Bo w życiu nie chodzi o to, żeby żyć, ale żeby przeżywać!

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 11

Miałam wrażenie jakby przeszywał mnie swym spojrzeniem na wskroś. Mimo tego iż uważałam to trochę za niewłaściwe - zważywszy, że jesteśmy przyjaciółmi - nie potrafiłam odwrócić wzroku. Coś w  nim nie dawało mi nawet takiej sposobności, a część mnie się z tego cieszyła.
Damian założył mi zbłąkany kosmyk za ucho, muskając delikatnie prawy policzek.
- Zawsze, gdy coś mi się przypomina ma to związek z alkoholem. - zdołałam wydusić.
- No fakt, takich sytuacji jest chyba najwięcej.
Odsunął dłoń, a ja zdałam sobie sprawę, że wstrzymałam oddech. Wraz z utratą tego kontaktu między nami, odzyskałam zdolność porozumiewania się.
- No, więc opowiedz mi o tym.
Zachęcałam chcąc odwrócić swoje myśli od niego i od mojego dziwnego zachowania. Ale przecież to wspomnienie dotyczyło też Damiana, co daremnie zniweczyło mój kiepski plan. 


- Cicho.
Stanąłem w połowie schodów, by uciszyć.. z trudem uciszyć Jagodę. Ta jednak nie potrafiła opanować swojego śmiechu. Ja zresztą też nie. To on powodował, że nie mogłem tego zrobić.. i nie chciałem.
- Twoja mama nas usłyszy.
Jak zwykle próbowałem nastraszyć ją jej mamą, z małym skutkiem.
- Mama? Mamusia. - przerwała wybuchem śmiechu. - Choć opowiemy jej jak się wywaliłeś na chodniku.
- Mam cię zrzucić?
Szczerze mówiąc zaczynał mnie już boleć kręgosłup, nie mówiąc o nogach, które miały na swoim koncie już jakieś 4 km. Nie wspomnę też o procentach krążących we krwi i szumiących w głowie.
- Będziesz mnie potem zbierał z podłogi. Ej, rusz się, bo zaczyna mi się robić niedobrze.
- Nie strasz.
Następny wybuch śmiechu sprowadził panią Mamę. Mówiłem tak do mamy Jagody od feralnej wpadki, która dotąd wszystkich bawiła.
- Co wy tu robicie? - w jej głosie dało się słyszeć rodzicielską srogość, ale też nutkę rozbawienia.
- Oho, obudziłeś naszego strażnika.
- Ja? Coś ci się chyba pomieszało.
- Nie ma co, dżentelmen z ciebie.
- Ucisz się, bo nam się dostanie.
Słyszałem, jak wciąga powietrze, by coś powiedzieć, ale zamknęła posłusznie usta.
- Właśnie zanoszę Jagodę do jej pokoju. Obiecuje, że zaraz zaśnie. Może już pani iść spać.
- Tylko na tyle cię stać?
- Sama spróbuj jak jesteś taka mądra.
- Jakbyś nie zauważył, leżę sobie bezwładnie na twoich ramionach. To nie jest zbyt wygodna pozycja do negocjacji. - wykłócaliśmy się tak przez chwilę niezbyt dyskretnie, aż pani Mama nam przerwała.
- Dobrze już dobrze. Ponegocjujemy jutro.. a tak właściwie już dzisiaj - dodała nieco kąśliwie. - A teraz do łóżka.
- Oczywiście.
- No to ruchy!
Jagoda klepnęła mnie z całej siły w pośladki głośno się z tego śmiejąc.
- Oddam ci, zobaczysz.
Ruszyłem na górę, chcąc jak najszybciej znaleźć się w pokoju przyjaciółki. Na miejscu postawiłem ją na środku pokoju. Wreszcie mogłem się wyprostować.
- Czekaj, czy ona powiedziała "do łóżka" ?
Jagoda usiadła po turecku na podłodze i pociągnęła mnie za sobą.
- Chyba tak. - potwierdziłem niepewnie, nie wiedząc do czego zmierza.
- Kazała ci się ze mną położyć?
Tym razem to ja wybuchnąłem głośnym śmiechem.
- Nie śmiej się!
Jagoda rzuciła we mnie poduszką, która leżała obok łóżka. Przestałem się śmiać i z udawanym oburzeniem, powiedziałem:
- Nie zapominaj, że jeszcze się nie odegrałem za to klepnięcie na schodach.
- Mówiłam już, wykapany dżentelmen.
- Dobra nie przeginaj. Kładź się spać.
Jagoda zrobiła minę naburmuszonego dziecka i pokręciła przecząco głową.
- Mam się z tobą położyć? - zapytałem poruszając, zabawnie jak sądzę, brwiami.
- Oszalałeś? Chcesz numer do psychologa? A no fakt. Ciebie się już nie da wyleczyć . - zaczęła bełkotliwym głosem.
- Bardzo zabawne.
- Dobra nie przynudzaj. Wychodzimy.
Wstała szybko i zachwiała się lekko, śmiejąc się przy tym. Poszedłem w jej ślady.
- Ooj. Weź się tak nie kręć.
- I znowu na mnie, tak?
- No cóż, taki już twój los.
Zaśmiałem się cicho z jej poważnej miny i pokręciłem głową.
- Gdzie chcesz iść?
- Jak to gdzie? Potańczyć.
- Nie masz jeszcze dość? A tak swoją drogą, nie wiem czy jesteś w stanie gdziekolwiek teraz iść.
- Booo?
- Bo jesteś pijana? Nie wspomnę już o tym małym szczególe, że musiałem cię tutaj przynieść.
- Ej, ja cię nie prosiłam. Zresztą ty też jesteś pijany, złociutki.
- Faktycznie nie prosiłaś.
- No właśnie. Nie wiem o co ci chodzi w takim razie.
- Bo mi rozkazałaś, a to różnica.
- Marudzisz koleś.
Założyłem ręce na piersi i spojrzałem na nią trochę sceptycznie, ale też z dozą rozbawienia.
- Idziesz ze mną czy nie? - zapytała.
- A niby jak chcesz to zrobić? Tak, żeby twoja mama tego nie zauważyła?
- Brak ci kreatywności..
- To jest ten moment, w którym mam się zasmucić, tak?
- Kiepski żart.
- O wiem! Wyjdę na podwórko a ty mi spuścisz swoje włosy.
- I co dalej, ściągniesz mnie za nie na dół? Coś ci nie wyszło.
- Obraziłaś moją dumę, nie dziw się.
- Ehh, ci faceci.
Nie skomentowałem tego w żaden sposób. Nie to, że miałem jak. Jagoda podeszła do łóżka i wzięła z niego prześcieradło, zrzucając przy okazji kołdrę. Następnie trochę chwiejnym krokiem podeszła do szafy, z której wyciągnęła jeszcze kilka prześcieradeł i narzut, by potem je związać.
Stałem tak patrząc na nią z niedowierzaniem. Od kiedy ją poznałem nie było nawet minuty, w której nie zadziwiła by mnie w jakiś sposób. A teraz pomimo tego, że była pijana szybko i sprawnie związywała ze sobą tych kilka materiałów.
- Chyba wytrzyma, co? - zapytała pociągając za własnoręcznie zrobiony węzeł. Wzruszyłem ramionami.
- Dobra trzeba to gdzieś przywiązać. - rozejrzała się po pokoju i zatrzymała wzrok na mnie. Wiedziałem, że mam jej pomóc.
- Może do łóżka?
Wyciągnęła ręce z "węzłem", dając mi znać, że mam się tym zająć. Po chwili zamocowałem go najmocniej jak się tylko dało.
- Idziesz pierwsza?
Zapytałem kpiąco.
- A to niby czemu?
Nawet pijana nie traciła swojej buntowniczej natury.
- Złapiesz mnie w razie, gdybym spadał.
- A co jak ja będę spadać?
- Obiecuję, że zeskrobię cię z ziemi.
- Wariat. Idź. No już.
Nie chciałem się dalej z nią droczyć, bo mogłoby to trwać do rana, więc złapałem za koniec prześcieradeł i spuściłem go za okno. Wszedłem na parapet i powoli zacząłem się spuszczać w dół. Po chwili poczułem pod stopami twardy grunt.
- Okej, teraz ty.
Powiedziałem na tyle głośno na ile uważałem to za bezpieczne. Dla pewności pokazałem jej gestem, że może schodzić. Pokiwała z ożywieniem głową. Uwielbiała takie akcję. Mówiła, że adrenalina pobudza ją do życia.
Gdy od ziemi dzieliło ją zaledwie metr, coś się poluzowało i Jagoda upadła z piskiem na tyłek. Nie zdążyłem zareagować, ale jej mina rozbawiła mnie na całego.
- Pomógłbyś, bezsercowy-potworze.
Gdy już opanowałem swój wybuch śmiechu, podszedłem do niej i wyciągnąłem rękę. Ujęła ją a ja pociągnąłem ją mocno do góry tak, że w efekcie na mnie wpadła. Złapałem ją tym razem ratując przed upadkiem. Nasze twarze dzieliły tylko milimetry..

 
- Pocałowałeś mnie? - zapytałam, czując wewnętrzny przymus przerwania tej opowieści.
- Nie. - nie wiedzieć czemu odetchnęłam z ulgą.
- Och. Proszę kontynuuj.
- Ty to zrobiłaś.
Na początku otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia, ale potem ściągnęłam lekko brwi.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Jasne, że nie. Nie mam powodów, żeby cię okłamywać. Nie zauważyłaś tego?
Tak, rzeczywiście, szczerość biła od niego na kilometr. Jakąś częścią siebie to czułam.
- Co było dalej?
Jakoś nie mieści mi się to w głowie. Pocałowałam go i dalej byliśmy przyjaciółmi?
- No cóż.. stwierdziłaś, że smakuję jak soczyste truskawki - zaśmiał się cicho na to wspomnienie. - Potem pociągnęłaś mnie za sobą i poszliśmy w poszukiwaniu jakiejś imprezy. Oszczędzę ci resztę naszych wygłupów. Być może kiedyś ci je opowiem albo sama je sobie przypomnisz. Wracając do tematu.. tego samego dnia po południu chciałaś ze mną porozmawiać. Powiedziałaś mi, że nie wiesz dlaczego to zrobiłaś, i że jest ci głupio. Nie myśląc nad tym długo zrzuciłem winę na procenty. Nie wracaliśmy już do tego.
Wydaje się rozsądne. Tylko, że co z jego odczuciami? Nie powiedział jak on się do tego ustosunkował. Podobało mu się? Czy czuł się skrępowany? Ta niewiedza doprowadza mnie do szału.
- Prawie zapomniałam co chciałam zrobić.
Damian ściągnął brwi zastanawiając się o co mi chodzi.
- Tak, ty chyba też . Daniel, chciałam do niego pójść.
- Jagoda.. Proszę cię, nie idź tam. Nie chcę, żeby zrobił ci krzywdę. Wiem, że zabranianie ci tego, tylko cię popycha do tego pomysłu. Zachowałem się dziecinnie przetrzymując cię tu bez twojej zgody i przepraszam za to.
- Damian. Nie gniewam się.. W sumie dzięki temu przypomniałam sobie coś z mojego życia, ale masz rację to było dziecinne, więc nie zamykaj mnie więcej w łazience, okej?
Pomimo powagi całej sytuacji oboje parsknęliśmy śmiechem.
- Nie wiesz jak to jest niczego nie pamiętać. - zaczęłam poważnym tonem. - W żadnym wypadku ci tego nie życzę, ale spróbuj postawić się na moim miejscu. Tak bardzo nurtuje mnie cały ten związek z Danielem, a tylko on może mi o nim opowiedzieć.
- Możesz poczekać, aż sobie przypomnisz. - ciągnął uparcie.
- Chyba zdążyłeś już tak jak ja zauważyć, że nie należę do osób cierpliwych.
Na jego ustach na chwilę zagościł pogodny uśmiech.
- Zrobię co zechcesz, ale błagam nie idź tam.
- Damian...
Czułam się rozdarta. Z jednej strony moja głupia ciekawość, a z drugiej fakt, że nie potrafiłam odmówić przyjacielowi, gdy mnie tak prosił. Sprawy miały się inaczej, gdy zakazywał mi spotkania z Danielem.
- Proszę.
I już już miałam mu ulec, ale uświadomiłam sobie, że okłamałabym go stwierdzeniem, że tego nie zrobię. A okłamywać go nie chciałam.
- Nie mogę ci tego obiecać. - wyznałam szczerze spoglądając w jego troskliwe spojrzenie. Ono zawsze jest czułe i takie zmartwione - pomyślałam, z roztargnieniem.
- Więc znowu chcesz się w to wplątać?
- W co? O czym ty mówisz?
Damian otworzył buzię, by mi odpowiedzieć, ale zamknął ją zanim zdołał cokolwiek z siebie wydusić.
- Ty coś wiesz, prawda? - szepnęłam rozdrażniona. - Powiedz mi.
- Miałem na myśli to, że znowu chcesz się wplątać w tę znajomość, choć oboje wiemy, że to się nie skończy dobrze.
Pomimo tego, że czułam, że odpowiedział mi szczerze, coś  mi w tym wszystkim
nie grało . Wiedziałam, że to nie jedyne wyjaśnienie.
- Chcę tylko z nim porozmawiać.
- I uważasz, że na tym to się zakończy? To się grubo się mylisz. - gniew, na mnie a może na moje zachowanie, choć to chyba jedno i to samo, albo na coś jeszcze zaczynał brać nad nim górę.
- No to mnie oświeć. - wypaliłam dając się sprowokować.
- Pamiętasz jak przypomniało ci się, że ktoś cię uderzył?
Kiwnęłam zdezorientowana głową.
- Tego się nie da zapomnieć. - mimowolnie, powróciłam myślami do tego nie miłego doświadczenia. Pokręciłam głową, chcąc wyrzucić je sobie z głowy i w tym samym momencie coś sobie uświadomiłam. - To był on? - zapytałam zduszonym głosem.
- Nie jestem tego w stu procentach pewien, ale coś mi mówi, że niestety tak jest. - powiedział nieco łagodniej.
- Nie możesz opierać takiego oskarżenia na odczuciach.
- W tej chwili nie mamy raczej innego wyjścia, a po za tym.. dużo się o nim słyszy. I to nie są dobre rzeczy.
Czekałam na dalszy ciąg, ale ten najwidoczniej skończył już swoją wypowiedź.
- Damian! Doprowadzasz mnie do szaleństwa.
- Mam to potraktować jako komplement? - uśmiechnął się figlarnie, chcąc odwrócić moją uwagę od tego tematu.
- Co o nim mówią? - zapytałam uparcie. Przyjaciel westchnął teatralnie i spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Że jest zamieszany w handel narkotykami, napady, a kto wie, może nawet jakieś zabójstwo, choć mam nadzieję, że to są akurat plotki. - powiedział uspokajająco widząc moją zaszokowaną minę. - No i to, że swoje dziewczyny traktuję przedmiotowo, wykorzystuje je i źle traktuje. Tak więc mało ci powodów do tego, żeby jednak zaniechać tego fatalnego pomysłu?
Przez dłuższą chwilę nie potrafiłam niczego z siebie wydusić. Patrzyłam na Damiana, próbując przyswoić sobie wszystkie te informację. Napady.. narkotyki.. zaczęło kręcić mi się od tego w głowię.
- Chyba muszę się położyć..
- Źle się czujesz? - zapytał z troską.
- Potrzebuję po prostu snu.
- Jesteś pewna? Wiem od Kingi, że lekarz zabronił ci się denerwować. Boże jaki ze mnie głupek!
- Nie, Damian, nie obwiniaj się. Dobrze, że mi o tym powiedziałeś. Inaczej pewnie już bym u niego była. A to chyba nie dobrze. - przyznałam, gdy dotarły do mnie ewentualne skutki chęci mojej eskapady. Co ja mówię, jakie ewentualne?!
Damian pokiwał tylko głową, ale niczego nie powiedział. Wstałam z kanapy.
- Musisz wracać do domu? - zapytałam wpadając na pewien pomysł, nie wiem czy dobry.
- Nie. Dlaczego pytasz?
- Boję się zostać sama.

W środku nocy obudziło mnie pukanie do drzwi. Odsunęłam się od Damian, który położył się obok mnie na łóżku, bym mogła się do niego przytulić i poczuć się bezpiecznie. Przyznam, że jego obecność pomogła mi zasnąć.
Teraz nie usłyszał ani nie poczuł nawet tego, że wstałam z łóżka. Spał spokojnie i nie miałam serca go budzić.
Zeszłam po cichu po schodach, zastanawiając się kogo tu licho niesie o tak późnej porze. Stwierdziłam, że to może rodzice zapomnieli klucza do drzwi, które Damian zamknął przed snem.
Przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam je, a widok zza nich zmroził mi krew w żyłach.
O Boże.




ta daaam! ;) 
oto efekt kilkugodzinnej nudy. mam nadzieję, że udany .

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 10

Przez resztę popołudnia namawiałyśmy ludzi do wsparcia naszej akcji zbiórki żywności. I muszę przyznać, że zebrałyśmy naprawdę dużo. Odkryłam też, że robienie czegoś pożytecznego, sprawia ogromną przyjemność, szczególnie jeśli pomaga się biednym dzieciom. Mimo tego, że nie czułam nóg, nie żałowałam tak spędzonego dnia. Wręcz przeciwnie spodobało mi się to. Późnym popołudniem dotarłyśmy do mojego domu.
- Chyba same będziemy musiały zrobić sobie kolację. - stwierdziła Kinga, pokazując na białą kartkę przyczepioną do lodówki, na której to mama informuje mnie, że musieli gdzieś z tatą pilnie pojechać i wrócą najpóźniej nad ranem.
- Jak chcesz to zrób, ja padam na twarz.
Usiadłam na krześle przy stole i uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
- A już miałam nadzieję na kilka marudnych uwag.
- Nie wiem jak kiedyś się zachowywałam po czymś takim, ale teraz muszę przyznać, że da się wytrzymać.
- No aż tak źle nie było. - przyznała. - Chociaż czasami ..
Pokręciła głową i zabrała się za przygotowywanie kolacji. Po niecałych dziesięciu minutach w powietrzu unosił się zapach jajecznicy z pomidorami. A po jeszcze mniejszym upływie czasu jedzenia już nie było.
- Muszę przyznać, że gotujesz nieźle.- pochwaliłam przyjaciółkę, dostając w zamian uśmiech wdzięczności.
- A raczej smażysz. - dodałam.
- A żebyś wiedziała. Ja smażyłam ty zmywasz. - zakomunikowała, jednocześnie wyjmując telefon z kieszeni.
- Niech ci będzie.
- To od Konrada. - rzuciła krótkie wyjaśnienie, uśmiechając się do ekranu komórki. Nie miałam żadnych wątpliwości, że Konrad to jej chłopak.
- Czeka już pod domem. To do zobaczenia kochana.
Pocałowała mnie w policzek i z uśmiechem pomaszerowała do samochodu.
Nie zostało mi nic innego jak pozmywać brudne naczynia.

Weszłam do swojego pokoju z zamiarem położenia się na łóżku i ewentualnej drzemki. Jednak zanim to zrobiłam podeszłam do okna i otworzyłam je najmocniej jak się tylko dało. Panował niewiarygodny upał i nie sądziłam, że uda mi się w nim odpocząć.
Przez całe popołudnie zastanawiałam się czy pójść do Daniela. Z jednej strony bałam się tego czego mogę się dowiedzieć, albo tego co, broń Boże, może mi zrobić. Z drugiej jednak strony czekanie aż wróci mi pamięć wydawało mi się zbyt długim okresem czasu, a moja ciekawość z każdą minutą wzrastała. No i pozostał mi jeszcze jeden malutki problem. Skąd mam wiedzieć gdzie on mieszka? Jak go znaleźć? W takiej sytuacji mogłabym czekać tylko na jakiś cud. A skoro o nich mowa...
Usłyszałam ciche wibracje telefonu. Wzięłam komórkę z szafki nocnej i przeczytałam wiadomość.
"Przyjdź dzisiaj do mnie, wiem, że tego chcesz. Daniel"
Pod spodem podał też swój adres.
Zaskoczyło mnie jego wyczucie w czasie, i łagodność z jaką napisał mi tę wiadomość. W szpitalu w cale jej nie okazywał, ale przecież nie mogłam dać się zwieść pozorom. Musiałam trzeźwo myśleć, dlatego postanowiłam zapytać się Damiana, o jego zdanie na ten temat, choć przeczuwałam już jego odpowiedź.
- Żartujesz, prawda?
Zjawił się kilka chwil po tym jak do niego zadzwoniłam, wcześniej znalazłwszy jego numer w spisie kontaktów.
- A wyglądam?
Przyjęłam obronną postawę, widząc jego minę.
- Oszalałaś.
Stwierdził łapiąc się pod boki.
- Nie chcę się głowić nad wszystkimi pytaniami, które krążą mi teraz po głowie. A on może mi na nie odpowiedzieć.
- Nie pójdziesz tam sama.
- Nie będziesz mi rozkazywał. - powiedziałam buntowniczym tonem. Nie miał prawa mi niczego zakazywać.
- Jagoda.. Posłuchaj. Chcę tylko twojego dobra. Wiem to głupio brzmi, ale jak pomyślę sobie, że mogłabyś być z nim sam na sam i to jeszcze u niego ..
- Nic mi się nie stanie. - powiedziałam, sama w to nie wierząc. Z ciekawości byłam w stanie posunąć się do czegoś głupiego.
- Nie możesz być tego pewna.Nikt nie może. A ja nie chcę byś się niepotrzebnie narażała.
- Wcale nie niepotrzebnie. - obruszyłam się, słysząc jego słowa.
- Rozumiem, że jesteś wszystkiego ciekawa, zwłaszcza tego, ale.. nie za taką cenę. - ponownie wbił we mnie swoje troskliwe spojrzenie.
- Damian, nie możesz mi tego zabronić. Więc proszę cię zejdź mi z drogi.
Zacięta mina na jego twarzy zastąpiła troskę. Nie ruszył się nawet na milimetr. Miałam wręcz wrażenie, że wzmocnił tylko swoją postawę, by w żadnym wypadku mnie nie wypuszczać. Spróbowałam go wyminąć, ale zastawił mi sobą drogę. Gdy poruszyłam się w drugą stronę on zrobił to samo. Zachowywał się jak lustrzane odbicie, a mnie zaczęło to irytować.
- Damian!
- Nie dajesz mi wyboru.
- Nie masz prawa mnie tu przetrzymywać.
- Nie obchodzi mnie to.
- Zachowujesz się jak dziecko.
Stwierdziłam z niedowierzaniem, stając w miejscu.
- A ty może zachowujesz się jak dojrzała i odpowiedzialna kobieta?
Zbił mnie tym pytaniem z pantałyku. Nie wiedząc co odpowiedzieć, weszłam do salonu i usiadłam na kanapie, krzyżując ręce na piersi. Damian wszedł za mną i przysiadł na stoliku, stojącym przed kanapą.
- Więc teraz zamierzasz się do mnie nie odzywać? - słodki uśmiech znów zagościł na jego twarzy.
Skrupulatnie unikałam jego wzroku, zachowując obojętny wyraz twarzy. Jednak nie wytrzymałam nawet kilku chwil, nie odpowiadając.
- Poczekam aż sobie pójdziesz.
- I co potem?
- Wiesz co. - odburknęłam.
- W takim razie ponownie nie dajesz mi wyboru.
- To znaczy?
- Zostanę tu przez całą noc, a przynajmniej do czasu, gdy nie wrócą tu twoi rodzice. - wyznał z chytrym uśmiechem na twarzy.
Otworzyłam usta, wciągając ze świstem powietrze. Przez chwilę zamykałam je i otwierałam, ku rozbawieniu Damiana, aż w końcu powiedziałam tylko:
- Jesteś niemożliwy.
- Zdaję sobie z tego sprawę. A teraz skoro mamy ze sobą spędzić resztę tego wieczoru.. Na co miałabyś ochotę? Jakiś film na przykład? - zmienił temat, myśląc, że się poddam.
- Nie mam zamiaru spędzać z tobą tego wieczoru.
Wstałam gwałtownie i zrobiłam kilka kroków nim Damian znów zastawił mi drogę.
- Co? Po domu też mi zabronisz chodzić? - zapytałam buntowniczo wystawiając podbródek.
- Wolę dmuchać na zimne.
Powiedział i uśmiechnął się szeroko, z myślą, że naprawdę wygrał to starcie. Potem odsunął się i gestem pokazał, że mogę przejść dalej. Gdy znalazłam się w korytarzu, byłam tylko kilka kroków od drzwi. Przez chwilę oceniałam odległość moją i Damiana od drzwi. Istniało bardzo małe prawdopodobieństwo, że uda mi się uciec. Mimo to biegiem ruszyłam do wyjścia. Nawet nie pofatygowałam się by zamknąć drzwi za sobą. Miałam nadzieję, że przyjaciel będzie mnie gonił tylko przez jakiś czas, a później da sobie spokój, ale przecież nie pamiętam jaki jest.
Złapał mnie w talli nim dobiegłam do furtki. Potem odwrócił mnie przodem do siebie i przerzucił sobie przez ramię.
- Co robisz? - krzyknęłam zaskoczona.
- Mówiłem, że cię tam nie puszczę.
Wszedł do domu, kopniakiem zamknął drzwi wejściowe i zaczął wchodzić po schodach.
- Postaw mnie! Damian, ty.. buraku! Nie masz prawa mnie tak traktować!
Przez cały czas uderzałam go w plecy z całych sił, ale ten jakby tego nie zauważał i zaniósł mnie prosto na piętro. Myślałam, że w końcu puści mnie w moim pokoju, ale nie. On musiał zrobić coś o czym bym nie pomyślała i .. postawił mnie w łazience.
- Skoro nie chcesz ze mną siedzieć, a żadne inne drzwi nie zamykają się od zewnątrz, muszę cię zamknąć tutaj.
Nawet nie dał mi dojść do głosu i zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Zastawił je czymś, bym nie dała rady ich otworzyć. Próbowałam tego kilkakrotnie, ale bez powodzenia.
- Teraz naprawdę przegiąłeś!
Krzyknęłam tylko mając nadzieję, że mnie słyszy i bezradna usiadłam na podłodze, opierając się o wannę.
Gniew gotował się we mnie razem ze zdziwieniem jakie nie opuszczało mnie od chwili, gdy powiedziałam mu o swoich zamiarach. Poniekąd rozumiałam dlaczego się tak zachował, ale byłam też zła na niego, że zakazał mi czegoś, na czym mi zależało. Okej, porwałam się z tym pomysłem jak z motyką na słońce, ale co innego mogłam zrobić? Czułam, że bezczynne czekanie nie jest w moim stylu. A sytuacja w jakiej postawił mnie Damian mi nie pomagała.
Zamknęłam oczy, opierając się o rant wanny i wzięłam kilka głębokich wdechów by się uspokoić. Przypomniały mi się słowa lekarza o tym, że nie powinnam się denerwować, a nie miałam najmniejszej ochoty wracać do szpitala.
Poczułam, że gniew zaczyna mnie powoli opuszczać, choć zalążek złości na Damiana wciąż był obecny w zakamarkach moich myśli. Nie był to jednak jedyny skrawek uczucia, które pojawiło się tam jakby znikąd. Wspomnienie to zaczęło wypełniać cały mój umysł.
Damian znów wnosił mnie po schodach na górę, jednak tym razem oboje śmialiśmy się z jakiegoś niewypowiedzianego żartu. Nie mogłam pohamować śmiechu, a to, że byłam przerzucona przez ramię Damiana, w ogóle mi nie przeszkadzało.
Otworzyłam oczy i wstałam z zimnych kafelek. Podeszłam do drzwi i nacisnęłam na klamkę, mając nadzieję, że tym razem ulegną pod moim naciskiem. Gdy to się nie stało, zawołałam przyjaciela.
- Damian? Jesteś tam?
- Jestem. - odpowiedział mi tuż zza drzwi.
- To nie był pierwszy raz jak wnosiłeś mnie po schodach?
Nie usłyszałam odpowiedzi, ale drzwi się otworzyły i ujrzałam uśmiechniętego Damiana.
- Przypomniałaś sobie?
- Chyba tak.

- Boże, strasznie się cieszę, że wracają ci wspomnienia.
Damian był bardziej podekscytowany tym niż ja. Nie to, że wcale się nie cieszyłam, ale miałam tylko mojemu mózgowi za złe, że te wspomnienia są tak krótkie.
- Kiedy to było?
Na swoją ciekawość też byłam zła. Przez nią zapomniałam o złości na Damiana. Usadowiłam się wygodniej na kanapie w salonie, na której usiedliśmy by spokojnie porozmawiać.
- Po jakimś festynie o ile dobrze pamiętam. Trochę się upiłem... Ty zresztą też. - dodał, patrząc mi głęboko w oczy, unieruchamiając moje spojrzenie...





tak szczerze to nie jestem zbyt zadowolona z tej notki, ale co o niej myślicie? ;)
a tak swoją drogą chciałam wam polecić bloga - http://stresowowychowana.blogspot.com/
mnie się spodobał, więc może wam też ;p
jak zwykle wszystkie komentarze mile widziane. ;D

niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 9

Uśmiechnął się ledwo zauważalnie, rozluźniając zaciśnięte pięści.
- Dlaczego o to pytasz?
Milczałam, kłócąc się ze sobą czy wyjawić mu powody moich wątpliwości. Moja bardziej tchórzliwa strona zaklinała mnie bym pod żadnym pozorem tego nie robiła, bo i po co mącić normalny stan rzeczy? Natomiast ta druga, ciekawska i troszkę buntownicza namawiała do wyrzucenia z siebie wszystkiego, krzycząc co chwila – Carpe diem!
- Przypomniało ci się coś?
To, że w mgnieniu oka można odczytać uczucia, które targają Damianem jest nawet przydatne, ale w takiej sytuacji jak ta, wolałabym by moi przyjaciele byli mniej spostrzegawczy .
- Nie .. Tak.. Nie ważne.
Zaczęłam się jąkać nie wiedząc co ze sobą począć. Jaka ja byłam głupia, myśląc, że niczego się nie domyśli.
- Jagoda, dla mnie jest. – powiedział jak zwykle z troską, akcentując ostatni wyraz.
- Nie może. Nie chcę niczego mieszać. Najlepiej będzie jeśli zmienimy temat.
- I tak już wszystko jest pomieszane. Nie masz nic do stracenia.
No proszę, W dodatku połączył się mentalnie z moją drugą stroną. Przez chwilę wahałam się przed wyznaniem wszystkiego.  W ostatniej chwili stchórzyłam i pokręciłam tylko głową. Damian złapał mnie za rękę wywołując przyjemne ciepło gdzieś w okolicach mojego serca.
- Nie będę cie do niczego zmuszał, ale pamiętaj, że nie ważne jak, to co będziesz chciała mi powiedzieć albo to o co będziesz chciała zapytać, będzie pokręcone albo po prostu niewiarygodne, możesz mi wszystko powierzyć. Uwierz mi, że postaram się ci pomóc.
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, przypominając sobie słowa Kingi „Ostatnio w ogóle niczego nam nie mówiłaś” . Jak mogłam się tak zachowywać? Mając takich przyjaciół u boku?
- Naprawdę muszę przyznać, że oglądanie cię takiej zagubionej jest dla mnie totalną nowością. – powiedział w połowie poważnie w połowie żartując.
- Chyba ostatnio zbyt często cię rozpieszczam takimi widokami. – zażartowałam, pozwalając by zmartwienia uleciały gdzieś z dala ode mnie, robiąc miejsce samym dobrym uczuciom.
- Nie narzekam. Możesz nawet robić to częściej. Tylko możesz być pewna, że to udokumentuję.
- W takim razie pożegnaj się z Zagubioną Jagodą. – powiedziałam, wstając z ławki. – Od teraz nie będzie tu miłym gościem. – dodałam z tak poważną miną, że rozśmieszyłam tym Damiana.
- Wracasz do żywych.
Objął mnie w talii i odprowadził do domu, cały czas śmiejąc się pod nosem. Jak przyjaciel.

Noc przespałam zaskakująco spokojnie i mocno. Nie dręczyły mnie żadne koszmary ani niechciane wspomnienia. Czy śniło mi się cokolwiek? Nie sądzę. Zawładnął mną błogi sen, za który byłam naprawdę wdzięczna. I pomimo tego, że ktoś wręcz brutalnie przywrócił mnie do przytłaczającej rzeczywistości, czułam się wypoczęta.
- Jagoda, wstawaj albo wyleję na ciebie kubeł lodowatej wody. – tymi oto słowami Kinga przywitała mnie pięknego, słonecznego poranka.
- Jesteś okrutna. – wymamrotałam, nie potrafiąc podnieść powiek, wołających o jak najszybsze zakrycie okna. Po którejś tam próbie otworzyłam oczy, zasłaniając je ręką.
- Oj nie kochana, potrafię o wiele więcej.
- Eh, masz chłopaka? – zapytałam, uświadamiając sobie, że nie znam tego szczegółu.
- Owszem. A dlaczego pytasz?
- Musi być naprawdę stuknięty skoro z tobą wytrzymuję, jeśli jemu też robisz takie pobudki.
- Chyba pójdę po ten kubeł wody. Przyda ci się.
- Okej okej. Już wstaję.
Podniosłam ręce w obronnym geście i wstałam z łóżka.
- I to mi się podoba. Zejdę na dół. Twoi rodzice czekają na nas ze śniadaniem.
Postukała palcem w zegarek, dając mi do zrozumienia, że nie mam zbyt dużo czasu i poszła do kuchni.
Westchnęłam cicho i spojrzałam na zegarek, ciekawa czy moja przyjaciółka należy do skowronków.
7:41. No bez żartów.
Przez moment przeszedł mi przez myśl mały bunt, ale później przypomniałam sobie o tej lodowatej wodzie, którą mogłam zostać oblana.. i zmieniłam zdanie.
Podeszłam do dużej szafy, po czym ją otworzyłam i przyjrzałam się wieszakom i półkom pełnych ciuchów. Stwierdziłam, że nie warto teraz ich wszystkich analizować, więc złapałam pierwsze z brzegu jeansowe  spodenki i luźną koszulkę, której jeden rękaw spuściłam na ramieniu i niebieskie botki.
Wchodząc do kuchni poczułam słodki i smakowity zapach.
- Co tak pysznie pachnie?
- Naleśniki.
Tata odpowiedział mi z uśmiechem z nad gazety. Natomiast mama przywitała mnie całusem w policzek.
- Dzień dobry skarbie.
- No w końcu!
Kinga nie kryła swojego niezadowolenia moim ślimaczym tempem, chociaż moim zdaniem poszło mi całkiem nieźle.
Usiadłam obok niej przy stole, podczas gdy mama stawiała już przed nami talerze z naleśnikami i szklanki soku pomarańczowego.
- O, mój ulubiony.
Nic nie mogłam poradzić na mój niewyparzony język, co skutkowało zdziwionymi minami wokół mnie zgromadzonych.
- Tak słyszałam. – dodałam potulnie.
Nie obyło się bez śmiechu, ale o to chyba chodzi, prawda? O radosne wspólne śniadania.

- A więc na czym ma polegać ta zbiórka?
Nie mogłam zapanować nad własną ciekawością. Niestety Kinga była nieugięta.
Prowadziła samochód z tajemniczą miną, niczego mi nie zdradzając. Chciała mi zrobić niespodziankę? Jak na mój gust trochę dziwna.
W końcu zatrzymaliśmy się przed wielkim centrum handlowym. Wysiadłam pełna entuzjazmu, zupełnie jak małe dziecko. Kinga wyciągnęła z torby dwie bokserki z napisem, mającym zachęcić do pomocy chorym i biednym dzieciom oraz dwa identyfikatory.
- Na początek rozdawanie ulotek. – powiedziała z uśmiechem szerokim od ucha do ucha.
- Dlaczego się tak cieszysz? – zapytałam niepewnie, nie widząc jak mam zinterpretować ten uśmiech. Aż tak bardzo lubiła rozdawanie ulotek?
- Bo tego nienawidzisz. A jesteś śmieszna, gdy się złościsz.
Wyjaśniła i poleciła mi iść za sobą do środka. Tam dostałyśmy kilka plików ulotek i krótkie powodzenia od miłej pani zapewne organizatorki całego przedsięwzięcia.
Na początku krępowało mnie zaczepianie obcych, ale widząc Kingę, taką pewną siebie, radosną i uśmiechniętą – powiedziałam sobie, że ja też tak potrafię, i że dam radę.
Niektórzy ignorowali mnie całkowicie, ale byli też tacy, którzy odpowiadali na mój życzliwy uśmiech i brali ulotki. Właśnie dzięki nim się nie poddałam i rozdałam wszystko co było mi przydzielone.
- Ej, skończyłam. – oznajmiłam Kindze z uśmiechem.
- Serio? To fajnie. Odpocznij sobie.. na przykład tam. Zaraz do ciebie dołączę. – pokazała na ławkę, stojącą jakieś kilka metrów od nas i zajęła się swoim zadaniem.
Gdy usiadłam uświadomiłam sobie jak bardzo bolą mnie nogi. Mimo wszystko stanie w jednym miejscu przez kilka godzin nie należy do najwygodniejszych .
Teraz kiedy nie miałam już nic do zrobienia mogłam swobodnie zapuścić się w rejony mojego chaotycznego umysłu. Czy moje życie wyglądało właśnie tak jak teraz? Rozdawanie ulotek, spotykanie się z przyjaciółmi?  Znów przypomniały mi się słowa Kingi, że niczego im nie mówiłam i to, z kim zaczęłam się zadawać.
Więc przebywałam z Danielem, ale na jakich zasadach? Jak wyglądał ten .. związek? W tym wypadku ani Kinga ani Damian nie potrafiliby mi pomóc. Wizyta u Daniela była odpowiedzą na moje pytania. Mogę się dowiedzieć jak wyglądało moje życie, ale czy powstrzyma mnie strach przed nim?

Czy go przezwyciężę ?


Ta dam! ;)
Oto jestem po długiej przerwie i z nowym zapałem.
Jak myślicie, czy wizyta u Daniela to dobry pomysł?
Czekam na wasze opinie ^^