Byłam
tak wściekła, że nie miałam najmniejszej ochoty stać tam przed Damianem. Jednak
gdy próbowałam wyjść chłopak bezceremonialnie złapał mnie za nadgarstki i przycisnął
do ściany.
-
Naprawdę myślisz, że byłbym w stanie cię okłamać?
- Miałeś
dobre warunki, prawda? Mogłeś mi powiedzieć wszystko, bo i tak niczego nie
pamiętałam.
Wiedziałam,
że przesadzam, ale nie potrafiłam zatrzymać własnego języka. Czułam, że
eksploduję jeśli nie wykrzyczę mu w twarz wszystkich myśli, które krążyły mi po
głowie.
- Skąd ci
to wszystko przyszło do głowy?
- Z
wyobraźni. I z faktów – dodałam, widząc jego sceptyczne spojrzenie. Zastąpił je
pytający wzrok, ale nie poluźniony uścisk.
- Już
nie pamiętasz ? Tyle dla ciebie znaczyła ta zabawa z Mają? I możesz mnie do
jasnej cholery puścić ?!
- Z
Mają?
Kolejne
zdziwione spojrzenie. Zastygł w bezruchu zastanawiając się widocznie nad tym co
powiedziałam, zapominając o mojej grzecznej prośbie. Znów wezbrała we mnie
wściekłość, przez co próbowałam wyszarpnąć ręce z jego uścisku, z marnym
skutkiem. Po chwili spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
- Jesteś
zazdrosna?
Miałam
wrażenie, że moje oczy ciskają gromy. Damian najwidoczniej tego nie zauważał .
Zamiast spoważnieć, zaczął chichotać, co z jednej strony okazało się
pożyteczne, bo puścił moje zdrętwiałe ręce i odsunął się kawałek.
- Co cię
tak cieszy?
- A
myślałem… Jaki ja byłem głupi …
Domyśliłam
się, że mówił to bardziej do siebie, ale jednak dalej nie wiedziałam o co
chodzi.
- Możesz
mi to wszystko wytłumaczyć? – pokazałam mu dłońmi całą przestrzeń, dając do
zrozumienia, że chodzi mi o jego zachowanie i tą sytuację z nad jeziora.
Damian
usiadł na łóżku nadal się uśmiechając.
- A
mogło być zupełnie inaczej …
-
Damian!
- Co? –
znów na mnie spojrzał, jednak tym razem, w sposób jakby dopiero teraz mnie
zauważył. – Tak tak, jasne. Mogłabyś się najpierw uspokoić?
Skrzyżowałam
ręce na piersi, pukając lekko stopą o podłogę, czując , że wszelkie pokłady
cierpliwości jakie w sobie miałam powoli się ulatniają. Damian dał za wygraną z
przekonywaniem mnie do uspokojenia się i zaczął mówić.
- Nawet
nie wiesz jak się cieszę, że jesteś zazdrosna. A wiesz dlaczego? Bo ci zależy.
Okej.
Nie tego chciałam się dowiedzieć, ale zawsze to jakieś wyjaśnienie.
- I co w
związku z tym wszystkim? – znów machnęłam ręką, wlepiając spojrzenie w twarz
przyjaciela.
- Nie
rozumiesz? Pozwoliłem jej się do siebie zbliżyć, żeby wzbudzić w tobie
zazdrość, wykorzystując fakt, że jej się podobam.
Zignorował
moje wściekłe spojrzenie i kontynuował.
- Dobrze
wiesz jak się zachowywałaś, gdy próbowałem ci powiedzieć co do ciebie czuję, a
wiedziałem, że nie mogę tego w sobie trzymać. Tylko, że źle zinterpretowałem twoje
zachowanie. Tą złość. Fakt, że już się do mnie nie odzywałaś. Byłem przekonany,
że .. Sam nie wiem.
Powoli
zaczynałam go rozumieć. Chciał, żebym była zazdrosna. Dość radykalny sposób.
Musiał być bardzo zdesperowany.. Spojrzałam na Damiana, w sposób w jaki patrzy
się na osobę, którą widzi się pierwszy raz w życiu.
- Gdybym
wyjaśnił ci to wcześniej.. Gdybym od razu zaczął działać, moglibyśmy..
Przerwał
uśmiechając się do mnie z uśmiechem. Nie za bardzo wiedziałam, o co chodziło mu
ze stwierdzeniem „zacząć działać”, ale postanowiłam nie drążyć tematu.
Chwila,
co moglibyśmy?
Zanim
dotarł do mnie sens ostatniego słowa Damiana, przyjaciel wstał i przybliżył się
do mnie na odległość kilku milimetrów. Miałam wrażenie, że bicie mojego serca
słychać nawet na końcu ulicy. Znowu dał o sobie znać niesamowity magnetyzm jego
oczu i ten między nami. Część mnie, taka mała, doradzała mi, bym nie pozwoliła
Damianowi na to co chciał zrobić, ale nie potrafiłam. Puściłam w niepamięć całą
złość i nieporozumienia. Podniosłam rękę na wysokość naszych piersi i
otworzyłam ją ukazując małą kotwicę.
Damian
oderwał ode mnie wzrok i skierował go ku zawieszce. Uśmiechnął się jeszcze
bardziej. Chciałam zapytać dlaczego aż tak bardzo go to ucieszyło. Otworzyłam
nawet usta, ale Damian zamknął mi je swoimi z niewiarygodną pasją, której nie
potrafiłam się oprzeć.
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
Minąłem
sklep z butami i małą kawiarenkę, po czym zatrzymałem się na przejściu. Widząc
czerwone światło, zacząłem truchtać w miejscu. Tylko bieganie pomagało mi
zebrać myśli, a nie miałem ku tego jakiejkolwiek okazji. Zawsze szybko się
męczyłem, ze względu na dwie paczki fajek, które dziennie spalam, ale nigdy nie
powstrzymywało mnie to przed powrotem do domu. Nie było w nim nic, co
sprawiałoby, że z chęcią spędzam tam czas.
Słysząc
ciche pikanie, towarzyszące zmianie światła, zacząłem biec. Odliczałem w
myślach miarowe oddechy. Wdech wydech, wdech wydech. Cząstką umysłu wracałem do
dni, w których niczego nie udało mi się dowiedzieć. Przekląłem na myśl o Bonim,
który ulotnił się po tym jak zmusiłem go do wizyty rodziców Jagody. Rodziców.
Prychnąłem zbyt głośno, gdyż para staruszków spojrzała na mnie, mierząc mnie
wzrokiem. Dobrze wiedziałem jakie pogłoski krążą o mnie w tej mieścinie, ale
zawsze ignorowałem je, wierząc, że w końcu przestaną o tym gadać. Od dłuższego
czasu starałem się nie rzucać w oczy. Oczywiście do chwili, w której dałem się
ponieść i zacząłem grozić Adrianowi i Lilianie . Ci jednak nie wyjawili mi
niczego na temat miejsca pobytu Jagody. Co więcej, nawet odwdzięczyli się
groźbą o wezwaniu policji. Nie przestraszyłbym się, gdyby nie stado gapiów,
tych wścibskich sąsiadów, którzy na pewno poświadczyliby o moim niestosownym
przecież zachowaniu.
Obejrzałem
się za dwoma laskami w opiętych sukienkach, zapominając chwilowo o świecie.
Z
uśmiechem dobiegłem do małej knajpki, prowadzonej przez kumpla i jednocześnie
wspólnika w interesach. Dosiadłem się do bruneta z kręconym włosami, krzycząc
do barmana - dwa piwa! i spojrzałem z uśmiechem na mojego kompana.
- A
więc? Dowiedziałeś się czegoś?
-
Dopiero wróciłem. Miałem jeszcze kilka spraw do załatwienia.
Powstrzymałem
się przed odpowiedzią, zawieszając oko na kelnerce, która przyniosła
zamówienie. Klepnąłem ją w pośladek, wywołując rozbawiony pisk.
-
Podobno napadłeś na rodziców Jagody..
- Nie
napadłem. Próbowałem tylko przekonać, bezskutecznie. Zresztą.. zdążyłem się
odwdzięczyć zanim zadzwonili po policję. – upiłem łyk piwa i odstawiłem kufel
na stolik. – Teraz wszyscy już wiedzą, że adoptowali Jagodę.A tak próbowali to ukryć.. – dodałem z sarkazmem i satysfakcją.
Kajetan
pokiwał lekko głową, zastanawiając się nad czymś.
-
Wracając. Musisz mi ją znaleźć. Ten tchórz Boni, uciekł, ale na ciebie chyba
mogę liczyć.
-
Myślałem, że boi się, że wybijesz jego rodzinę..
-
Wyjechali za granicę, ale i tak tego pożałuje.
-
Wszystko okej, tylko nie rozumiem po co ci Jagoda. Dobrze się bawiliście, ale
żeby od razu ją szukać?
- Masz
rację, niczego nie rozumiesz. Próbowała mnie wykorzystać. A to ja jestem tym,
który wykorzystuje. Nie daruje jej tego, że próbowała zrobić ze mnie idiotę. I
kilku innych rzeczy też.
do następnego ^^
dajcie o sobie znać ;)
bajo !
Nie powiem nie, wkręciło mnie xd
OdpowiedzUsuńChcę już następny. Proszę, dodaj następny :********
Super rozdział i opowiadanie. Oby tak dalej, bo jestem twoją stałą bywalczynią,
pragnę więcej, nasyć mnie xddd
Więcej :)
Bo Cudo !! ^^
Ciao :)) *_*
Cieszę się, że się podoba ;))))))
Usuń