Nie sądziłam, że kiedykolwiek dojdzie do takiego momentu, gdy będę zmuszona pisać posta z taką treścią. Ale niestety ten czas nastąpił. Nie chcę pisać kolejnego rozdziału, na którego owszem mam miliony pomysłów, ale w którego nie jestem w stanie włożyć .. siebie. Dlatego postanowiłam zawiesić tego bloga na jakiś czas.
Nie mam do tego głowy. I w dodatku zbliża się koniec semestru co jest bardzo absorbujące, zważywszy na to, że mam dużo do poprawienia. Mam nadzieję, że pomimo tego, nie opuścicie tego bloga, i gdy tylko tu wrócę będę miała nadal dla kogo pisać. Przepraszam .. Do napisania.
Mirela.
Bo w życiu nie chodzi o to, żeby żyć, ale żeby przeżywać!
piątek, 28 grudnia 2012
niedziela, 16 grudnia 2012
Nieustraszone uczucia
Etykiety:
Nieustraszone Uczucia
Prolog
Ciemność. Ciemność mnie ogarnęła. Kiedy ? Gdzie ? W jaki sposób ? Nie
Ciemność. Ciemność mnie ogarnęła. Kiedy ? Gdzie ? W jaki sposób ? Nie
pamiętam.
Dlaczego nie potrafię otworzyć oczu ? Dlaczego jest to takie trudne ?
Z
całych sił starałam się unieść powieki chociażby na milimetr. Bezskutecznie.
Po
chwili znów witała mnie moja nowa przyjaciółka. I choć znajdowałam się w jej
objęciach czułam spokój, wolność. Nie wiedziałam co to zmartwienia, kłótnie.
Przed oczami, w mojej wyobraźni, przewijały się kolorowe zdjęcia albo filmy na których
oglądałam ludzi. Bliskich mi ludzi. Ale kto to był ? Tego nie potrafiłam
stwierdzić. Skąd wiedziałam, że są mi bliscy ? Czułam to.
Później
znów próbowałam skontaktować się ze światem po drugiej stronie. Miliony razy
zadawałam sobie pytanie, dlaczego? Skoro tutaj jest mi dobrze. I za każdym
razem moją odpowiedzią było jedno słowo. Muszę.
Coś niewidzialnego i nieznanego wzywało mnie w ten inny pełen kłopotów świat.
Jakby był tam ktoś do kogo powinnam wrócić. Tylko kim była ta osoba ?
Aż w końcu po miliardach prób udało mi się przebić przez grubą zasłonę,
Aż w końcu po miliardach prób udało mi się przebić przez grubą zasłonę,
która
mnie otaczała. I choć nadal nie mogłam otworzyć oczu, po raz pierwszy
usłyszałam coś na kształt rozmowy. Bardzo niewyraźnej rozmowy. Kobiety i
mężczyzny. Tylko to udało mi się rozpoznać. Próbowałam zrozumieć o czym
rozmawiają, ale nie dałam rady. Znów
pochłonęła mnie ciemność ze swymi wesołymi ubarwieniami.
Pomimo tego, że tutaj było tak spokojnie, zaczęło mnie to irytować.
Pomimo tego, że tutaj było tak spokojnie, zaczęło mnie to irytować.
Brakowało
mi czegoś, co znajdowało się w tamtym świecie. Chciałam się tam przedostać.
Zwiększałam swoje wysiłki, aby znów usłyszeć choć odrobinę rozmowy tych dwojga,
ale i to nie dawało żadnych rezultatów.
Powoli
traciłam już nadzieję. Myślałam, że na zawsze zostanę w tym denerwująco
spokojnym świecie. Zaczęłam się nawet tego bać. Bo przecież nie mogę przez cały
spędzony tu czas oglądać „krótkometrażowych
filmików” z ludźmi, których znikąd nie znałam. I wtedy poczułam lekkie
muśnięcie czyjejś skóry na mojej dłoni. Dzięki temu przypomniałam sobie, że
mogę nią poruszyć. Że chcę nią poruszyć… I udało się. Ledwie dostrzegalnie
poruszyłam palcem wskazującym. Później jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki zasłona pękła. Dźwięki dochodziły do mnie znacznie głośniej niż za pierwszym
razem. Głos. Kobiecy głos wołał do mnie.
-
Słyszysz mnie skarbie ? Doktorze ! – udało mi się rozróżnić pojedyncze słowa,
które połączyłam w jedną całość.
Jeden
ruch palcem przestał mi wystarczać. Zmusiłam swoją odrętwiałą dłoń do wysiłku.
Opłaciło się. Ścisnęłam trochę mocniej
rękę kobiety. Odwzajemniła mój uścisk, głaszcząc kciukiem mój przegub. Po chwili
nie czułam już miłego dotyku. Zastąpił go inny bardziej szorstki. Prześcieradło,
pomyślałam. I drugi głos. Tym razem męski.
- Możesz otworzyć oczy ?
Uświadomiłam
sobie pewną rzecz. Skoro to ta gruba zasłona, która mnie otaczała nie pozwalała
mi niczego usłyszeć, to może przez nią także nie potrafiłam unieść powiek. Postanowiłam
spróbować raz jeszcze. Całym swoim umysłem skupiłam się na tej jednej
czynności. A po chwili oślepiło mnie jasne, rażące w oczy światło.
otóż, wróciłam.^^
wiem, ze miało to nastąpić wcześniej, ale przez jakiś czas
miałam problemy z internetem, no i zbliża się koniec semestru, więc tym
bardziej nie mam na nic czasu.
mam nadzieję, że się wam spodobało i zostawicie po sobie jakiś komentarz. ;p
a co do kolejnej notki .. myślę, że już niedługo coś się tu pojawi ;)
niedziela, 18 listopada 2012
Rozdział 63
Etykiety:
Miłość jako pojęcie względne
Dzień przed sylwestrem
Piotrek zaprosił nas na kolację do restauracji. A mówiąc nas mam na myśli –
Justynę, rodziców Piotrka i moich, Przemka, Michała i mnie.
Zdziwił nas trochę ten gest,
ale nikt się nie sprzeciwiał, włącznie z Justyną. Zdaje się, że ona też nie
wiedziała co się święci.
W restauracji kobiety
wyszykowane w eleganckie sukienki, mężczyźni w garnitury – czułam się jak na
jakimś pokazie mody.
Zajęliśmy zarezerwowany
przez Piotrka stolik i nawet nie zdążyłam się obejrzeć kiedy podeszła do nas
kelnerka. Na początek zaproponowała nam czerwone wino. Piotrek, jako że to on
pełnił rolę osoby, która zamawia – zamówił jeszcze szampana. Odwróciłam się do
Przemka by podzielić się z nim moimi myślami na temat jego brata. Tylko, że on
właśnie wpatrywał się w nogi kelnerki. Obudziła się we mnie zazdrość. No, bo co
się będzie patrzył na taką pierwszą lepszą kelnereczkę, prawda ? Szturchnęłam
go lekko – nie chciałam zwracać na nas uwagi – w brzuch z miną zazdrosnej jak i
poirytowanej dziewczyny.
- Ałć. – skrzywił się. – Co
zrobiłem ? – zapytał z miną niewinnego chłopca, którego mama każe za złe
zachowanie.
- Jakbyś nie wiedział. –
szepnęłam, by nikt nie usłyszał o czym rozmawiamy. Tym bardziej, że obok nas
siedzieli nasi rodzice.
- Ale .. – urwał, jakby
sobie coś uświadomił. – Jesteś zazdrosna . – stwierdził. Zmienił minę na
łobuzerską i przysunął swoje krzesło bliżej mojego.
- A ty byś nie był na moim
miejscu ? – zapytałam, w dalszym ciągu szepcząc .
- Ja nie był bym zazdrosny o
kelnerkę.
- Przepraszam, żartowałem. –
dodał widząc moje srogie spojrzenie. Ucieszyłam się w duchu, że udało mi się w
taki sposób na niego spojrzeć. Choć z drugiej strony nie podobało się, że
żartował na taki temat.
- Przecież wiesz, że tylko
ty się liczysz . – wyszeptał mi do ucha.
- Może i wiem, ale to
niczego nie zmienia.
- Zamyśliłem się. W żadnym wypadku nie patrzyłem na nią świadomie. – usprawiedliwił się.
- Tak ? A o czym takim
myślałeś ? – zapytałam krzyżując ręce.
- O nas. O tym ile
musieliśmy doświadczyć, by być razem. W końcu szczęśliwi. – powiedział. Nie
ukrywam, że łezka zakręciła mi się w oku.
Przemek zauważył to i objął
mnie na tyle, na ile to było możliwe, siedząc na krzesłach. Pocałował mnie w
czoło i mocniej zacisnął swoją rękę na moim biodrze.
Po chwili przyniesiono nam
wino i szampana. Właśnie wtedy Piotrek wstał i poprosił o uwagę.
- Pewnie wszyscy jesteście
zdziwieni moim zachowaniem, ale to co chciałbym dzisiaj zrobić wymaga naprawdę
odpowiedniego miejsca i bliskich mi osób. – przerwał patrząc na nas, na dłużej
zatrzymując się na Justynie. – Dlatego chciałbym cię o coś poprosić.
Ukląkł na jedno kolano i wyjął
z kieszeni małe czerwone pudełeczko.
Nie mieliśmy wątpliwości co
do tego, co się w nim znajduje. Uśmiechnęłam się na widok zszokowanej kuzynki.
- Czy zgodzisz się znosić mnie
przez resztę swojego życia i zostać moją żoną ? – zapytał lekko śmiejąc się z
wypowiedzianego przez siebie zdania. A przynajmniej tylko z pierwszej jego
części. Justyna oczywiście także się zaśmiała, ale też uroniła kilka łez. Nie
zdołała niczego powiedzieć, dlatego kiwnęła głową ze łzami w oczach. Piotrek
całkowicie podekscytowany i szczęśliwy złapał prawą rękę swojej dziewczyny i
włożył na jej serdeczny palec pierścionek, z małym, błyszczącym kamieniem w
środku.
Gdy Justyna przytuliła się
do swojego narzeczonego, zaczęliśmy klaskać razem z resztą osób, które się nam
przyglądały.
Pocałowali się krótko z
uwagi na otaczających ich ludzi i oderwali się od siebie, siadając na swoich
miejscach.
Wszystko wróciło do normy.
