Bo w życiu nie chodzi o to, żeby żyć, ale żeby przeżywać!

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 11

Miałam wrażenie jakby przeszywał mnie swym spojrzeniem na wskroś. Mimo tego iż uważałam to trochę za niewłaściwe - zważywszy, że jesteśmy przyjaciółmi - nie potrafiłam odwrócić wzroku. Coś w  nim nie dawało mi nawet takiej sposobności, a część mnie się z tego cieszyła.
Damian założył mi zbłąkany kosmyk za ucho, muskając delikatnie prawy policzek.
- Zawsze, gdy coś mi się przypomina ma to związek z alkoholem. - zdołałam wydusić.
- No fakt, takich sytuacji jest chyba najwięcej.
Odsunął dłoń, a ja zdałam sobie sprawę, że wstrzymałam oddech. Wraz z utratą tego kontaktu między nami, odzyskałam zdolność porozumiewania się.
- No, więc opowiedz mi o tym.
Zachęcałam chcąc odwrócić swoje myśli od niego i od mojego dziwnego zachowania. Ale przecież to wspomnienie dotyczyło też Damiana, co daremnie zniweczyło mój kiepski plan. 


- Cicho.
Stanąłem w połowie schodów, by uciszyć.. z trudem uciszyć Jagodę. Ta jednak nie potrafiła opanować swojego śmiechu. Ja zresztą też nie. To on powodował, że nie mogłem tego zrobić.. i nie chciałem.
- Twoja mama nas usłyszy.
Jak zwykle próbowałem nastraszyć ją jej mamą, z małym skutkiem.
- Mama? Mamusia. - przerwała wybuchem śmiechu. - Choć opowiemy jej jak się wywaliłeś na chodniku.
- Mam cię zrzucić?
Szczerze mówiąc zaczynał mnie już boleć kręgosłup, nie mówiąc o nogach, które miały na swoim koncie już jakieś 4 km. Nie wspomnę też o procentach krążących we krwi i szumiących w głowie.
- Będziesz mnie potem zbierał z podłogi. Ej, rusz się, bo zaczyna mi się robić niedobrze.
- Nie strasz.
Następny wybuch śmiechu sprowadził panią Mamę. Mówiłem tak do mamy Jagody od feralnej wpadki, która dotąd wszystkich bawiła.
- Co wy tu robicie? - w jej głosie dało się słyszeć rodzicielską srogość, ale też nutkę rozbawienia.
- Oho, obudziłeś naszego strażnika.
- Ja? Coś ci się chyba pomieszało.
- Nie ma co, dżentelmen z ciebie.
- Ucisz się, bo nam się dostanie.
Słyszałem, jak wciąga powietrze, by coś powiedzieć, ale zamknęła posłusznie usta.
- Właśnie zanoszę Jagodę do jej pokoju. Obiecuje, że zaraz zaśnie. Może już pani iść spać.
- Tylko na tyle cię stać?
- Sama spróbuj jak jesteś taka mądra.
- Jakbyś nie zauważył, leżę sobie bezwładnie na twoich ramionach. To nie jest zbyt wygodna pozycja do negocjacji. - wykłócaliśmy się tak przez chwilę niezbyt dyskretnie, aż pani Mama nam przerwała.
- Dobrze już dobrze. Ponegocjujemy jutro.. a tak właściwie już dzisiaj - dodała nieco kąśliwie. - A teraz do łóżka.
- Oczywiście.
- No to ruchy!
Jagoda klepnęła mnie z całej siły w pośladki głośno się z tego śmiejąc.
- Oddam ci, zobaczysz.
Ruszyłem na górę, chcąc jak najszybciej znaleźć się w pokoju przyjaciółki. Na miejscu postawiłem ją na środku pokoju. Wreszcie mogłem się wyprostować.
- Czekaj, czy ona powiedziała "do łóżka" ?
Jagoda usiadła po turecku na podłodze i pociągnęła mnie za sobą.
- Chyba tak. - potwierdziłem niepewnie, nie wiedząc do czego zmierza.
- Kazała ci się ze mną położyć?
Tym razem to ja wybuchnąłem głośnym śmiechem.
- Nie śmiej się!
Jagoda rzuciła we mnie poduszką, która leżała obok łóżka. Przestałem się śmiać i z udawanym oburzeniem, powiedziałem:
- Nie zapominaj, że jeszcze się nie odegrałem za to klepnięcie na schodach.
- Mówiłam już, wykapany dżentelmen.
- Dobra nie przeginaj. Kładź się spać.
Jagoda zrobiła minę naburmuszonego dziecka i pokręciła przecząco głową.
- Mam się z tobą położyć? - zapytałem poruszając, zabawnie jak sądzę, brwiami.
- Oszalałeś? Chcesz numer do psychologa? A no fakt. Ciebie się już nie da wyleczyć . - zaczęła bełkotliwym głosem.
- Bardzo zabawne.
- Dobra nie przynudzaj. Wychodzimy.
Wstała szybko i zachwiała się lekko, śmiejąc się przy tym. Poszedłem w jej ślady.
- Ooj. Weź się tak nie kręć.
- I znowu na mnie, tak?
- No cóż, taki już twój los.
Zaśmiałem się cicho z jej poważnej miny i pokręciłem głową.
- Gdzie chcesz iść?
- Jak to gdzie? Potańczyć.
- Nie masz jeszcze dość? A tak swoją drogą, nie wiem czy jesteś w stanie gdziekolwiek teraz iść.
- Booo?
- Bo jesteś pijana? Nie wspomnę już o tym małym szczególe, że musiałem cię tutaj przynieść.
- Ej, ja cię nie prosiłam. Zresztą ty też jesteś pijany, złociutki.
- Faktycznie nie prosiłaś.
- No właśnie. Nie wiem o co ci chodzi w takim razie.
- Bo mi rozkazałaś, a to różnica.
- Marudzisz koleś.
Założyłem ręce na piersi i spojrzałem na nią trochę sceptycznie, ale też z dozą rozbawienia.
- Idziesz ze mną czy nie? - zapytała.
- A niby jak chcesz to zrobić? Tak, żeby twoja mama tego nie zauważyła?
- Brak ci kreatywności..
- To jest ten moment, w którym mam się zasmucić, tak?
- Kiepski żart.
- O wiem! Wyjdę na podwórko a ty mi spuścisz swoje włosy.
- I co dalej, ściągniesz mnie za nie na dół? Coś ci nie wyszło.
- Obraziłaś moją dumę, nie dziw się.
- Ehh, ci faceci.
Nie skomentowałem tego w żaden sposób. Nie to, że miałem jak. Jagoda podeszła do łóżka i wzięła z niego prześcieradło, zrzucając przy okazji kołdrę. Następnie trochę chwiejnym krokiem podeszła do szafy, z której wyciągnęła jeszcze kilka prześcieradeł i narzut, by potem je związać.
Stałem tak patrząc na nią z niedowierzaniem. Od kiedy ją poznałem nie było nawet minuty, w której nie zadziwiła by mnie w jakiś sposób. A teraz pomimo tego, że była pijana szybko i sprawnie związywała ze sobą tych kilka materiałów.
- Chyba wytrzyma, co? - zapytała pociągając za własnoręcznie zrobiony węzeł. Wzruszyłem ramionami.
- Dobra trzeba to gdzieś przywiązać. - rozejrzała się po pokoju i zatrzymała wzrok na mnie. Wiedziałem, że mam jej pomóc.
- Może do łóżka?
Wyciągnęła ręce z "węzłem", dając mi znać, że mam się tym zająć. Po chwili zamocowałem go najmocniej jak się tylko dało.
- Idziesz pierwsza?
Zapytałem kpiąco.
- A to niby czemu?
Nawet pijana nie traciła swojej buntowniczej natury.
- Złapiesz mnie w razie, gdybym spadał.
- A co jak ja będę spadać?
- Obiecuję, że zeskrobię cię z ziemi.
- Wariat. Idź. No już.
Nie chciałem się dalej z nią droczyć, bo mogłoby to trwać do rana, więc złapałem za koniec prześcieradeł i spuściłem go za okno. Wszedłem na parapet i powoli zacząłem się spuszczać w dół. Po chwili poczułem pod stopami twardy grunt.
- Okej, teraz ty.
Powiedziałem na tyle głośno na ile uważałem to za bezpieczne. Dla pewności pokazałem jej gestem, że może schodzić. Pokiwała z ożywieniem głową. Uwielbiała takie akcję. Mówiła, że adrenalina pobudza ją do życia.
Gdy od ziemi dzieliło ją zaledwie metr, coś się poluzowało i Jagoda upadła z piskiem na tyłek. Nie zdążyłem zareagować, ale jej mina rozbawiła mnie na całego.
- Pomógłbyś, bezsercowy-potworze.
Gdy już opanowałem swój wybuch śmiechu, podszedłem do niej i wyciągnąłem rękę. Ujęła ją a ja pociągnąłem ją mocno do góry tak, że w efekcie na mnie wpadła. Złapałem ją tym razem ratując przed upadkiem. Nasze twarze dzieliły tylko milimetry..

