Bo w życiu nie chodzi o to, żeby żyć, ale żeby przeżywać!

sobota, 11 czerwca 2011

Rozdział 1


 Siedzę właśnie na ławce pod blokiem, nawet nie wiem jakim. Z resztą w tej chwili nie ma to najmniejszego znaczenia. Staram się nie myśleć dlaczego siedzę tu sama, dlaczego nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Jednak nie mogę o tym nie myśleć, o takich rzeczach trudno zapomnieć szczególnie o takich które wydarzyły się parę godzin temu. A mianowicie była to 10 rano . Jak co niedziela wybierałam się do kościoła. Ubrałam się , zjadłam śniadanie. Już miałam wychodzić, gdy z pokoju obok dobiegły mnie jakieś krzyki. Pobiegłam mając już w głowie najgorsze scenariusze tego co mogło się tam wydarzyć. Jednak to co zobaczyłam po wejściu do pokoju mojego brata było czymś nieprzewidywalnym, czymś tak zaskakującym, że nigdy bym o tym nie pomyślała.  Otóż w pokoju ujrzałam mojego brata Michała w kałuży krwi, krzyczał z bólu a ja nie wiedziałam co zrobić. Stałam jak słup soli. Był to widok bardzo bolesny, mój ukochany braciszek zaledwie dwa lata ode mnie starszy podciął sobie żyły. Ale dlaczego ? Pytałam się w duchu, gdy do pokoju wbiegł tata również zaniepokojony tym krzykiem. Zanim zaledwie dwie minuty później wbiegła mama. Podbiegła do niego, zaczęła płakać. Tata okazał się bardziej opanowany ode mnie i mamy bo zadzwonił na pogotowie. Karetka przyjechała po dziesięciu minutach. Sanitariusze zajęli się Michałem a ja nadal nie wiedziałam co zrobić. Po prostu byłam w szoku. Tata widząc moje zachowanie przytulił mnie mocno z całych sił. Dopiero teraz uświadomiłam sobie co się stało. Mój brat chciał się zabić ! Nie zastanawiając się długo nad tym rozpłakałam się. Resztę pamiętam jak przez mgłę, tata z mamą pojechali samochodem do szpitala a ja zostałam w domu, gdyż miała do nas przyjechać babcia. Gdy przyjechała opowiedziałam jej całe to szokujące wydarzenie zaczęłyśmy płakać wtulone w siebie. Babcia także bardzo mocno kochała naszego Michałka. Nie wiem ile dokładnie tak siedziałyśmy, ale gdy tylko wyczerpały nam się zapasy łez babcia wstała i bez pożegnania wyszła. Podejrzewam że pojechała do szpitala. A teraz siedzę tu zastanawiając się dlaczego to zrobił . Jaki miał powód ? Przecież miał takie wspaniałe życie, kochającą rodzinę, przyjaciół na których zawsze można liczyć . Ale może tylko dla mnie to jest najważniejsze w życiu ? Może stało się coś o czym nam nie powiedział ? Mogłam tylko spekulować, bo prawdę i powód znał tylko mój brat. Gdy w końcu wyrwałam się z zadumy, uświadomiłam sobie, że jest już późno. Spojrzałam na zegarek w telefonie. O kurde 19.23 . No nie ma co zasiedziałam się . Nigdy mi się to nie zdarza . I w tym momencie zauważyłam dwóch chłopaków patrzących się na mnie. Ciekawe ile oni tam stali ? Nie mam pojęcia . Jeden był wysokim brunetem ubranym w niebieska bluzę i jeansy, drugi natomiast był przeciwieństwem swojego kolegi. Niski blondyn ubrany w czarną koszulkę i czarne jeansy . Brunet spojrzał się na mnie i chyba uświadomił sobie, że teraz to się im przyglądam. Powiedział coś do blondyna, uśmiechnął się i zaczął iść w moim kierunku. Ja zaciekawiona dokąd zmierza patrzyłam na niego cały czas aż stanął naprzeciwko mnie i po prostu się uśmiechał. Nie wiedziałam co go tak cieszy więc po prostu zapytałam, jak na mnie przystało prosto z mostu .
- Co się tak patrzysz, dziewczyny nigdy nie widziałeś ?
- Takiej jak ty jeszcze nie. – powiedział i puścił do mnie oczko. Czy mi się przywidziało ?
- No to teraz już zobaczyłeś, możesz sobie iść. – nie miałam zamiaru flirtować z jakimś kolesiem w takiej chwili .
- Nie mam takiego zamiaru. – powiedział w ogóle nie zrażony moim stwierdzeniem.
- W takim razie ja sobie pójdę. – powiedziałam wstając z ławki . Brunet złapał mnie za rękę dalej się uśmiechając.  Staliśmy tak blisko siebie, że o mało nie zakręciło mi się w głowie, gdyż z tak bliskiej odległości wydał mi się bardzo przystojny.
- Zaczekaj . – powiedział. – Może dałabyś się zaprosić na randkę ?
Randkę ? Czy ja się przesłyszałam ? Przecież on mnie w ogóle nie znał . Czy może do każdej nowo poznanej laski tak zarywał ?
- Że co ? – spytałam nieco oszołomiona.
- Dałabyś się zaprosić na randkę ?
- Przecież ty mnie w ogóle nie znasz.
- Nie, ale bardzo chciałbym Cię poznać. – znów puścił do mnie oczko. Ja chyba śnię.
- Niestety ja nie chce poznać ciebie, więc sobie odpuść . – wypowiadając to zdanie wyrwałam mu moją rękę i ruszyłam szybkim krokiem w stronę ulicy. Miałam nadzieję, że tak znajdę drogę do domu. Albo chociaż zorientuję się gdzie ja tak właściwie jestem.  A no tak, jestem na ul. Łąkowej. Teraz sobie przypomniałam jak widziałam znak wchodząc na to osiedle. Skręciłam w prawo i udałam się do domu. Tak właściwie to zaczęłam żałować, że mu odmówiłam. Ale nie mogę wdawać się w jakikolwiek związek, gdy mój brat leży w szpitalu. Przypominając sobie o tym przyśpieszyłam by jak najszybciej znaleźć się w domu. Po piętnastu minutach byłam już pod furtką. Wchodząc do domu przywitała mnie ciemność i cisza. Czyżby jeszcze nie wrócili ? A może z Michałowi się pogorszyło ? Nie, nawet nie mogłam myśleć o tym w taki sposób. Weszłam po schodach do swojego pokoju. Stwierdziłam, że zimny prysznic dobrze mi zrobi. Po prysznicu położyłam się do łóżka. Przecież jutro muszę iść do szkoły. Nie nienawidziłam do niej chodzić od kiedy nasza matematyczka  odeszła i przyjęli nową taką rudą. Ale pocieszał mnie fakt, że zostały już tylko niecałe dwa tygodnie do zakończenia roku. Długo nad tym nie myśląc zasnęłam. 

ok, oto pierwszy rozdział. 
mam nadzieje, że się spodoba ;DD

2 komentarze:

  1. Ooo . Pierwszy rozdział , jak ładnie trafiłam. :) Bardzo mi się podoba , świetne . Będę czytać na 100% !

    OdpowiedzUsuń
  2. Na Twój blog trafiłam przypadkiem. Notka podoba mi się, podoba :) Nie komentuję za dużo, bo się spieszę, żeby przeczytać kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń