Bo w życiu nie chodzi o to, żeby żyć, ale żeby przeżywać!

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 16

Gdybym je pamiętała, pewnie całe życie przewinęłoby mi się przed oczami. A tak, przypomniała mi się tylko kobieta o długich, kręconych brąz włosach ze zdjęcia, która prawdopodobnie opiekowała się mną w domu dziecka. Tylko dlaczego akurat mnie poświęcała tyle uwagi? Czy nie powinna postępować fair w związku z innymi dziećmi? Sierotami, takimi jak ja..
- Wiedziałam o tym, przed wypadkiem?
Zapytałam po tym, jak usiadłam obok mamy na podłodze.
- Nie. Nie mieliśmy z Adrianem odwagi ci powiedzieć.
Z Adrianem? Boże, nie pamiętam nawet imion własnych rodziców. A nie, nie własnych. To mi chyba mogą wybaczyć. 

Pewnie gdyby nie utrata pamięci, poczułabym się gorzej. Tylko ciekawość mogła mnie uchronić od załamania i rozpaczy.
- Dlaczego mnie zaadoptowaliście? 
Mama westchnęła cicho i zapatrzyła się w punkt przed sobą. Na chwilę przestała płakać, a potem zaczęła opowiadać.
- Kilka lat po naszym ślubie postanowiliśmy powiększyć naszą rodzinę. Odstawiłam tabletki antykoncepcyjne, ale po jakimś czasie żadne z nas nie zauważyło rezultatów. Adrian zaproponował, abyśmy poprosili o pomoc ginekologa. Zgodziłam się, bo dlaczego by nie? Następnego dnia zadzwoniłam do lekarza poleconego przez moją mamę i umówiłam nas na wizytę. Tam bardzo miły i pomocny doktor proponował nam wiele rozwiązań, ale żadne nie przynosiło należytych skutków. I wtedy właśnie dr Jakub postanowił zrobić nam badania płodności. Z niecierpliwością czekaliśmy na wyniki, a kiedy już przyszły bałam się je otworzyć. Adrian w końcu zdobył się na odwagę i przeczytał swoje. Odetchnął z ulgą i uśmiechnął się do mnie zachęcająco, a ja kierowana nadzieją, zaczęłam czytać wyrok jakim mnie obarczono. Okazało się, że nie mogę mieć dzieci. Załamałam się.. Bałam się, że Adrian przestanie mnie kochać, dlatego że nie będę mogła dać mu potomka, o którym tak marzył. Nie doceniałam go. To on wyprowadził mnie z depresji. Poświęcał mi więcej czasu i na każdym kroku zapewniał, że są inne sposoby na powiększenie naszej małej rodzinki. Jakiś czas później znajoma poleciła mi adopcję. Sama wychowała dwójkę dzieci z sierocińca. Podziwiałam ją za to, ale nie wiedziałam jak zareaguje na to Adrian. W końcu nie będzie to dziecko z jego krwi i kości, myślałam wtedy, ale pewnego wieczoru zapytałam czy moglibyśmy zaadoptować dziecko. Zgodził się bez wahania, a potem pojawiłaś się ty.. Nie zajęło nam zbyt wiele czasu pokochanie cię jak rodzonej córki, ba, nawet zapomnienie o tym, że nią nie jesteś.
 Nie chciałam roztrząsać tego co wydarzyło się dawno temu. Jednak sam fakt, że biologiczni rodzice oddali mnie do domu dziecka jest okropny. A o tym, że być może byłam wpadką, nie chcę nawet myśleć.
Nie mogę się teraz rozklejać. Muszę wyjechać, przynajmniej na jakiś czas.
- Przepraszam, córeczko.
To czułe zdrobnienie wzruszyło mnie do granic możliwości, niwecząc moje postanowienie. Przytuliłam się do mamy najmocniej jak potrafiłam, myśląc o tym, że opiekowała się mną i kochała jak własną córkę przez tyle lat.
- Muszę już iść. Do zobaczenia mamo.
Wiedziałam, że potrzebuje potwierdzenia na to, że jej przez to nie potępiam. Miałam tylko nadzieję, że nazwanie jej mamą wystarczy.
Pocałowałam ją w policzek na pożegnanie, wzięłam telefon z szafki nocnej i zeszłam na dół.
W kuchni zastałam dwójkę przyjaciół i tatę, który stał oparty o ścianę. Na mój widok wyprostował się i spojrzał wyczekująco.
- Idź do niej, potrzebuję cię.
Kiwnął głową ze zrozumieniem. Z jego oczu wyczytałam, że domyślił się tego iż mama o wszystkim mi opowiedziała. Gdy myślałam, że się ze mną nie pożegna przygarnął mnie do siebie z nienacka. Wtuliłam się w niego, pozwalając by ojcowska siła i bezpieczeństwo mnie ukoiły.
Wkońcu puścił mnie i bez słowa udał się na górę.
- Co się stało?
Kinga, spojrzała na mnie z ciekawością wypisaną na twarzy, a ja nie miałam najmniejszej ochoty tłumaczyć im co mnie tak dobiło. Pokręciłam tylko przecząco głową. Miałam nadzieję, że nie zarzucą mnie milionem pytań.
- Chodź, czas na nas.
Przyjaciel podszedł  do mnie, objął i zaprowadził do samochodu. Zauważyłam, że podczas mojej nieobecności ktoś, pewnie Damian, zaniósł mój bagaż do auta. A tam, za kierownicą czekał na nas chłopak Kingi, Konrad. Na nasz widok wysiadł z auta.
- Cześć Jagoda, dobrze cię widzieć.
Wyższy ode mnie ciemnooki brunet, uśmiechnął się zachęcająco. Kinga podeszła do niego i pocałowała w policzek, a ten objął ją w talii i przygarnął do siebie. Patrząc na nich, trudno było się nie uśmiechnąć. Pasowali do siebie, i to bardzo. A miłość jaką się darzyli zarażała świat optymizmem. Potrzebowałam go teraz.
- Cześć.
Nie udało mi się wykrzesać z siebie zbyt wiele entuzjazmu. Mój uśmiech nie był też zbyt przekonujący. Na szczęście Konrad uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Wsiadajcie, czas ruszać.