 
- Pocałowałeś mnie? - zapytałam, czując wewnętrzny przymus przerwania tej opowieści.
- Nie. - nie wiedzieć czemu odetchnęłam z ulgą.
- Och. Proszę kontynuuj.
- Ty to zrobiłaś.
Na początku otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia, ale potem ściągnęłam lekko brwi.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Jasne, że nie. Nie mam powodów, żeby cię okłamywać. Nie zauważyłaś tego?
Tak, rzeczywiście, szczerość biła od niego na kilometr. Jakąś częścią siebie to czułam.
- Co było dalej?
Jakoś nie mieści mi się to w głowie. Pocałowałam go i dalej byliśmy przyjaciółmi?
- No cóż.. stwierdziłaś, że smakuję jak soczyste truskawki - zaśmiał się cicho na to wspomnienie. - Potem pociągnęłaś mnie za sobą i poszliśmy w poszukiwaniu jakiejś imprezy. Oszczędzę ci resztę naszych wygłupów. Być może kiedyś ci je opowiem albo sama je sobie przypomnisz. Wracając do tematu.. tego samego dnia po południu chciałaś ze mną porozmawiać. Powiedziałaś mi, że nie wiesz dlaczego to zrobiłaś, i że jest ci głupio. Nie myśląc nad tym długo zrzuciłem winę na procenty. Nie wracaliśmy już do tego.
Wydaje się rozsądne. Tylko, że co z jego odczuciami? Nie powiedział jak on się do tego ustosunkował. Podobało mu się? Czy czuł się skrępowany? Ta niewiedza doprowadza mnie do szału.
- Prawie zapomniałam co chciałam zrobić.
Damian ściągnął brwi zastanawiając się o co mi chodzi.
- Tak, ty chyba też . Daniel, chciałam do niego pójść.
- Jagoda.. Proszę cię, nie idź tam. Nie chcę, żeby zrobił ci krzywdę. Wiem, że zabranianie ci tego, tylko cię popycha do tego pomysłu. Zachowałem się dziecinnie przetrzymując cię tu bez twojej zgody i przepraszam za to.
- Damian. Nie gniewam się.. W sumie dzięki temu przypomniałam sobie coś z mojego życia, ale masz rację to było dziecinne, więc nie zamykaj mnie więcej w łazience, okej?
Pomimo powagi całej sytuacji oboje parsknęliśmy śmiechem.
- Nie wiesz jak to jest niczego nie pamiętać. - zaczęłam poważnym tonem. - W żadnym wypadku ci tego nie życzę, ale spróbuj postawić się na moim miejscu. Tak bardzo nurtuje mnie cały ten związek z Danielem, a tylko on może mi o nim opowiedzieć.
- Możesz poczekać, aż sobie przypomnisz. - ciągnął uparcie.
- Chyba zdążyłeś już tak jak ja zauważyć, że nie należę do osób cierpliwych.
Na jego ustach na chwilę zagościł pogodny uśmiech.
- Zrobię co zechcesz, ale błagam nie idź tam.
- Damian...
Czułam się rozdarta. Z jednej strony moja głupia ciekawość, a z drugiej fakt, że nie potrafiłam odmówić przyjacielowi, gdy mnie tak prosił. Sprawy miały się inaczej, gdy zakazywał mi spotkania z Danielem.
- Proszę.
I już już miałam mu ulec, ale uświadomiłam sobie, że okłamałabym go stwierdzeniem, że tego nie zrobię. A okłamywać go nie chciałam.
- Nie mogę ci tego obiecać. - wyznałam szczerze spoglądając w jego troskliwe spojrzenie. Ono zawsze jest czułe i takie zmartwione - pomyślałam, z roztargnieniem.
- Więc znowu chcesz się w to wplątać?
- W co? O czym ty mówisz?
Damian otworzył buzię, by mi odpowiedzieć, ale zamknął ją zanim zdołał cokolwiek z siebie wydusić.
- Ty coś wiesz, prawda? - szepnęłam rozdrażniona. - Powiedz mi.
- Miałem na myśli to, że znowu chcesz się wplątać w tę znajomość, choć oboje wiemy, że to się nie skończy dobrze.
Pomimo tego, że czułam, że odpowiedział mi szczerze, coś  mi w tym wszystkim
nie grało . Wiedziałam, że to nie jedyne wyjaśnienie.
- Chcę tylko z nim porozmawiać.
- I uważasz, że na tym to się zakończy? To się grubo się mylisz. - gniew, na mnie a może na moje zachowanie, choć to chyba jedno i to samo, albo na coś jeszcze zaczynał brać nad nim górę.
- No to mnie oświeć. - wypaliłam dając się sprowokować.
- Pamiętasz jak przypomniało ci się, że ktoś cię uderzył?
Kiwnęłam zdezorientowana głową.
- Tego się nie da zapomnieć. - mimowolnie, powróciłam myślami do tego nie miłego doświadczenia. Pokręciłam głową, chcąc wyrzucić je sobie z głowy i w tym samym momencie coś sobie uświadomiłam. - To był on? - zapytałam zduszonym głosem.
- Nie jestem tego w stu procentach pewien, ale coś mi mówi, że niestety tak jest. - powiedział nieco łagodniej.
- Nie możesz opierać takiego oskarżenia na odczuciach.
- W tej chwili nie mamy raczej innego wyjścia, a po za tym.. dużo się o nim słyszy. I to nie są dobre rzeczy.
Czekałam na dalszy ciąg, ale ten najwidoczniej skończył już swoją wypowiedź.
- Damian! Doprowadzasz mnie do szaleństwa.
- Mam to potraktować jako komplement? - uśmiechnął się figlarnie, chcąc odwrócić moją uwagę od tego tematu.
- Co o nim mówią? - zapytałam uparcie. Przyjaciel westchnął teatralnie i spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Że jest zamieszany w handel narkotykami, napady, a kto wie, może nawet jakieś zabójstwo, choć mam nadzieję, że to są akurat plotki. - powiedział uspokajająco widząc moją zaszokowaną minę. - No i to, że swoje dziewczyny traktuję przedmiotowo, wykorzystuje je i źle traktuje. Tak więc mało ci powodów do tego, żeby jednak zaniechać tego fatalnego pomysłu?
Przez dłuższą chwilę nie potrafiłam niczego z siebie wydusić. Patrzyłam na Damiana, próbując przyswoić sobie wszystkie te informację. Napady.. narkotyki.. zaczęło kręcić mi się od tego w głowię.
- Chyba muszę się położyć..
- Źle się czujesz? - zapytał z troską.
- Potrzebuję po prostu snu.
- Jesteś pewna? Wiem od Kingi, że lekarz zabronił ci się denerwować. Boże jaki ze mnie głupek!
- Nie, Damian, nie obwiniaj się. Dobrze, że mi o tym powiedziałeś. Inaczej pewnie już bym u niego była. A to chyba nie dobrze. - przyznałam, gdy dotarły do mnie ewentualne skutki chęci mojej eskapady. Co ja mówię, jakie ewentualne?!
Damian pokiwał tylko głową, ale niczego nie powiedział. Wstałam z kanapy.
- Musisz wracać do domu? - zapytałam wpadając na pewien pomysł, nie wiem czy dobry.
- Nie. Dlaczego pytasz?
- Boję się zostać sama.

W środku nocy obudziło mnie pukanie do drzwi. Odsunęłam się od Damian, który położył się obok mnie na łóżku, bym mogła się do niego przytulić i poczuć się bezpiecznie. Przyznam, że jego obecność pomogła mi zasnąć.
Teraz nie usłyszał ani nie poczuł nawet tego, że wstałam z łóżka. Spał spokojnie i nie miałam serca go budzić.
Zeszłam po cichu po schodach, zastanawiając się kogo tu licho niesie o tak późnej porze. Stwierdziłam, że to może rodzice zapomnieli klucza do drzwi, które Damian zamknął przed snem.
Przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam je, a widok zza nich zmroził mi krew w żyłach.
O Boże.




ta daaam! ;) 
oto efekt kilkugodzinnej nudy. mam nadzieję, że udany .

5 komentarzy:

  1. dlaczego przerywasz w takim momencie?!
    Okropnaś!
    Pisz szybko następny. Liczę na częstsze rozdziały skoro mamy wakacje. Nie zawiedź mnie no : )

    OdpowiedzUsuń
  2. czuję iż to jest słynny pan Daniel... i czuję, że nie będzie za fajnie.
    jak najbardziej udany ;) oby tak dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurdę molek! Daniel? o, mamuńciu! Zacytuję Effy. "dlaczego przerywasz w takim momencie?!
    Okropnaś!" ;) i także proszę o częstsze rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uuu, ślicznie. xD Miałaś rację ten rozdział jest świetny. ;p
    P.S. Nie kończ w takich, pełnych emocji, momentach .!

    OdpowiedzUsuń
  5. Spędziłam prawie cały dzień na czytaniu Twojego bloga, ale warto było :D Strasznie mi się podoba, interesująca i fantastyczna fabuła. Genialnie piszesz, dziewczyno! Tylko pozazdrościć ;)) Po przeczytaniu 11 rozdziałów, pragnę więcej i więcej ^^ I efekt całkowicie udany, gratuluję :) Czekam na kolejny. Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń