siebie to czułam.
- Co było dalej?
Jakoś nie mieści mi się to w głowie. Pocałowałam go i dalej byliśmy przyjaciółmi?
- No cóż.. stwierdziłaś, że smakuję jak soczyste truskawki - zaśmiał się cicho na to wspomnienie. - Potem pociągnęłaś mnie za sobą i poszliśmy w poszukiwaniu jakiejś imprezy. Oszczędzę ci resztę naszych wygłupów. Być może kiedyś ci je opowiem albo sama je sobie przypomnisz. Wracając do tematu.. tego samego dnia po południu chciałaś ze mną porozmawiać. Powiedziałaś mi, że nie wiesz dlaczego to zrobiłaś, i że jest ci głupio. Nie myśląc nad tym długo zrzuciłem winę na procenty. Nie wracaliśmy już do tego.
Wydaje się rozsądne. Tylko, że co z jego odczuciami? Nie powiedział jak on się do tego ustosunkował. Podobało mu się? Czy czuł się skrępowany? Ta niewiedza doprowadza mnie do szału.
- Prawie zapomniałam co chciałam zrobić.
Damian ściągnął brwi zastanawiając się o co mi chodzi.
- Tak, ty chyba też . Daniel, chciałam do niego pójść.
- Jagoda.. Proszę cię, nie idź tam. Nie chcę, żeby zrobił ci krzywdę. Wiem, że zabranianie ci tego, tylko cię popycha do tego pomysłu. Zachowałem się dziecinnie przetrzymując cię tu bez twojej zgody i przepraszam za to.
- Damian. Nie gniewam się.. W sumie dzięki temu przypomniałam sobie coś z mojego życia, ale masz rację to było dziecinne, więc nie zamykaj mnie więcej w łazience, okej?
Pomimo powagi całej sytuacji oboje parsknęliśmy śmiechem.
- Nie wiesz jak to jest niczego nie pamiętać. - zaczęłam poważnym tonem. - W żadnym wypadku ci tego nie życzę, ale spróbuj postawić się na moim miejscu. Tak bardzo nurtuje mnie cały ten związek z Danielem, a tylko on może mi o nim opowiedzieć.
- Możesz poczekać, aż sobie przypomnisz. - ciągnął uparcie.
- Chyba zdążyłeś już tak jak ja zauważyć, że nie należę do osób cierpliwych.
Na jego ustach na chwilę zagościł pogodny uśmiech.
- Zrobię co zechcesz, ale błagam nie idź tam.
- Damian...
Czułam się rozdarta. Z jednej strony moja głupia ciekawość, a z drugiej fakt, że nie potrafiłam odmówić przyjacielowi, gdy mnie tak prosił. Sprawy miały się inaczej, gdy zakazywał mi spotkania z Danielem.
- Proszę.
I już już miałam mu ulec, ale uświadomiłam sobie, że okłamałabym go stwierdzeniem, że tego nie zrobię. A okłamywać go nie chciałam.
- Nie mogę ci tego obiecać. - wyznałam szczerze spoglądając w jego troskliwe spojrzenie. Ono zawsze jest czułe i takie zmartwione - pomyślałam, z roztargnieniem.
- Więc znowu chcesz się w to wplątać?
- W co? O czym ty mówisz?
Damian otworzył buzię, by mi odpowiedzieć, ale zamknął ją zanim zdołał cokolwiek z siebie wydusić.
- Ty coś wiesz, prawda? - szepnęłam rozdrażniona. - Powiedz mi.
- Miałem na myśli to, że znowu chcesz się wplątać w tę znajomość, choć oboje wiemy, że to się nie skończy dobrze.
Pomimo tego, że czułam, że odpowiedział mi szczerze, coś  mi w tym wszystkim
nie grało . Wiedziałam, że to nie jedyne wyjaśnienie.
- Chcę tylko z nim porozmawiać.
- I uważasz, że na tym to się zakończy? To się grubo się mylisz. - gniew, na mnie a może na moje zachowanie, choć to chyba jedno i to samo, albo na coś jeszcze zaczynał brać nad nim górę.
- No to mnie oświeć. - wypaliłam dając się sprowokować.
- Pamiętasz jak przypomniało ci się, że ktoś cię uderzył?
Kiwnęłam zdezorientowana głową.
- Tego się nie da zapomnieć. - mimowolnie, powróciłam myślami do tego nie miłego doświadczenia. Pokręciłam głową, chcąc wyrzucić je sobie z głowy i w tym samym momencie coś sobie uświadomiłam. - To był on? - zapytałam zduszonym głosem.
- Nie jestem tego w stu procentach pewien, ale coś mi mówi, że niestety tak jest. - powiedział nieco łagodniej.
- Nie możesz opierać takiego oskarżenia na odczuciach.
- W tej chwili nie mamy raczej innego wyjścia, a po za tym.. dużo się o nim słyszy. I to nie są dobre rzeczy.
Czekałam na dalszy ciąg, ale ten najwidoczniej skończył już swoją wypowiedź.
- Damian! Doprowadzasz mnie do szaleństwa.
- Mam to potraktować jako komplement? - uśmiechnął się figlarnie, chcąc odwrócić moją uwagę od tego tematu.
- Co o nim mówią? - zapytałam uparcie. Przyjaciel westchnął teatralnie i spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Że jest zamieszany w handel narkotykami, napady, a kto wie, może nawet jakieś zabójstwo, choć mam nadzieję, że to są akurat plotki. - powiedział uspokajająco widząc moją zaszokowaną minę. - No i to, że swoje dziewczyny traktuję przedmiotowo, wykorzystuje je i źle traktuje. Tak więc mało ci powodów do tego, żeby jednak zaniechać tego fatalnego pomysłu?
Przez dłuższą chwilę nie potrafiłam niczego z siebie wydusić. Patrzyłam na Damiana, próbując przyswoić sobie wszystkie te informację. Napady.. narkotyki.. zaczęło kręcić mi się od tego w głowię.
- Chyba muszę się położyć..
- Źle się czujesz? - zapytał z troską.
- Potrzebuję po prostu snu.
- Jesteś pewna? Wiem od Kingi, że lekarz zabronił ci się denerwować. Boże jaki ze mnie głupek!
- Nie, Damian, nie obwiniaj się. Dobrze, że mi o tym powiedziałeś. Inaczej pewnie już bym u niego była. A to chyba nie dobrze. - przyznałam, gdy dotarły do mnie ewentualne skutki chęci mojej eskapady. Co ja mówię, jakie ewentualne?!
Damian pokiwał tylko głową, ale niczego nie powiedział. Wstałam z kanapy.
- Musisz wracać do domu? - zapytałam wpadając na pewien pomysł, nie wiem czy dobry.
- Nie. Dlaczego pytasz?
- Boję się zostać sama.

W środku nocy obudziło mnie pukanie do drzwi. Odsunęłam się od Damian, który położył się obok mnie na łóżku, bym mogła się do niego przytulić i poczuć się bezpiecznie. Przyznam, że jego obecność pomogła mi zasnąć.
Teraz nie usłyszał ani nie poczuł nawet tego, że wstałam z łóżka. Spał spokojnie i nie miałam serca go budzić.
Zeszłam po cichu po schodach, zastanawiając się kogo tu licho niesie o tak późnej porze. Stwierdziłam, że to może rodzice zapomnieli klucza do drzwi, które Damian zamknął przed snem.
Przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam je, a widok zza nich zmroził mi krew w żyłach.
O Boże.




ta daaam! ;) 
oto efekt kilkugodzinnej nudy. mam nadzieję, że udany .