Bo w życiu nie chodzi o to, żeby żyć, ale żeby przeżywać!

piątek, 15 lutego 2013

Rozdział 2


Następnego dnia obudziłam się z nadzieją na odzyskanie pamięci. Jednakże odczułam tylko zawód i rozczarowanie. Zaczęłam poniekąd wątpić w słowa otuchy lekarza. Stwierdziłam, że pewnie najzwyczajniej w świecie przypomnę sobie wszystko w wieku sześćdziesięciu kilku lat albo nawet wcale.
Tak właściwie to ile mam teraz lat ?
Do sali weszła pielęgniarka z tacą z jedzeniem. Nie była to ta sama kobieta co wczoraj. Na oko czterdziestolatka z kasztanowymi włosami spiętymi w kok.
Nie uśmiechała się tak uprzejmie jak pani Beata. Sprawiała wrażenie osoby niezadowolonej ze swojej pracy. A może to były tylko pozory ? Być może dręczyły ją jakieś problemy, kłótnie czy denerwujący szef.
Postawiła ją na stoliku, który po chwili przysunęła do mojego łóżka.
- Pomóc Ci, czy sobie poradzisz ? – zapytała.
- Dziękuję, nie jestem głodna. – odpowiedziałam odwracając głowę od niesmacznie pachnącej zupy.
- Musisz jeść, lekarz Ci to zalecił. Nie każ mi po niego iść. Jest dzisiaj zajęty. – starała się mnie przekonać. Dało się wyczuć narastającą w niej irytację,  kolejnym buntującym się pacjentem.
- Więc proszę go nie martwić.
Kobieta westchnęła teatralnie, rozkładając ręce. Przez chwilę w pokoju było słychać tylko mój miarowy oddech i jej, lekko przyśpieszony.
- Dobrze. Na razie dam Ci spokój, ale jak przyjdę za godzinę masz to zjeść.
Nie usłyszawszy żadnej reakcji z mojej strony wyszła z sali, pozostawiając ją równie cichą jak sprzed pięciu minut.
Ten stan całkowitego spokoju został zakłócony przez kolejną osobę, wchodzącą do sali. Nie miałam najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać, dlatego w żaden sposób nie dałam po sobie znać, że obchodzi mnie ów nieznajomy.
Usłyszałam ciche postukiwanie obcasów, co świadczyło o tym, że mój nieznajomy gość był jednak kobietą.
- Cześć. – powiedziała nieśmiało, podchodząc do łóżka. – Twój lekarz powiedział mi, że niczego nie pamiętasz. – kontynuowała swój monolog, gdy ja uparcie wpatrywałam się w mgliste widoki zza okna. - A także to, że nie chciałaś widzieć nawet swoich rodziców. Mam nadzieję, że chociaż ze mną porozmawiasz.
- A niby kim dla mnie jesteś, żebym chciała z tobą rozmawiać ? – zapytałam z lekka podenerwowana całą tą sytuacją. Odruchowo spojrzałam na dziewczynę, stojącą przy moim łóżku. Jej gęste kasztanowe loki spływały kaskadą na plecy. Miała piwne oczy i masę piegów na policzkach. Kurczowo trzymała rączkę swojej brązowej torebki.
- Twoją przyjaciółką. Choć nie jestem już tego tak pewna jak jeszcze kilka miesięcy temu. – odpowiedziała zadzierając lekko brodę.
- Och, i mam ci w to uwierzyć ? – zapytałam sarkastycznie, po czym znów odwróciłam się w stronę okna.
- Nie mam powodu, żeby cię oszukiwać.
- Tego nie wiemy na pewno.
- Chyba niczego tutaj nie zdziałam. – westchnęła. Zaczęła mnie irytować. Miałam wielką nadzieję na to, że za chwilę pójdzie stąd sobie i już nie wróci.
- Zostawiam ci na szafce mój numer. Gdybyś chciała się czegoś o sobie dowiedzieć albo po prostu pogadać, zadzwoń.
I znów usłyszałam to lekkie postukiwanie obcasów, a po chwili trzaśnięcie drzwiami, rozpoczynające błogosławiony spokój .
Byłam zbyt ciekawa by odmówić sobie spojrzenia na szafkę, stojącą po lewej stronie łóżka. Rzeczywiście nieznajoma zostawiła obok białego, pustego wazonu niewielką karteczkę . Wzięłam ją w rękę, by po chwili przeczytać jej imię - Kinga.
Nic mi to nie mówiło. Co też nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem.
Po raz trzeci usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi.
- Masz gości.
Oznajmiła mniej miła pielęgniarka, nawet nie wchodząc do pomieszczenia.
- Nie chcę nikogo widzieć. Proszę ich wyprosić, kimkolwiek są. – odparłam zakładając ręce na piersi.
- To twoi rodzice.
- No i co z tego ?! Nie chcę nikogo widzieć ! – krzyknęłam, czując ciepłą łzę na policzku.
- Powinnaś się z nimi zobaczyć. – pielęgniarka uparcie przekonywała mnie do spotkania z nieznajomymi mi ludźmi, co doprowadziło mnie do jeszcze większego zdenerwowania, wręcz histerii.
- Dajcie wy mi wszyscy święty spokój ! – krzyknęłam po czym złapałam wazon i rzuciłam nim z całej siły w stronę przeklętych białych drzwi. Kobieta w ostatniej chwili zatrzasnęła je. Wazon upadł w kawałkach na podłogę, a ja zaczęłam wylewać morze łez głośno przy tym szlochając.


Na początek chciałabym życzyć wszystkim singielkom  wszystkiego najlepszego ;)
Ten rozdział wyszedł mi trochę krótki, ale następny będzie już trochę dłuższy ;>
Spodobało się lub nie.. Skomentuj, to dla mnie wiele oznacza. 
To wszystko na dziś .. do następnego ;p

3 komentarze:

  1. jasne, że się podoba :D co jak co, ale najbardziej czekam na tego miłego chłopca, który przywiózł Jagode do tego szpitala :)

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział świetny, tylko dlaczego Jagoda jest taka niemiła dla wszystkich.. nie rozumiem jej zachowania..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest niemiła, bo niczego nie pamięta a każdy inaczej na to reaguje. Jedni chcą wytłumaczenia innych, a drudzy wolą być sami. ; )

      Świetnie, czekam na następne ej! :D

      Usuń