Inni goście restauracji zajęli się swoim towarzystwem. My potrawami, które nam
przyniesiono. Tak właściwie to tylko narzeczeni nie mogli powstrzymać się od
ciągłego zerkania na siebie i szerokich uśmiechów. Z Przemkiem także
wymieniliśmy kilka porozumiewawczych i czułych spojrzeń.
Sylwester. Przez niektórych znienawidzony,
innych ulubiony a jeszcze innych obojętny dzień w roku. Ja należę do tej
drugiej grupy ludzi.
Uwielbiam świętować kolejny
nowy rok, w którym wszystko może się wydarzyć. U mnie to się sprawdza.
Dosłownie wszystko, ale może w tym roku będzie inaczej ? Może teraz wszystko zmieni
się na lepsze ..
Zastanawiałam się tak,
patrząc na obcych mi ludzi, na zupełnie spontanicznej imprezie, na którą postanowiliśmy
się wkręcić. Siedziałam z Przemkiem przy barze popijając drinki. Justyna z
Piotrkiem przepadli gdzieś na parkiecie a Michał .. rozmawiał ze swoją nowo
poznaną znajomą. Chwilę temu z nią rozmawiałam. Okazała się miłą osobą. Zresztą
jej imię - Marysia, kojarzy mi się z samymi dobrymi rzeczami, choć z innego
punktu widzenia to imię do niej nie pasuje. Tak czy siak, polubiłam ją.
- Idziemy na zewnątrz ? –
zapytał Przemek. Kiwnęłam głową z uśmiechem i dałam się pociągnąć ku wyjściu.
Tam, stało już kilka par i grupek. Domyśliłam się, że dochodzi północ.
Stanęliśmy z Przemkiem pomiędzy
ludźmi tak, by mieć dobry widok na bezchmurne niebo. Dołączyli do nas Michał z
Marysią i Piotrek z Justyną.
Roześmiani i szczęśliwi.
Chciałabym, żeby było tak już zawsze. Żeby ludzie, których kocham byli po prostu
szczęśliwi. Pocałowałam Przemka w kącik ust na co ten uśmiechnął się i odwrócił
mnie tak, bym mogła oprzeć się o niego plecami a on mógł mnie objąć.
Ludzie wokół nas zaczęli
odliczać.
10,9,8 ….
Z podekscytowaniem czekałam
na fajerwerki, które wystrzelą równo z wybiciem dwunastej w nocy. I na pocałunek,
który obiecał mi Przemek, który miał rozpocząć kolejny wspólny rok.
Epilog
Pół roku później. Lipiec.
Tuż po zakończeniu ceremonii
nowożeńcy stanęli przed kościołem by z pokorą przyjąć na siebie pełne garście ryżu.
Mimo tego stali pośrodku okręgu, który stworzyliśmy razem z resztą gości,
uśmiechnięci do obiektywów kamery i aparatu.
Oczywiście nie obyło się bez
tradycyjnego „gorzko!” . Po krótkim pocałunku zaczęliśmy klaskać, choć nie
obyło się też bez jęków zawodu kilku kuzynów Przemka i Piotrka, którzy liczyli
na to, że potrwa to trochę dłużej. Państwo młodzi i goście skwitowali to
śmiechem .
- No dobrze. Teraz czas na
rzut bukietem. – powiedziała Justyna, gdy śmiechy ucichły. Wszystkie panny
ustawiły się w równym rządku, gdyż nie było nas zbyt wiele. Kuzynka odwróciła
się do nas plecami i po głośnym odliczeniu do trzech rzuciła bukiet . Wszystko
działo się tak szybko, że nawet nie zauważyłam, kiedy to trzymałam go w swoich
rękach.
Przeznaczenie ? Czy może
zwykły przypadek ?
Spojrzałam na Przemka, który
podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek. Znów rozbrzmiały oklaski.
- Chyba nie mamy innego wyjścia jak kontynuować tę tradycję. – szepnął mi do ucha.
W odpowiedzi pocałowałam go
w usta bez zbędnych okrzyków , zachęcających nas do pocałunku. Chwilę później
oderwałam się od Przemka ze śmiechem, uświadamiając sobie, że to nie my
jesteśmy tu nowożeńcami.
Michał przyniósł w tym
czasie skrzynkę ozdobioną białą kokardą. Piotrek wyciągnął z niej białego gołębia, którego podał Justynie. Ta
delikatnie złapała ptaka w ręce. Następnie wyjął drugiego,
zakładam, że samiczkę, ponieważ przyczepiono jej różową kokardkę na szyjce. Stanął
obok swojej żony, by po kilku sekundach zgodnie wypuścić gołębie .
Wpatrzyłam się w odlatujące
ptaki, czując Przemka, który obejmował mnie w talii.
Wiedziałam, że kiedyś i my doczekamy
się takiej chwili.
KONIEC
niesamowitym uczuciem jest kończyć swoje opowiadanie.
critical error - bez obaw, nie zamierzam uwzględniać w swoim kolejnym "dziele" znanych postaci ;)
A ono pojawi się TUTAJ gdzieś za dwa bądź trzy tygodnie.
Chciałabym podziękować wszystkim czytelniczkom.
Chciałabym podziękować wszystkim czytelniczkom.
Tym, które dotrwały ze mną do końca jak i tym, które dołączyły do mnie trochę później. Dzięki wam mi się udało. ;D
do następnego, wkrótce. ^^
~Mirela.
niedziela, 11 listopada 2012
Rozdział 62
Etykiety:
Miłość jako pojęcie względne
O świcie Piotrek obudził
wszystkich, by jak najprędzej otworzyć prezenty.
Przyznam że, ja także byłam
ciekawa co dostałam. Ubrałam ciepły szlafrok i zeszłam na dół. Wszyscy zebrali
się w salonie wokół choinki. Usiadłam między Przemkiem i Justyną, podkuliłam
nogi pod brodę.
- To kto czyni honory ? –
zapytał podekscytowany .
- A temu co się stało ? –
szepnęłam do kuzynki.
- Wczoraj powiedziałam mu
coś o jego prezencie i nie może się doczekać. – wyjaśniła.
- Aha . Ale powiedziałaś mu
prawdę ?
- No co ty. – żachnęła się .
W odpowiedzi zaśmiałam się tylko i odwróciłam wzrok z powrotem na Piotrka.
- Dobra ja się tym zajmę. –
powiedział. Chwilę później trzymał w rękach prezent niewielkiej wielkości,
ozdobiony kolorowym papierem dekoracyjnym .
- Ten jest dla … Michała. –
przeczytał z małej karteczki, która była przyczepiona do kokardki i wręczył pakunek mojemu bratu.
Wszystkie oczy były zwrócone
w jego stronę. Michał trochę skrępowany naszymi spojrzeniami zaczął
rozpakowywać prezent. Wyjął z niego brązowy, skórzany notatnik. Spojrzał na nas
ze wzrokiem mówiącym „what the fuck?” i zapytał :
- Kto mi to kupił ? –
odpowiedziały mu śmiechy rodziców i nasze.
- Ja. – przyznał się
Przemek.
- Co tobą kierowało, że się
tak wyrażę ? – zapytał Michał.
- Otwórz. – poinstruował go
Przemek.
Ten posłusznie wykonał
polecenie mojego chłopaka. Na twarzy pojawił mu się szeroki uśmiech.
- Teraz to rozumiem. –
powiedział i odwrócił ‘notatnik’ w naszą stronę. W środku znajdował się otwór,
w którym leżała mała buteleczka wódki, jak sądzę. Przemek trafił w gusta mojego
brata, z czego bardzo się cieszył.
Pocałowałam go w policzek.
- Za co to ? – zapytał mile
zaskoczony.
- Za całokształt.
-Okej, następny. Oo ten jest
dla mnie. Ciekawe od kogo. – zastanawiał się Piotrek.
Otworzył go i poczerwieniał
na twarzy. Zdziwiło mnie to. Jeszcze nigdy nie widziałam u Piotrka rumieńców.
Ale sytuacja najwidoczniej tego wymagała.
- No pokaż co tam masz . –
powiedział Michał.
Chłopak włożył rękę w
pudełko i wyjął kajdanki z czerwonym futerkiem.
- Na serio ? – zapytał .
Następnego dnia
postanowiliśmy aktywnie odpoczywać podczas pobytu w tak świetnym miejscu jak
Zakopane. Dlatego ubraliśmy się ciepło i wyszliśmy z domku w poszukiwaniu
atrakcji turystycznych.
Naszym pierwszym
przystankiem była kręgielnia. Wynajęliśmy tor dla naszej piątki i po chwili
zaczęliśmy grać . Śmiech i wygłupy nas nie opuszczały, przez co ‘nasi sąsiedzi’
dziwnie na nas patrzyli. Oczywiście znalazło się też kilka osób, które się z
nas śmiały, ale nie dbaliśmy o to. Liczyło się tylko „tu i teraz”
Wszystkim szło bardzo
dobrze, ale to Justyna została naszą mistrzynią kręgli.
Kolejnym przystankiem był
Park Linowy „Złota Grań”.
- Na który park idziemy ? – zapytał
Piotrek.
- Ty to pewnie na mini . –
zażartowałam.
- Ciebie tam wyślę bratowo .
– odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem.
Gdyby nie nazwał mnie
bratową pewnie dalej kłóciłabym się z nim o ten park, ale jakoś tak to
określenie zmiękczyło mi serce, że tylko się zaśmiałam. Przemek przygarnął
mnie do siebie i czule pocałował w skroń.
- Chodźmy na duży. – zadecydował
Michał.
Tak więc, dłuższą chwilę później
chodziliśmy po wąskich deskach i siatkach przypięci zabezpieczeniami, pokonując
rozmaite przeszkody. Nie zwracaliśmy uwagi na śnieg, który zaczął prószyć. Osobiście bardzo mi się to podobało. Oczywiście nie dlatego, że
chłopakom szło gorzej .. no dobra, to też był powód do radości, ale fajnie było
tak chodzić ileś metrów nad ziemią. Widząc ludzi, którzy wielkością
przypominały mrówki. Zjeżdżać po tyrolce , czując wiatr we włosach. Niesamowite
przeżycia.
Lecz to nie był koniec
naszego zwiedzania. Przechodząc przez zatłoczone ulice zauważyliśmy mężczyznę,
który zachęcał turystów do uczestnictwa w wyprawie skuterem śnieżnym .
Spojrzeliśmy na siebie, bez słowa stwierdziliśmy, że to coś dla nas i
podeszliśmy do mężczyzny, który okazał się przewodnikiem w tej właśnie wyprawie.
Zgłosiliśmy się na ochotników, więc pan Daniel zaprowadził nas do 5 osobowej
grupy. Okazało się, że do wyprawy potrzebna było jeszcze kilka osób.
Wypożyczyliśmy trzy skutery. Jedna dziewczyna z tamtej grupy przyłączyła się do
Michała. Oboje stwierdzili, że cieplej będzie im na jednym skuterze.
Widoki były bardzo ciekawe.
Instruktor opowiadał nam śmieszne historie turystów, którzy przyjeżdżali tu z
zagranicy . Godzina jazdy minęła o wiele za szybko. Niestety z żalem musieliśmy
wrócić do bazy .
Stwierdziliśmy, że starczy
nam atrakcji, więc postanowiliśmy iść na gorącą czekoladę. Michał jednak bardzo
zaprzyjaźnił się z nowo poznaną dziewczyną.
- Idźcie, znajdę was. –
powiedział, gdy wchodziliśmy do małej kafejki urządzonej w bardzo ‘miejski’ sposób.
Usiedliśmy przy stoliku i zamówiliśmy wspominany wcześniej napój.
- Mam nadzieję, że to nie
jest kolejna psychopatka. – powiedziałam, nie mogąc w sobie tłumić tych myśli.
Martwiłam się o brata. Bałam się, że znów jakaś dziewczyna go zrani.
- Nie wyglądała na taką . –
stwierdził Piotrek.
- No tak, ale Anita też na
taką nie wyglądała. – zaoponowała Justyna.
- Pozory mylą. – zgodził się Przemek.
- Nie możesz się tak zamartwiać.
– powiedziała Justyna, łapiąc mnie za rękę. – Wiem, że nie mogę ci niczego
zapewnić, ale obiecuję ci, że jeżeli ta typiara wykorzysta twojego brata to
osobiście przerobimy jej ładną twarzyczkę.
- Dziękuję. – powiedziałam śmiejąc
się. Przemek pocałował mnie w policzek i przytulił.
- Masz ładne perfumy . - powiedział .
- Podobają ci się ? Ciekawe .. Cóż za skromność . - zażartowałam. Dziś rano popsikałam się perfumami, które dostałam od Przemka, jednak w paczce znajdował się też komplet biżuterii, który bardzo mi się spodobał.
- Wiesz, twój zegarek też jest bardzo ładny . - pochwaliłam mój prezent dla niego, śmiejąc się z naszego przekomarzania.
- Kocham Cię. - szepnął mi do ucha.
Czułam, że właśnie przy tych
ludziach jest moje miejsce. Nigdzie indziej.
Dla tych, którzy dalej czytają to opowiadanie
mam pewną informację.
Otóż koniec historii Weroniki i Przemka zbliża się wielkimi krokami.
Przeczytaliście właśnie przedostatni rozdział.
Mam nadzieję, że się podobał ;)
Co do następnego opowiadania..
Przyznam, że mam kilka pomysłów.
Ale tutaj pojawia się ważne pytanie -
Chcecie przeczytać kolejną opowieść mojego autorstwa ? ;>
~Mirela.
niedziela, 21 października 2012
Rozdział 61
Etykiety:
Miłość jako pojęcie względne
Traumatyczne przeżycia
pozostają w naszych umysłach na zawsze. Po jakimś czasie chowają się w głąb
świadomości by co jakiś czas o sobie przypominać. I chociaż chcielibyśmy
wyrzucić je z pamięci, one uparte przyczepiają się, nie dając szansy się
oderwać.
Tak też było ze mną.
Starałam się nie myśleć o tym feralnym dniu. Odmówiłam też składania zeznań.
Policjanci widząc w jakim jestem stanie, pozwolili Patrycji odprowadzić mnie do
domu. Na szczęście znalazł się jeszcze jeden świadek całego zajścia. Rodzicami
wstrząsnęło to, co ja musiałam oglądać. Wysłali mnie nawet do psychologa.
Tam, długa i pełna wyznań
rozmowa, pomogła mi. A Przemek .. no cóż. Wspierał mnie jak tylko mógł.
Gdy wróciłam wtedy do domu,
pierwszą rzeczą jaką zrobiłam był telefon do niego. Nic mu nie wyjaśniając
poprosiłam by przyszedł jak najprędzej. Patrycja poszła do siebie, po tym jak
utwierdziłam ją w przekonaniu, że już ze mną lepiej.
Wyszłam na schody i
usiadłam, nie mogąc doczekać się aż będę mogła schować się w jego ramionach.
Okazały się dla mnie zbawieniem. Jego głos powtarzający „Wszystko będzie
dobrze. Jestem przy tobie. Kocham cię słońce” . Dodawał mi otuchy. Był nadzieją
na lepsze jutro.
Podczas długiej
nieprzespanej nocy, w której śniłam koszmary był ze mną.
Trzymał mnie przy swoim
sercu, uspokajał miarowym oddechem.
Postanowiłam nie iść do
szkoły następnego dnia. Razem z Przemkiem poszliśmy na spacer starannie
omijając park. Długo rozmawialiśmy na temat wszystkich tych niemiłych wydarzeń.
Oboje tego potrzebowaliśmy.
Obiecaliśmy sobie, że już
nigdy nie będziemy do tego wracać. Zostawimy to za sobą, zaczynając nowe życie.
Razem.
Rodzice moi i Przemka
zrobili nam bardzo miłą niespodziankę na święta. Dwa dni przed Wigilią
oznajmili, że wynajęli domek w Zakopanem i właśnie tam spędzimy te kilka dni . Nie
spodziewaliśmy się tego, ale przyznam, że to bardzo dobry pomysł.
Przemek jednak miał jeden
problem. Nigdy nie wychodziło mu pakowanie, dlatego zaproponowałam, że mu
pomogę. Miałam w tym swój cel. Podczas, gdy Przemek szukał walizki, ja wyjęłam
mój prezent dla niego z ukrycia i schowałam do swojej torebki. Wracając niczego
nie zauważył, więc wzięłam od niego walizkę i kazałam wyjąc wszystkie rzeczy,
które chciałby ze sobą zabrać. Następnie pomogłam mu poskładać je w kostkę i
ułożyć w walizce. Nie obyło się bez kilku żartów na jego nieporadność.
Niestety albo i stety
Przemek postanowił mnie ukarać. Gdyby do jego pokoju nie wpadł Piotrek zacałował by mnie
na śmierć. Nie powiem, byłaby miła, ale chciałam jeszcze trochę pożyć, dlatego
ucieszyłam się na widok chłopaka.
- Widziałeś gdzieś moją
torbę ? – zapytał, ignorując sytuację w jakiej nas zastał.
- Nie przypominam sobie.
Wyszedł z pokoju tak szybko
jak się pojawił. A ja zostałam „zmuszona” do ponownego przyjęcia mojej kary .
Cały wyjazd odbył się w normalny sposób. Mama obudziła mnie o 6.30, abym na spokojnie przygotowała się do
odjazdu. Oczywiście wstałam dopiero dwadzieścia minut później, ponieważ niechcący
zasnęłam.
Zaczęłam się krzątać po
łazience i pokoju. Cieszyłam się w duchu, że poprzedniego dnia wszystko sobie
przygotowałam i spakowałam.
Pięć po siódmej zeszłam na
dół z torebką, z rzeczami, które ewentualnie będą mi potrzebne w samochodzie. Walizkę
zostawiłam w pokoju, gdyż nie dałam rady jej nawet przestawić. Nie
zdążyłam nawet dokończyć śniadania, ponieważ państwo Moniuszko wraz z synami i
Justyną właśnie przyjechali. Wcześniej zostało ustalone, że ja z Michałem
pojedziemy z młodzieżą a rodzice z rodzicami. Tak wiem, śmiesznie to brzmi.
Michał wspaniałomyślnie
zniósł moją walizkę razem ze swoją co dla mnie było wielkim wyczynem. Po
schowaniu wszystkich naszych bagaży wsiedliśmy do samochodów .
Podróż minęła w miarę
szybko. Ciągłe żarty i rozmowy pomogły nam przetrwać te kilka godzin.
W chwili, gdy wjechaliśmy do
Zakopanego zakochałam się w tych widokach. Wpatrywałam się w nie nic nie mówiąc
dopóki nie dojechaliśmy do domu, w którym mieliśmy się zatrzymać.
W środku na parterze znajdował
się duży salon, kuchnia z jadalnią, w
której stał stół na mniej więcej dziesięć osób. Zaś na piętrze były sypialnie i
łazienki. Fakt, że tylko dwie, ale myślę, że to tylko urozmaici nasze „wakacje”
. Nikomu nie chciało się rozpakowywać, dlatego postanowiliśmy coś zjeść i
pozwiedzać .
Gdy wychodziliśmy z domku,
śnieg zaczął lekko prószyć. Naciągnęłam bardziej czapkę na uszy i złapałam
Przemka za rękę. On objął mnie w talii i przyciągnął bliżej siebie.
- Ładnie tu .- powiedziałam,
gdy zostaliśmy trochę w tyle za innymi.
- Tak, mnie też się tu
podoba. I to powietrze .. – przerwał by nabrać w płuca więcej tlenu.
- Wrócimy tu kiedyś ? –
zapytałam z nadzieją.
- Kiedy tylko zapragniesz.
Wigilię spędziliśmy w miłej
i świątecznej atmosferze. Strasznie się denerwowałam przed dzieleniem się
opłatkiem, ponieważ nigdy nie potrafiłam wymyśleć życzeń, a ciągłe powtarzanie
„wesołych świąt” i „wszystkiego najlepszego”
nie było zbyt oryginalne. Jednak mój strach okazał się niepotrzebny. Jak
nigdy, najróżniejsze życzenia wymyślałam od tak, na poczekaniu. Następnie
wszyscy zasiedliśmy do stołu. Najadłam się samym patrzeniem na te wszystkie potrawy,
które dzień wcześniej przygotowały moja i Przemka mama . Oczywiście spróbowałam
kilku potraw, żeby nie było im przykro. Mężczyznom tak bardzo smakowało, że
zachwalali swoje żony po każdym zjedzonym kęsie.
Śpiewanie kolęd zawsze
najbardziej podobało mi się w tych świętach.
Uśmiechy na twarzach
pozostałych wprawiały mnie w wyśmienity humor. Tak samo jak to, że miałam przy
sobie bliskie mi osoby .
Wyobrażałam już sobie
kolejną gwiazdkę w takim samym składzie.
Po kolacji zaproponowałyśmy,
że to ja z Justyną posprzątamy ze stołu. Gdy zaczęłyśmy zbierać talerze i
sztućce Justynie nie spodobał się komentarz chłopaków, którego nie usłyszałam.
Podparła się rękoma po bokach i spojrzała wymownie na Piotrka z iskierką w oku.
Znałam to jej spojrzenie. Nie wróżyło to nic dobrego, dla Piotrka oczywiście.
- Wiesz, mógłbyś nam pomóc. –
oświadczyła.
Piotrek nie wiedząc czy może
sobie jeszcze pożartować przy rodzicach, spojrzał na Przemka i Michała.
- Wy też możecie. – dodałam,
co rozśmieszyło nasze mamy. Przyjęłam pozycję „atakującego” by wesprzeć trochę
Justynę. I jak się okazało bardzo skutecznie. Chłopacy wstali, wzięli talerze i
szklanki i zanieśli to wszystko do kuchni. Troszeczkę zdziwione i rozbawione
zarazem, poszłyśmy w ślady chłopaków, i zaniosłyśmy pozostałości po
nieskończonych potrawach.
- Mamy jeszcze coś zrobić ? –
zapytał potulnie Piotrek . Ja nie mogąc wytrzymać z tego widoku zaczęłam się
śmiać.
- Możesz pozmywać naczynia. –
odpowiedziała kuzynka.
- Na serio ? – zapytał jej
chłopak.
- Nie. – odpowiedziała wybuchając
śmiechem. Piotrek pokiwał tylko głową i uśmiechnął się do niej. Podszedł i pocałował
policzek.
- Co ja z tobą mam, kobieto.
– zapytał retorycznie, jeszcze raz pocałował ją w policzek i wyszedł z kuchni. Michał trochę znudzony patrzeniem na
zakochane pary także poszedł do salonu. Zastanawiałam się czy kiedyś pozna
dziewczynę, która będzie dla niego odpowiednia.
- Też możesz z nimi iść. My
tu z Weroniką wszystko ogarniemy. – powiedział niespodziewanie Przemek.
Spojrzałam na niego zaskoczona, ale szybko zmieniłam wyraz twarzy, gdy
zobaczyłam Justynę. Stała z otwartą buzią i wytrzeszczonymi oczami. Przemek
zaśmiał się cicho pod nosem.
Po chwili Justyna opanowała
swoje emocje i powiedziała do mnie żartobliwym tonem :
- Ty to masz szczęście,
wiesz ?
- Wiem. – powiedziałam i
spojrzałam czule na Przemka.
Następnie zabrałam się za
mycie naczyń. Bez słów podzieliliśmy się obowiązkami. Ja myłam. On podawał i
wycierał.
- Nie wiedziałam, że jesteś
tak pomocny przy pracy w kuchni. - powiedziałam
uśmiechając się pod nosem.
- Jestem człowiekiem
niespodzianką. – stwierdził.
- Podoba mi się to. –
powiedziałam.
- I bardzo dobrze.
Objął mnie w talii i pocałował
w szyję. Tak, mogłabym spędzać tak każde święta.
hmm, powiem jedno, szkoła to jedno wielkie zło.
a już szczególnie liceum.
przepraszam też, że tak długo mnie tu nie było..
mam nadzieję, że się podobało ;) do następnego ^^
sobota, 15 września 2012
Rozdział 60
Etykiety:
Miłość jako pojęcie względne
Było mi trochę nie swojo,
gdy obudziłam się rano we własnym łóżku, bez Przemka. Przyzwyczaiłam się do
niego i tak jak wspominałam, trudno będzie mi się przyzwyczaić do nowej, choć z
innego punktu widzenia, starej sytuacji.
W szkole wszystkich ogarnęła
świąteczna atmosfera. Na oknach gdzieniegdzie, wisiały już odpowiednie
dekoracje . Nawet nauczyciele, gdy była akurat wolna chwila, rozmawiali o
zbliżającej się wigilii klasowej i przystrojeniu klasy choinką i ozdobami.
Na jednej z lekcji z moją
wychowawczynią losowaliśmy osoby, którym zrobimy prezenty pod choinkę. Wszyscy
byli bardzo tajemniczy, więc nie zdołałam się dowiedzieć kto mnie wylosował. Ja
także niczym się nie zdradzałam, że trafiłam na Aurelię. W głowie układały mi
się już różne kombinacje możliwych prezentów.
Wieczór minął mi bardzo
szybko na rozmowie z Przemkiem przez telefon.
Oczywiście przyszedł by do
mnie, ale miałam masę rzeczy do zrobienia , których musiałam koniecznie dokonać.
Nie sposób było by mi je zrobić, gdyby obok mnie kręcił się Przemek. W zamian
jednak zaproponowałam mu wypad do sklepów, ponieważ musiałam kiedyś kupić
prezent dla Aureli.
Następnego dnia, w szkole
nie działo się nic ciekawego. Do czasu …
Arka i Anity nie widywałam już za często na korytarzach, dlatego przestałam się nimi interesować. Być może Patryk w końcu ‘oddał’ resztę zdjęć policji i ich zamknęli. I kto by pomyślał, że zgadałam ?
Arka i Anity nie widywałam już za często na korytarzach, dlatego przestałam się nimi interesować. Być może Patryk w końcu ‘oddał’ resztę zdjęć policji i ich zamknęli. I kto by pomyślał, że zgadałam ?
Potwierdzenie moich domysłów
przyszło do szkoły, na dużej przerwie, w postaci dwóch policjantów.
Gdy siedziałam z Szymonem,
Karoliną i Aurelią, na stołówce, usłyszeliśmy, że ów goście poszli do pani
dyrektor. Spojrzałam na Anitę i Arka, którzy siedzieli na drugim końcu
pomieszczenia. Dziewczyna wyglądała na podenerwowaną a chłopak nałożył swoją
maskę „obojętności”.
Pod koniec przerwy
policjanci z panią dyrektor, depczącą im po piętach, weszli do stołówki.
Wszyscy umilkli, wpatrując się w umundurowanych mężczyzn. Stanęli przed
wspomnianą wcześniej dwójką.
- Anita Mieczyk i Arkadiusz
Wojnicki ? – zapytał jeden.
Anita przełknęła ślinę i
kiwnęła głową, natomiast Arek nie odpowiedział w żaden sposób.
- Jesteście aresztowani pod
zarzutem handlu narkotykami. Wszystko co teraz powiecie może być użyte
przeciwko wam. Jeżeli nie macie pieniędzy na adwokata, zostanie wam przydzielony
z urzędu. – wyjaśnił drugi policjant.
- Proszę wstać i wyciągnąć
ręce przed siebie. – zarządził pierwszy i wyciągnął kajdanki z kieszeni.
Anita spojrzała na Arka,
szukając wsparcia . Ten jednak patrzył przed siebie, nie zdradzając żadnych
emocji. W końcu poddała się . Rozejrzała się, czując na sobie wzrok wszystkich
uczniów. Wstała i wyciągnęła przed siebie ręce. Policjant sprawnym ruchem zakuł
ją w kajdanki.
Następnie spojrzał
wyczekująco na Arka. Myślałam już, że nie wstanie dopóki policjanci mu nie
„pomogą”. Jednak przeliczyłam się.
Powoli, niemal się
ociągając, zaczął się podnosić. Gdy policjant wyciągnął rękę z kajdankami by
zakuć Arka, ten zaczął uciekać. Wszyscy wokół wstrzymali oddechy.
Funkcjonariusz natychmiast zaczął biec za nim . Arek przewrócił kilka krzeseł,
by utrudnić pościg . Policjant przeskakiwał pojedyncze krzesła . Plan Arka się
nie powiódł . Gdy znajdował się już blisko wyjścia, policjant rzucił się na
niego. Obaj wpadli na stół, roztrzaskując go. Huk i jęk Arka wypełniły ciszę.
Wszystko działo się tak szybko, że połowa z nas nie nadążała za biegiem wydarzeń.
Policjant zakuł Arka w
kajdanki, po czym pomógł mu wstać. Drugi z funkcjonariuszy pociągnął Anitę za
sobą i w czwórkę opuścili stołówkę.
Automatycznie w pomieszczeniu zapanował gwar rozmów. Ja jednak, usiadłam na krześle i
próbowałam zrozumieć co się stało.
Arka i Anitę zatrzymano,
więc Patryk zrobił to o co go poprosiłam. Zastanawia mnie co teraz zrobi. Dalej będzie się ukrywał ?
Kolejna zagadka do rozgryzienia.
Popołudniu razem z Przemkiem
przeszliśmy całe centrum handlowe, w poszukiwaniu prezentu dla Aureli. Na
początku Przemek trochę marudził, ale przekonałam go krótkimi pocałunkami, że
nie będzie nudno.
W rezultacie Przemek sam
wybrał upominek. A mianowicie, średniej wielkości puchatego misia, który
przypominał mi mojego, z dzieciństwa.
W drodze powrotnej
wstąpiliśmy do kawiarenki na gorącą czekoladę.
Tam, spotkaliśmy Patrycję i
Dawida. Opowiedziałam im o zajściu w szkole. Trzema słowami – szczęki im opadły.
Potem zasypali mnie masą pytań, na które musiałam szczegółowo odpowiedzieć.
Przemkowi i Dawidowi, spodobała się cześć ze stołem. Minęły chyba dwie godziny
zanim zdołałam zaspokoić ich ciekawość. Potem postanowiliśmy z Przemkiem, że
pójdziemy już do domów.
Po tym jak Przemek mnie
odprowadził, trudno było nam się ze sobą rozstać, ale w końcu wyszedł Michał i
prawie siłą zaciągnął mnie do domu.
Pół nocy nie spałam, pisząc
z Przemkiem. Stał się nieodłączną częścią mnie, której nie dało się już
odczepić.
- Weronika, obudź się.
Jak na pobudkę, to nawet
bardzo miła. – stwierdziłam w myślach, wybudzając się ze snu. Otworzyłam oczy .
Nad sobą zobaczyłam Michała.
- Spóźnisz się. – zaczął mnie
ponaglać.
- Co ? Która godzina ? –
zapytałam, tracąc ochotę na sen.
- Wczesna jak dla ciebie,
ale autobus chyba na ciebie nie zaczeka.
Całkowicie zdezorientowana
wyciągnęłam telefon z pod poduszki i
spojrzałam na wyświetlacz.
Niestety zostało mi dziesięć
minut do przyjazdu autobusu. W tym momencie stanęło przede mną pytanie.
Pośpieszyć się czy jechać następnym na drugą lekcję ? Postanowiłam, spróbować zdążyć.
Zerwałam się z łóżka. Przebrałam
się w minutę, w ciuchy przygotowane wczoraj. Za co jestem sobie wdzięczna.
Pobiegłam do łazienki, przeczesałam włosy i pociągnęłam rzęsy tuszem. Wybiegłam z łazienki, łapiąc torbę i zbiegłam
na dół. Podobnie szybko ubrałam płaszcz i buty.
Na przystanek dobiegłam .
Zdyszana schowałam się przed płatkami śniegu. Na szczęście pobiłam swój rekord
i byłam minutę przed czasem.
Autobus jednak nie
nadjeżdżał.
Minęło pięć, dziesięć,
piętnaście minut a autobus nadal nie przyjeżdżał.
Przestało mi się to podobać, tak więc postanowiłam nie iść dzisiaj do szkoły. Wracając do domu spotkałam
Patrycję. Jej autobus też nie przyjechał. A, że wczoraj nie miałyśmy jak
pogadać o naszych „babskich” sprawach zdecydowałyśmy, że pójdziemy do parku.
Śnieg zaczął prószyć a wiatr
przestał wiać, więc przyjemnie się nam szło.
Gdy doszłyśmy już w wybrane
wcześniej miejsce, zauważyłam znajomą postać w kapturze. Chłopak stał pod
drzewem odwrócony tyłem .
Przeprosiłam na chwilę
Patrycję i podeszłam wolnym krokiem do drzewa.
Stanęłam obok Patryka.
- Co tu robisz ? Nie
ukrywasz się już ?
- Miałem nadzieję, że cię
spotkam. – odpowiedział tajemniczo.
- Dziękuje. Mimo wszystko,
jestem ci wdzięczna za to co zrobiłeś i co przestałeś robić. Chociaż przyznam,
że nie postąpiłam najlepiej.
- Ale wyszło ci to na dobre.
Kiedy ich zabrali ?
- Wczoraj, podczas długiej
przerwy. – wyjaśniłam z szerokim uśmiechem.
- Musiało być ciekawie. –
stwierdził.
- O tak.
- Teraz, kiedy nie mam już
nic do zrobienia .. chciałem się z tobą pożegnać. – powiedział.
- Wyjeżdżasz ? – zapytałam ciekawa
tego, co chce zrobić.
- Powiedzmy. – odpowiedział,
przekrzywiając głowę w prawą stronę.
- Co to znaczy ? Patryk, co
chcesz zrobić ? – zapytałam zaniepokojona.
Dziwne, ale martwiłam się o niego. W pewnym sensie zaczęłam zauważać w nim tego Patryka, którego
kiedyś kochałam. Osobę, z którą chciałam spędzić najpiękniejsze chwile w swoim życiu.
- Chciałbym cie prosić o
wybaczenie . – powiedział, w ogóle nie zwracając uwagi na moje pytania. W jego
wzroku widać było udrękę, cierpienie. Jakby to co mi zrobił nie dawało mu żyć.
I właśnie w tej chwili poczułam, że muszę mu darować, że właśnie tego chcę.
- Wybaczam ci.
Uśmiechnął się w
podziękowaniu.
- To dla mnie wiele znaczy.
A teraz .. żegnaj. Nigdy nie przestałem cię kochać. I pamiętaj zwal wszystko na
mnie. – powiedział i odszedł. Tak jak, za pierwszym razem.
Ale nie darzyłam go już
miłością damsko-męską . Teraz po prostu go polubiłam.
Niespodziewanie z drugiej
strony parku, wyłoniło się pięciu funkcjonariuszy. Patryk odwrócił się w moją
stronę, po raz ostatni na mnie patrząc. A potem wyjął zza bluzy pistolet.
Przyłożył do skroni i zanim policjanci zdążyli do niego dobiec , pociągnął za
spust.
- Niee ! – chciałam
krzyknąć, ale żaden dźwięk nie wydobył się z moich ust.
Huk rozprzestrzenił się w
całym parku powodując, że wokół zrobiło się niewiarygodnie cicho. Zasłoniłam
oczy by nie patrzeć na kałużę krwi wokół bezwładnego ciała Patryka. Po chwili
poczułam ciepłe dłonie przyjaciółki, przygarniające mnie do siebie. Przytuliłam
się do niej prosząc by mnie stamtąd zabrała.
Na początek, przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziałów.
W szkole nie dają nam normalnie żyć, zadawając co dzień coraz więcej.
Jak myślicie ? Nie za ostro ?
Mam nadzieję, że nie olaliście tego bloga ;)
A jak u was z nauką ?
Jest już pierwsza ocena ?
Muszę się wam przyznać, że ja już dostałam. I nie należy ona do najlepszych.
A w dodatku byłam pierwszą osobą,
którą zapytano ..
Co za pech xD
Do następnego ^^
niedziela, 26 sierpnia 2012
Rozdział 59
Etykiety:
Miłość jako pojęcie względne
#Weronika#
Przed południem następnego
dnia zaczęłam żałować, że tak szybko przystałam na prośbę mamy. W końcu
przyzwyczaiłam się już do towarzystwa Przemka i jego rodziny. Trudno będzie mi
się teraz od tego odzwyczaić. Ale to nie jest powód do rozpaczy. Ze swoją
rodziną także powinnam spędzać jak najwięcej czasu. Możliwe, że za kilka lat
znów się wyprowadzę tylko, że na zawsze. Chwile spędzone w domu Przemka na zawsze
zostaną mi w pamięci. Będziemy je wspólnie wspominać jako przygodę, którą razem
przeżyliśmy. Postanowiliśmy, że wszystko co złe puścimy w niepamięć i będziemy
żyć dniem dzisiejszym.
Nadal możemy się spotykać.
Może to i dobrze, że każde z nas trochę odetchnie . Słyszałam też kiedyś, że im
częściej partnerzy się nie widują, w związku nie wieje nudą. Jakiś czas temu
ogarnęła mnie taka obawa, że między nas może wkraść się monotonia życia
codziennego. Przeprowadzka z jego domu do mojego to jakaś odmiana. Z resztą nie
muszę się chyba obawiać nudy, cały czas coś się dzieje.
- Ehh, nie lubię tego
widoku. – powiedział Przemek wyrywając mnie z zadumy . Przystanął w progu i
oparł się o futrynę, zakładając ręce na piersi.
- Jakiego ? – zapytałam, nie
do końca rozumiejąc o co mu chodzi.
- Twojego. – wyjaśnił. – Gdy
pakujesz swoje rzeczy, żeby się ode mnie wyprowadzić.
Istotnie siedziałam na
podłodze przed szafą i przekładałam jej zawartość do walizki.
- Mogę ci obiecać, że nie
zobaczysz już takiego widoku. – przyrzekłam, zamykając walizkę.
- Trzymam cię za słowo. – na
jego twarzy zagościł w końcu uwielbiany przeze mnie uśmiech. Zamknęłam szafę i
wstałam, podnosząc walizkę. Odstawiłam ją na bok i podeszłam do Przemka. Ten
automatycznie objął mnie w pasie i czule do siebie przygarnął.
- Dziwnie będzie budzić się
tak bez ciebie . – powiedział.
- Wiem, mnie też.
- No już moje gołąbeczki,
chodźcie na dwór. Muszę wam coś pokazać.
Zawsze w nieodpowiednim
momencie Piotrek wpada i psuje nam taką piękną chwilę. Chociaż kocham go jak
brata nie mogę powiedzieć, że mnie nie denerwuje.
Spojrzeliśmy po sobie
zdziwieni, ale nic nie mówiąc, zeszliśmy na dół za Piotrkiem. W korytarzu
założyłam tylko kozaki i płaszcz. Przemek postąpił podobnie, wkładając kurtkę i buty.
Gdy tylko drzwi się za nami
zamknęły, dostałam śnieżką w twarz.
Nie powiem, żebym się tego
nie spodziewała, ale że od pana Rafała ?
Całkowicie mnie tym
zaskoczył, ale to nie znaczy, że nie odpłacę się tym samym – pomyślałam,
wycierając twarz od śniegu. Po chwili zaatakowano również Przemka. Nie czekając
ani chwili dłużej zbiegłam ze schodków i schyliłam się po śnieżkę. Chwilę
gniotłam ją w rękach, by za chwilę rzucić nią w pana Rafała. Zaśmiałam się
głośno, gdy trafiłam w to samo miejsce, w które ja dostałam wcześniej. Zanim
się obejrzałam, zaczęliśmy rzucać w siebie nawzajem.
Później cali mokrzy
wróciliśmy do domu. Jednak z naszych twarzy nie schodziły uśmiechy .
#Krzysiek#
- Kojarzysz to zdjęcie ? –
zapytał policjant, kładąc na stole przede mną, fotkę przez, którą tu trafiłem.
Swoją drogą mam ochotę przywalić temu, który wsadził mnie do poprawczaka.
To miejsce jest ohydne.
Coraz częściej zastanawiam się dlaczego całą winę wziąłem na siebie. Nie muszę
sam pokutować za to co się stało.
- Ta, a bo co ? –
odpowiedziałem jak na mnie przystało i spojrzałem w drugą stronę. Tak, by nie
widzieć twarzy gliniarza.
- Dostaliśmy kolejne. –
wyjaśnił z uśmiechem. Rzucił przede mnie dwa zdjęcia. Po chwili odwróciłem głowę i spojrzałem na nie. Na jednym widać było, że
to Arek sprzedaje mi prochy, a na drugiej, że Anita też była w to wmieszana.
- I co ja mam z tym
wspólnego ?
- Potrzebne nam twoje
zeznanie. Pomoże ich przymknąć . To jak, piszesz się ? – zapytał policjant,
który oparł się o stół.
- A co będę z tego miał ? –
zapytałem, kładąc oba łokcie na stole.
- Posłuchaj, nie
powiedziałem, że twoje zeznanie jest absolutnie potrzebne. I bez niego byśmy sobie
poradzili.
- To po co mnie tu
zaciągnęliście i pytacie czy wam pomogę, jak nie jest to konieczne ? –
zapytałem z sarkazmem.
- Chciałem ci dać możliwość
na to, żeby nam pomóc ich wsadzić. W końcu powinni tu siedzieć z tobą. –
powiedział olewając mój ton głosu.
Taka opcja wydała mi się
kusząca. W jakiś sposób wynagrodziłoby mi to, chwilę, które już tu spędziłem.
- To jak ?
- Zgoda . Pogrążę ich .
coś za krótki wyszedł mi ten rozdział ;p
postaram się, żeby następny był dłuższy.
co się wam w tym podobało, a co nie ?
co chcielibyście, żeby się wydarzyło ?
czekam na wasze komentarze, zainspirujcie mnie ;D
do następnego ^^
piątek, 17 sierpnia 2012
Rozdział 58
Etykiety:
Miłość jako pojęcie względne
Niechętnie lecz z przymusu
próbowałam otworzyłam oczy, by sprawdzić kto kopie mnie lekko w nogę. Z
półprzymkniętych powiek wywnioskowałam, że to moja własna kuzynka nie pozwala
mi dalej spać.
Przetarłam oczy dłonią po
czym jeszcze raz, choć teraz bardziej przytomnie – spojrzałam na kuzynkę.
- Co się stało ? –
wymamrotałam, marząc o jeszcze kilku minutach snu.
- Nudzi mi się. – oznajmiła
Justyna.
- Żartujesz sobie ? –
zapytałam niedowierzając.
- No bo chłopacy obudzili
mnie o świcie i nie mogłam zasnąć. – usiadła na dolnej części mojego śpiworu,
dzielnie się broniąc.
- O świcie ? To, która to
jest godzina ?
- Wpół do ósmej . –
spojrzała na zegar wiszący na ścianie.
- O nie . Nie mam zamiaru
teraz wstawać. – powiedziałam odrobinę głośniej i od razu rozejrzałam się po
pokoju czy nie obudziłam reszty dziewczyn. Rzeczywiście chłopaków już tu nie
było, włącznie z Przemkiem.
Justyna spojrzała na mnie
jakbym ją wyrzuciła z domu i zaczęła wstawać.
- Co robisz ? Kładź się obok
mnie. Idziemy spać. – powiedziałam, robiąc jej miejsce. Kuzynka spojrzała na
mnie z wdzięcznością i zrobiła posłusznie to, co jej kazałam.
Dopiero teraz dobiegły mnie
przytłumione odgłosy wydawane przez chłopaków.
- Zamknęli się ? – zapytałam
zdezorientowana.
- Tak, w kuchni . Próbowałam
cos podsłuchać, ale nie dałam rady.
- Dziwne . – skomentowałam i
przewróciłam się na lewy bok.
Po chwili moje marzenie –
dotyczące snu – się spełniło.
Tak jakby z bardzo daleka
usłyszałam męski głos.
- Patrz śpią jak zabite. –
powiedział.
- Chyba nic nie słyszały . –
dodał kolejny bardziej niski głos.
- Ktoś ci zajął miejsce . – zmienił temat pierwszy chłopak.
- Ktoś ci zajął miejsce . – zmienił temat pierwszy chłopak.
Teraz z kolei rozmowa wydała
mi się głośniejsza i bardziej wyraźna.
- Chyba musimy spać razem. –
zażartował Piotrek. Zaczęłam już rozróżniać poszczególnych chłopaków.
Otworzyłam lekko oczy, po czym od razu zasłoniłam je dłonią. Słońce
prześwitujące przez firanki najwyraźniej chciało mnie w ten sposób rozbudzić.
- Chcecie się jeszcze kłaść
spać ? – zapytałam, przyzwyczajając się do słonecznego światła.
- Obudziła się śpiąca
królewna ? – powiedział Szymon siadając obok śpiącej jeszcze Miśki.
- Jak ładnie na mnie mówisz.
Królewna .. Od kiedy to ? – oparłam się na łokciu. Poprawiłam włosy, które
sterczały mi na rożne strony.
- A mnie tak ładnie nie
nazywa. – wymamrotała Michalina z zamkniętymi oczami. Szymon spojrzał na swoją
dziewczynę z oburzeniem.
- Twoim zdaniem ‘rybka’ to
nieładnie ? – zaczął gestykulować, by bardziej wyrazić swoje zbulwersowanie,
choć ta nawet na niego nie patrzyła. Cały czas „przytulała” się do poduszki.
- Jak ty tak ją nazywasz to ja się nie dziwię, że się dziewczyna złości. – skomentowałam ze złośliwym uśmieszkiem.
- Jak ty tak ją nazywasz to ja się nie dziwię, że się dziewczyna złości. – skomentowałam ze złośliwym uśmieszkiem.
- Ciekawe jak ciebie nazywa
twój Romeo .
- Dobra, koniec tej dyskusji. – wtrącił się Przemek,
na co zaczęliśmy się śmiać.
Nasz wybuch śmiechu obudził
Justynę i Patrycję.
- No dobra zwijamy żagle
panowie. – oznajmił Piotrek.
- Gdzie się wybieracie ? –
zapytała niedbale Justyna, chociaż zauważyłam, że w środku aż ją ściska z
ciekawości.
Piotrek zaśmiał się też to
zauważając. Podszedł do niej i pocałował lekko w kącik ust.
- Po prostu musimy wyjść. –
odpowiedział i ruszył do wyjścia.
Przemek w tym czasie
pożegnał się ze mną czułym całusem w usta. Zanim wyszedł spojrzałam na niego
wzrokiem, mówiącym „i tak mi wszystko wyśpiewasz” .
- Ruchy Przemek . – ponaglił go brat.
- Już idę. Jeszcze trochę
czasu zanim zamkną .. – skończył gwałtownie i uśmiechnął się, nie mówiąc już
nic więcej.
- Na pewno chodziło mu o
sklepy . – stwierdziła Patrycja, gdy za chłopakami zamknęły się drzwi.
- Weźmy z nich przykład. –
powiedziała Misia.
- Dobry pomysł. Zróbmy
świąteczne zakupy. W końcu trzeba kiedyś kupić prezenty pod choinkę. – zgodziła
się Justyna.
- Ale najpierw proponuję
śniadanie.
#Przemek#
- No dobra, gdzie teraz ? –
zapytał Szymon.
Już od dobrych dwóch godzin chodzimy po galerii w poszukiwaniu prezentów świątecznych dla dziewczyn. Tak, to jest ta nasza ‘Wielka Tajemnica’ . Szczęściarzem okazał się Piotrek. Znalazł już idealny – według niego – prezent na Justyny.
Już od dobrych dwóch godzin chodzimy po galerii w poszukiwaniu prezentów świątecznych dla dziewczyn. Tak, to jest ta nasza ‘Wielka Tajemnica’ . Szczęściarzem okazał się Piotrek. Znalazł już idealny – według niego – prezent na Justyny.
- Nie wiem, chodźcie tu . –
powiedział Dawid i wskazał sklep z dużym napisem – RESERVED – nad wejściem.
Chwilę później krążyliśmy między wypełnionymi półkami i wieszakami.
Chwilę później krążyliśmy między wypełnionymi półkami i wieszakami.
Nagle moją uwagę przykuła
pewna część sklepu. Poczekałem, aż chłopacy oddalą się ode mnie. Może to
głupie, ale nie chciałem by dowiedzieli się co kupiłem Weronice. A właściwie co
chcę kupić.
Ze wszystkich kolorów jakie
tam znalazłem najbardziej spodobał mi się niebieski komplet. Nie znam się na
tych wszystkich nazwach, więc nie jestem pewien czy tak się mówi. Rozejrzałem
się w poszukiwaniu chłopaków. Stali po drugiej stronie, oglądając okulary.
Chwilę później znudzili się nimi i poszli dalej. Gdy straciłem ich z oczu
wybrałem odpowiedni rozmiar i poszedłem zapłacić.
Schowałem reklamówkę pod
kurtkę i poszedłem do chłopaków.
Znalazłem ich przy biżuterii.
- Gdzie cię wcięło ? –
zapytał Piotrek.
- A myślałem, że nie
zauważyliście, że mnie nie ma . – odciąłem się nieco zdenerwowany . Piotrek
spojrzał na mnie jak na debila, ale nic nie powiedział. Potem uśmiechnął się i
odwrócił głowę w drugą stronę. Teraz ja nie wiedziałem o co chodzi.
- Może to ? – zapytał Dawid,
pokazując na naszyjnik średniej długości. Składał się z jasno turkusowych
kamieni przypominających diamenty. Ów kamienie były w kształcie czterech
prostokątów i trzech trójkątów przyczepionych do siebie na zmianę.
- Myślę, że mogło by się jej spodobać. – stwierdził Szymon.
- Myślę, że mogło by się jej spodobać. – stwierdził Szymon.
- Raz kozie śmierć . –
zażartował Piotrek .
- Okej . Ale w razie czego
będzie na was . – powiedział, wziąwszy naszyjnik .
- Jasne. – powiedziałem i
poklepałem go po ramieniu w przyjaznym geście.
Dawid zapłacił, po czym
wyszliśmy ze sklepu.
- Nie wiem jak wy, ale ja
mam dość. – stwierdził Szymon.
- Nam też, uwierz. Jak na
jeden dzień wystarczy . – powiedział Piotrek, wkładając ręce do kieszeni.
- Jak na jeden dzień to
stanowczo za dużo . – poprawił go Dawid.
Wyszliśmy z galerii śmiejąc
się w najlepsze.
#Weronika#
Wracając do domu, śnieg
lekko prószył . Wyciągnęłam rękę, na którą spadło kilka świeżych płatków prosto
z nieba. Minęło zaledwie kilka sekund nim zdążyłam się im nadziwić i śnieg się
rozpuścił.
Natomiast w lewej ręce
niosłam kilka papierowych toreb z prezentami.
Najbardziej zadowolona byłam
z drobnego upominku dla Przemka. Kupiłam mu zegarek ze skórzanym, brązowym
paskiem i motylkowym zapięciem. Mam nadzieję, że się mu spodoba .
Wchodząc do domu, poczułam
jak zmarzły mi ręce. Pomimo tego, że miałam ubrane rękawiczki ręce były lekko
zaczerwienione. Zdjęłam płaszcz, buty i szalik. Wzięłam nowo nabyte rzeczy i
weszłam do góry po schodach. Zastałam Przemka na łóżku.
- Już po tajnym wyjściu ? –
zapytałam, całując go w policzek .
- Nie mogłem długo bez
ciebie wytrzymać.
Schowałam prezenty do szafy,
postanawiając, że schowam ten dla Przemka w innym miejscu, gdy tylko nadarzy
się ku temu sposobność.
- Jak miło . – powiedziałam z
uśmiechem. Położyłam się na łóżku obok chłopaka i wtuliłam się w jego pierś. Przemek
pocałował mnie w czubek głowy i przycisnął do siebie .
Leżeliśmy tak napawając się
tym, że możemy być razem. Niedawno zabrano nam tę możliwość. Nie chciałabym
przeżywać tego ponownie .
- Co tam kupiłaś ? –
przerwał ciszę tym przewidywalnym pytaniem. Czekałam, aż je zada. Zaśmiałam się
z tego cicho i odsunęłam by zobaczyć ciekawość w jego oczach.
- Prezenty . –
odpowiedziałam z niewinnym uśmiechem.
- Dla mnie też ? – zapytał z
jeszcze większym zaciekawieniem.
- Nie bądź taki ciekawy . –
zagroziłam mu palcem przed nosem .
- A ja ci coś kupiłem . –
powiedział, ujmując moją dłoń. Pocałował ją w wewnętrzną jej część i uśmiechnął
się tym anielskim uśmiechem .
- Czyli poszliście do
jakiegoś sklepu ? – zapytałam rozumiejąc tę ich tajemnicę.
- Wiedziałaś, że mam taką
mądrą dziewczynę ? – zażartował.
- Coś tam słyszałam. Muszę o
tym powiedzieć dziewczynom, wpadły na to dziś rano .
- Nic im nie powiesz . –
powiedział. W chwili, gdy chciałam zaprzeczyć pocałował mnie co spowodowało, że
odechciało mi się z nim teraz „sprzeczać” .
- Kto to może być ? –
zapytał Przemek, gdy oderwał się ode mnie, słysząc dzwonek do drzwi.
- Sprawdźmy .
Wstaliśmy z łóżka. Przemek
pierwszy wyszedł z pokoju. A ja zaczekałam aż zejdzie kilka stopni, następnie
wyjęłam prezent dla niego i schowałam go za łóżkiem. Wyszłam z pokoju i
zaczęłam zeskakiwać ze schodów po dwa schodki . Gdy dotarłam na dół zobaczyłam
jak Przemek wita się z Michałem .
- Cześć . – przywitałam się
i przytuliłam do brata . Ten, przygarnął mnie do siebie na chwilę i rzucił
krótkie – hej .
- Co cię do nas sprowadza ? –
zapytałam, cofając się w stronę Przemka. Chłopak objął mnie ręką w talii .
- Dzisiaj mama postanowiła,
że do ciebie zadzwoni z taką małą prośbą. A ja zaproponowałem, że ci ją
przekażę, bo się trochę za tobą stęskniłem . – wyjaśnił z takim trochę
wstydliwym uśmiechem. Jakby tęsknota za siostrą była czymś czego można się
wstydzić.
- I co to za prośba ? –
zapytałam ciekawa czego mama ode mnie chciała.
- Chciała poprosić cię o to,
byś wróciła do domu . Wiesz, zbliżają się święta i mama chcę mieć całą rodzinę
przy sobie . W końcu nie możesz mieszkać u Przemka cały czas.
- Mnie to nie przeszkadza.
Rodzicom też nie . – zaprzeczył mój ukochany .
- To już wiemy . –
odpowiedział z uśmiechem. – Chodzi o zasady .
Jeśli chodzi o mamę zasady
się bardzo liczą. Nie pozwoli, żeby ktoś z naszej rodziny nadużywał czyjejś
gościnności. Zgodziła się, gdy ją poprosiłam o jeszcze trochę czasu z Przemkiem
ze względu na okoliczności. Ale teraz wszystko wróciło do normy .
- Dobrze. Jutro wrócę. – zgodziłam
się.
Jeśli znów jest nudny, przepraszam.
Postaram się by w następnym działo się coś ciekawszego .
Przepraszam też, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział.
Już niedługo koniec wakacji, jak się z tym czujecie ? ;x
Mnie przydałby się jeszcze jakiś miesiąc ;>
do następnego . ^^
do następnego . ^^
niedziela, 5 sierpnia 2012
Rozdział 57
Etykiety:
Miłość jako pojęcie względne
- To był świetny pomysł, żeby zrobić coś takiego. –
powiedziała Misia.
Już od pół godziny zachwyca się tym, że razem z
Przemkiem zorganizowaliśmy takie spotkanie. Razem z Michaliną przygotowałyśmy
różne przekąski podczas, gdy Szymon i Przemek przestawiali meble. Chciałam by
ten wieczór odbył się inaczej, dlatego poprosiłam chłopaków, żeby zrobili dużo
wolnego miejsca w salonie.
Reszta naszych gości miała się zjawić już lada chwila.
- Chodźmy sprawdzić czy poradzili sobie z zadaniem. –
zażartowałam . Nie musiałam mówić o kogo chodzi. Już kilka razy dało się
usłyszeć ciche przekleństwa. Nie sądziłam, że przestawianie mebli to takie trudne zadanie.
Przeszłyśmy korytarzem do salonu i naszym oczom ukazało
się zupełnie inne pomieszczenie. Kanapa i fotele zostały przesunięte do ściany
po jednej stronie a stolik po drugiej.
Chłopacy stali na środku pokoju wpatrując się we mnie z
wyczekującymi minami.
- Nie sądzisz, że trochę tu za pusto ? – zapytał
zdezorientowany Szymon.
- O to chodzi. – wyjaśniłam. A bynajmniej chciałam im
wyjaśnić, ale oboje zrobili takie miny iż zrozumiałam, że marnie mi to wyszło.
- Teraz potrzebne mi jakieś osiem poduszek . –
powiedziałam w zamyśleniu. Przemek rozejrzał się po pokoju i wskazał cztery,
które leżały na kanapie, nic przy tym nie mówiąc. Zaś Szymon zrobił jeszcze
bardziej zdezorientowaną minę niż dotychczas.
- Zaraz zobaczysz . – rzuciłam podchodząc do miejsca
wskazanego przez Przemka. Wzięłam poduszki i rozłożyłam je na podłodze w
półokręgu.
Spojrzałam na Szymona. Jego poprzedni wyraz twarzy
został zastąpiony przez inny – mniej zdezorientowany.
- Nie mogłaś od razu powiedzieć o co ci chodzi, prawda
? – zapytał zakładając ręce na piersi.
- Lubię patrzeć jak się tak męczysz. – zażartowałam .
Przemek zaśmiał się cicho kręcąc głową. Poszłam na górę w poszukiwaniu
pozostałych czterech poduszek. Dwie znalazłam w pokoju Piotrka a resztę wzięłam
z naszego pokoju.
Zeszłam na dół z poduszkami w rękach. Przemek opierał
się wygodnie o futrynę. Pocałowałam go w policzek i weszłam do pokoju. Misia
usiadła na kanapie a Szymon rozłożył się na poduszkach.
- Nie za wygodnie ? – zapytałam śmiejąc się z niego.
Nie czekając na odpowiedz położyłam poduszki na podłodze, dokańczając okrąg.
- Kochanie, możesz przesunąć ten stolik bliżej wejścia
? – zapytałam, odwracając się do Przemka. Posłał mi ciepłe spojrzenie i podszedł
do stolika.
A ja poszłam do kuchni po jedzenie. Usłyszałam za sobą
ciche kroki Michaliny. Wzięłyśmy przekąski, picie i szklanki na tacach i
zaniosłyśmy je do pokoju. Następnie położyłyśmy wszystko na stoliku. Stanęłam
‘podziwiając’ swoje dzieło. Na twarz wypłynął mi mały uśmiech.
Przemek objął mnie od tyłu w talii i pocałował w szyję.
Szymon na widok tych ‘pyszności’ – jak to wcześniej określił – podniósł się z
podłogi i podszedł skosztować jedno z nich. Po chwili usłyszeliśmy dźwięk
dzwonka.
- Oszukujesz ! – krzyknęła Patrycja do Piotrka, podczas
gdy została zmuszona wziąć kolejne dwanaście kart. Już od ponad godziny graliśmy w karty. Począwszy od dziewiątki serce po makao, w którym Pati
była już wielokrotnie ‘osaczona’ przez dwójki i trójki.
- To nie moja wina, że ty nigdy nie masz się czym
bronić. – odciął się Piotrek z cwaniackim uśmieszkiem na ustach.
- Jestem pewna, że jeszcze się na nim odegrasz . –
dodałam otuchy przyjaciółce, jednocześnie uśmiechając się do Piotrka, który w
tej chwili spojrzał na mnie z wyrzutem.
- No wiesz ty co .. – wymamrotał pod nosem.
Justyna pocałowała go w policzek cicho kwitując pod
nosem – głupek – kończąc tę konwersację. Jeżeli można to tak nazwać.
Patrycja wzięła posłusznie wyznaczoną jej ilość kart z
cierpiętniczą miną a Dawid położył swoją przedostatnią kartę.
- Makao . – oznajmił, ukazując wszystkim swoje białe
zęby. Na jego nieszczęście, tą kartą była dziesiątka pik . Położyłam na to
króla tego samego koloru i uśmiechnęłam się do niego, mówiąc :
- No chyba nie.
Dawid odwzajemnił uśmiech i położył króla serce.
- Jednak tak. Makao . – powtórzył.
Musiałam się bronić dlatego użyłam jokera. Przepraszam
– bąknęłam do Przemka widząc jego minę. Po chwili uśmiechnął się i położył
kolejnego jokera.
- Nie ma za co, kochanie.
- Nosz kurde. – podsumował Szymon.
- To co teraz ? – zapytała Misia.
Skończyliśmy już grać w karty. Każdy zastanawiał się co
moglibyśmy tu jeszcze zrobić. Dochodziła godzina dwudziesta i nikt nie chciał
kończyć tego spotkania.
- Wiem ! – powiedział Piotrek. Jednak zanim ktokolwiek
spróbował otworzyć buzię, by zapytać o co mu chodzi, zniknął na schodach .
Spoglądaliśmy na siebie, próbując odgadnąć jaką to grę
wymyślił Piotrek.
- Wiecie na co mam ochotę ? – zapytał Szymon, kierując
to pytanie do chłopaków. Na ich twarzach pojawiły się porozumiewawcze uśmiechy.
- Zaraz wracam . – oznajmił. Spojrzałam na Misię, ale
ona też nie wiedziała co jej chłopak wymyślił. O dziwno wrócił szybciej niż
Piotrek, trzymając dwa czteropaki piw w rękach. Pokręciłam głową ze śmiechem,
niedowierzając własnym oczom. Jak mogłam nie pomyśleć o tym, że mogą przynieść
alkohol ? Sama nie wiem. Po nich można się wszystkiego spodziewać. Szymon
zaczął rozdawać po jednym piwie. Przemek podziękował. Ucieszyłam się z tego.
Dopiero co wyszedł ze szpitala i nie powinien pić takich trunków.
W końcu Piotrek zszedł na dół. W ręku trzymał dość duże
pudełko.
- Znalazłem. – wydyszał zadowolony.
Po chwili wyjął kolorową planszę do gry w twistera.
Odsunęliśmy poduszki na bok, robiąc miejsce Piotrkowi. Ten rozłożył grę i wyjął
dwie kostki. Na jednej widniały kolory a na drugiej obrazki rąk i nóg.
- To może jedna osoba będzie rzucać kostki, żeby reszta
mogła swobodnie się wyginać ? – zapytał Przemek . Zgodziliśmy się kiwając
głowami.
Na ochotnika zgłosiła się Justyna, twierdząc, że chce
się z nas pośmiać.
- Kto pierwszy ? – zapytałam patrząc na resztę.
Staliśmy wokół tarczy, popijając procentowy trunek. Nie usłyszałam żadnej
odpowiedzi, dlatego zdecydowałam, że to ja będę pierwsza. Justyna rzuciła
obiema kostkami naraz.
- Prawa ręka … na … czerwone. – powiedziała. Posłusznie
położyłam prawą rękę na czerwonym polu. Kucnęłam, ponieważ stwierdziłam, że
schylając się przez dość dłuższy czas będzie niewygodną pozycją. Następny był
Przemek.
- Lewa noga .. na żółty. – oznajmiła Justyna.
Najbliższe pole żółtego, od Przemka, było dalej niż by chciał. Stanął w lekkim
rozkroku przodem do mnie i obejrzał się na Misię, która zadeklarowała, że chce
być następna.
Ona musiała położyć lewą rękę na czerwony, Szymon –
prawa noga na zielony, Piotrek – prawa noga na pomarańczowy, Patrycja – prawa ręka
na żółty i Dawid – lewa noga na niebieski.
Pół godziny później każdy był już w niewygodnej
pozycji. Przemek musiał praktycznie zrobić mostek, ja z kolei musiałam trzymać
pod nim prawą nogę. Szymon i Piotrek mieli skrzyżowane nogi, Patrycja można
powiedzieć, że leżała na Dawidzie. Jej było nawet wygodnie, ale nie można
tego powiedzieć o Dawidzie. Misia miała nawet wygodną pozycję. Kucała z nogami
obok siebie i rękami wyciągniętymi lekko do przodu.
- No dobra. Weronika .. prawa ręką na niebieski . –
oznajmiła Justyna śmiejąc się.
- A gdzie on jest ? – zapytałam, poszukując wokół siebie
niebieskiego pola.
- Za tobą. – powiedział Piotrek szczerząc się jak głupi
do sera. Odwróciłam się i dopiero jakieś sześć pół ode mnie zobaczyłam,
przeznaczony dla mnie kolor. Wyciągnęłam rękę do tyłu. Z trudem udało mi się
położyć na nim palce.
- I jak, wygodnie ? – zażartował Szymon.
- Na twoim miejscu bym się tak nie śmiała. – ostrzegłam
kolegę.
- Grozisz mi ? Wiesz, przy tej twojej pozycji nie był
bym taki niemiły . – odpowiedział.
- Twoja pozycja może się szybko zmienić. – powiedziałam
śmiejąc się. Miałam nadzieję, że nie tylko ja będę musiała praktycznie leżeć na
tej planszy.
Po chwili, ku mojej wielkiej radości, Szymon próbował zrobić
szpagat. Krzywiąc się nie wytrzymał i upadł na planszę pociągając za sobą
Piotrka i Dawida. Wszyscy trzej odpadli. Patrycja jakimś cudem utrzymała się na
planszy. Zostałyśmy tylko ja, Pati, Misia i Przemek, który nadal robił mostek.
Chłopacy oparli się o kanapę i wzięli swoje piwa.
Wkrótce Patrycja także odpadła. A za nią Misia.
Zostałam tylko ja i Przemek.
- Ciekawe kto wygra ? – zapytała retorycznie Michalina.
Uśmiechnęłam się do Przemka. Cała zdrętwiałam i nie
wiedziałam czy dam radę zrobić jakiś ruch.
- Okej, Przemek, lewa ręka na czerwony.
Piotrek zaśmiał się i usiadł po turecku, żeby lepiej
widzieć co jego brat wymyśli.
- Czerwony jest za Weroniką. – powiedziała Patrycja. Zaczęłam
się śmiać. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam. Przemek podniósł lewą
rękę, nachylił się nade mną i położył ją na wyznaczonym polu. Musiał się trochę
powykręcać, żeby to zrobić. Patrzyliśmy sobie w oczy uśmiechając się do siebie.
Gdy Justyna rzucała kostki, mamrotałam po cichu ‘proszę,
prawa ręka’ , na co reszta zaczęła się śmiać.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. – powiedziała Justyna.
– Prawa ręka na żółty.
Wszystko było by pięknie, gdyby nie to, że najbliższy
żółty znajdował się za mną. Podniosłam rękę nad głową i położyłam na żółtym
polu.
- Brawo . – usłyszałam komentarz Justyny.
- No ba, jak się tańczy to się jest wygimnastykowanym .
– zaśmiałam się.
- Nie swędzi cię coś czasami ? – zapytał Szymon.
- Spadaj . – odcięłam się z uśmiechem na ustach . Po
chwili poczułam, że swędzi mnie lewę ramie.
- Kurde, a niech cię. – powiedziałam, na co Szymon
wybuchł śmiechem.
- Lewa noga na zielony . – powiedziała do Przemka
Justyna.
Nie miał dzisiaj szczęścia. Żeby to zrobić, musiałby
przełożyć lewą nogę przez prawą i i jeszcze bardziej się nade mną nachylić. Ale
jego zbolałe mięśnie nie wytrzymały. Spadł na mnie a ja z kolei na planszę.
Leżeliśmy tak przez chwilę, zwijając się ze śmiechu.
– Dobra, koniec tego dobrego. – powiedziałam do
Przemka, próbując wyswobodzić się z pod jego ciężaru. Ten wstał i podał mi
rękę.
- Przegrałaś . – wymruczał, składając na moich ustach
krótkie pocałunki.
- Wcale nie. To ty nie wytrzymałeś . – odpowiedziałam,
odsuwając się lekko od jego ust.
- Ale ty pierwsza dotknęłaś planszy. – oznajmił zadowolony
z siebie.
- Przez ciebie. Nie ma tak. Wygrałam i koniec. – powiedziałam
naburmuszona.
- Już dobrze, księżniczko. – zgodził się całując mnie w
usta.
- Ekhem. – odchrząknął Szymon.
Zaczęliśmy się śmiać.
- Jest wpół do dziesiątej. Robimy coś jeszcze czy spadamy
?- zapytała Patrycja.
- Możecie zostać na noc. – zaproponował Piotrek.
- A macie tyle śpiworów ? – zapytała Misia.
- Coś się znajdzie . – odpowiedział i znów zniknął na
schodach.
- A ja wam pożyczę jakieś piżamki . – oznajmiłam dziewczynom
i także zniknęłam na schodach.
Poszłam do pokoju i wyjęłam cztery koszulki różnych
kolorów i dużych rozmiarów oraz cztery spodenki. Poszłam do łazienki i
przebrałam się w moje ulubione spodenki i koszulkę. Następnie zeszłam na dół. Na
podłodze leżały już śpiwory a dziewczyny dzwoniły do swoich rodziców. Nie było
żadnych problemów, dlatego wzięły ode mnie ciuchy i poszły do łazienki. Chłopcy
poszli do Przemka i Piotrka, którzy też mieli pożyczyć ciuchy gościom. Zostałam
sama w salonie. Wybrałam śpiwór przy oknie dla mnie i Przemka. Położyłam się w
nim i zakryłam po sam nos. Chwilę później chłopacy wrócili przebrani w szorty i
koszulki. Przemek położył się obok mnie i przytulił, zakrywając nas przed spojrzeniami
brata i kolegów.
Zaczął mnie całować na co cicho się roześmiałam. Nagle
ktoś ściągnął z nas śpiwór. Tym kimś był Piotrek.
- Nie ładnie się tak migdalić. – powiedział drocząc się
z nami.
- Zazdrościsz ? – zapytał Przemek. Brat nie zdążył mu
odpowiedzieć, ponieważ do pokoju weszły dziewczyny. Wszyscy położyli się pod
śpiwory i w pokoju nastała cisza.
Zaczęłam się śmiać. Przemek patrzył na mnie, nie
wiedząc o co mi chodzi. Zauważyłam, że reszta tez podnosi głowy by lepiej mnie
widzieć.
- Co jest ? – nie wytrzymała Patrycja.
- Pomyślcie sobie – zaczęłam, gdy udało mi się
powstrzymać śmiech – zrobiliśmy sobie taką małą imprezę i kładziemy się spać o
dziesiątej. I w dodatku nikt nie zgasił światła.
Znów zaczęłam się śmiać. Teraz jednak dołączyła do mnie
reszta, uświadamiając sobie sens moich słów.
proszę, jest kolejny ;D
mam nadzieję, że się spodobał,
moim zdaniem nie jest aż taki dobry jaki chciałam, żeby był.
no, ale chociaż jest długi ^^
przepraszam za błędy i do następnego ;)