 Jakąś godzinę później zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Podczas gdy Konrad zajmował się zaopatrzeniem auta w paliwo, my chodziliśmy między regałami w sklepie. Uznałam, że to dobra pora na wspomnienie o wczorajszym telefonie.
- Dzwonił do mnie Boni.
Kinga przystanęła z ręką na sevenday's-ach, a Damian spojrzał na mnie zdziwiony.
- Czego chciał?
- Porozmawiać. A bynajmniej tak twierdził..
- Ale ty uważasz, że to Daniel kazał mu się z tobą umówić. - dokończyła Kinga, trafnie określając moje przypuszczenia.
- Wkońcu to przyjaciele. - powiedział sarkastycznie Damian, robiąc coś na kształt cudzysłowia.
- Nie rozumiem. - przyznałam.
- Wszyscy wiedzą, że Boni jest sługusem Daniela, choć ten nazywa go swoim przyjacielem.
- Jak można być takim idiotą?
Zapytałam dziwiąc się, skąd w tym kolesiu tak mało wiary w siebie. Dlaczego daje sobą pomiatać? Boi się Daniela?
- Mnie się nie pytaj.
Damian podniósł ręce w obronnym geście.
- Skąd w ogóle takie przezwisko?
Ta kwestia także nie dawała mi spokoju.
- Od imienia. - wyjaśniła Kinga. - Boni od Bonifacy, zanim go nie poznałam nie wiedziałam, że się jeszcze tak dzieci nazywa.
- Jakby nie było, rodzice wyrządzili mu krzywdę tym imieniem.
- No wiesz Damian, myślałam, że masz w sobie odrobinę współczucia. - zrugała go żartobliwie Kinga.
Oczywiście każde z nas dosknale wiedziało, że Damian jest wyposażony aż w nadmiar współczucia.
- Dobra dziewczyny dość tych żartów, mamy jeszcze sporo drogi do przejechania.
- A gdzie jedziemy?
Zapytałam z nadzieją na to, że w końcu dowiem się dokąd mnie wywożą, ale ci uparcie trzymali buzie na kłódkę.
- Do ładnego miejsca.
Uśmiechnął się chytrze i puścił mi oczko, co skwitowałam śmiechem. Nic innego mi chyba nie zostało. 





tak wiem, miałam napisać coś po trzech tygodniach, ale złożyło się tak, 
że dopiero przed wczoraj wróciłam do domu, i nie miałam głowy do napisania kolejnej notki..
ale, zapomnijmy o tym ;)
jest już nowa, a więc czekam na wasz opinie i może jakieś sugestie? ;p
do następnego ^^

2 komentarze:

  1. Mam nadzieje, że Jagoda w końcu sobie coś przypomni..
    Może jakaś większa drama pomiędzy nią, a Damianem?
    Czekam na następny
    xoxo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również bym chciała, żeby coś było między nią a Damianem. :D są tacy słodcy aaaahhh :D czekam na kolejne <3

    OdpowiedzUsuń