Bo w życiu nie chodzi o to, żeby żyć, ale żeby przeżywać!

poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 33



Byłam tak wściekła, że nie miałam najmniejszej ochoty stać tam przed Damianem. Jednak gdy próbowałam wyjść chłopak bezceremonialnie złapał mnie za nadgarstki i przycisnął do ściany.
- Naprawdę myślisz, że byłbym w stanie cię okłamać?
- Miałeś dobre warunki, prawda? Mogłeś mi powiedzieć wszystko, bo i tak niczego nie pamiętałam.
Wiedziałam, że przesadzam, ale nie potrafiłam zatrzymać własnego języka. Czułam, że eksploduję jeśli nie wykrzyczę mu w twarz wszystkich myśli, które krążyły mi po głowie.
- Skąd ci to wszystko przyszło do głowy?
- Z wyobraźni. I z faktów – dodałam, widząc jego sceptyczne spojrzenie. Zastąpił je pytający wzrok, ale nie poluźniony uścisk.
- Już nie pamiętasz ? Tyle dla ciebie znaczyła ta zabawa z Mają? I możesz mnie do jasnej cholery puścić ?!
- Z Mają?
Kolejne zdziwione spojrzenie. Zastygł w bezruchu zastanawiając się widocznie nad tym co powiedziałam, zapominając o mojej grzecznej prośbie. Znów wezbrała we mnie wściekłość, przez co próbowałam wyszarpnąć ręce z jego uścisku, z marnym skutkiem. Po chwili spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
- Jesteś zazdrosna?
Miałam wrażenie, że moje oczy ciskają gromy. Damian najwidoczniej tego nie zauważał . Zamiast spoważnieć, zaczął chichotać, co z jednej strony okazało się pożyteczne, bo puścił moje zdrętwiałe ręce i odsunął się kawałek.
- Co cię tak cieszy?
- A myślałem… Jaki ja byłem głupi …
Domyśliłam się, że mówił to bardziej do siebie, ale jednak dalej nie wiedziałam o co chodzi.
- Możesz mi to wszystko wytłumaczyć? – pokazałam mu dłońmi całą przestrzeń, dając do zrozumienia, że chodzi mi o jego zachowanie i tą sytuację z nad jeziora.
Damian usiadł na łóżku nadal się uśmiechając.
- A mogło być zupełnie inaczej …
- Damian!
- Co? – znów na mnie spojrzał, jednak tym razem, w sposób jakby dopiero teraz mnie zauważył. – Tak tak, jasne. Mogłabyś się najpierw uspokoić?
Skrzyżowałam ręce na piersi, pukając lekko stopą o podłogę, czując , że wszelkie pokłady cierpliwości jakie w sobie miałam powoli się ulatniają. Damian dał za wygraną z przekonywaniem mnie do uspokojenia się i zaczął mówić.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jesteś zazdrosna. A wiesz dlaczego? Bo ci zależy.
Okej. Nie tego chciałam się dowiedzieć, ale zawsze to jakieś wyjaśnienie.
- I co w związku z tym wszystkim? – znów machnęłam ręką, wlepiając spojrzenie w twarz przyjaciela.
- Nie rozumiesz? Pozwoliłem jej się do siebie zbliżyć, żeby wzbudzić w tobie zazdrość, wykorzystując fakt, że jej się podobam.
Zignorował moje wściekłe spojrzenie i kontynuował.
- Dobrze wiesz jak się zachowywałaś, gdy próbowałem ci powiedzieć co do ciebie czuję, a wiedziałem, że nie mogę tego w sobie trzymać. Tylko, że źle zinterpretowałem twoje zachowanie. Tą złość. Fakt, że już się do mnie nie odzywałaś. Byłem przekonany, że .. Sam nie wiem.
Powoli zaczynałam go rozumieć. Chciał, żebym była zazdrosna. Dość radykalny sposób. Musiał być bardzo zdesperowany.. Spojrzałam na Damiana, w sposób w jaki patrzy się na osobę, którą widzi się pierwszy raz w życiu.
- Gdybym wyjaśnił ci to wcześniej.. Gdybym od razu zaczął działać, moglibyśmy..
Przerwał uśmiechając się do mnie z uśmiechem. Nie za bardzo wiedziałam, o co chodziło mu ze stwierdzeniem „zacząć działać”, ale postanowiłam nie drążyć tematu.
Chwila, co moglibyśmy?
Zanim dotarł do mnie sens ostatniego słowa Damiana, przyjaciel wstał i przybliżył się do mnie na odległość kilku milimetrów. Miałam wrażenie, że bicie mojego serca słychać nawet na końcu ulicy. Znowu dał o sobie znać niesamowity magnetyzm jego oczu i ten między nami. Część mnie, taka mała, doradzała mi, bym nie pozwoliła Damianowi na to co chciał zrobić, ale nie potrafiłam. Puściłam w niepamięć całą złość i nieporozumienia. Podniosłam rękę na wysokość naszych piersi i otworzyłam ją ukazując małą kotwicę.
Damian oderwał ode mnie wzrok i skierował go ku zawieszce. Uśmiechnął się jeszcze bardziej. Chciałam zapytać dlaczego aż tak bardzo go to ucieszyło. Otworzyłam nawet usta, ale Damian zamknął mi je swoimi z niewiarygodną pasją, której nie potrafiłam się oprzeć.


TYDZIEŃ PÓŹNIEJ


Minąłem sklep z butami i małą kawiarenkę, po czym zatrzymałem się na przejściu. Widząc czerwone światło, zacząłem truchtać w miejscu. Tylko bieganie pomagało mi zebrać myśli, a nie miałem ku tego jakiejkolwiek okazji. Zawsze szybko się męczyłem, ze względu na dwie paczki fajek, które dziennie spalam, ale nigdy nie powstrzymywało mnie to przed powrotem do domu. Nie było w nim nic, co sprawiałoby, że z chęcią spędzam tam czas.
Słysząc ciche pikanie, towarzyszące zmianie światła, zacząłem biec. Odliczałem w myślach miarowe oddechy. Wdech wydech, wdech wydech. Cząstką umysłu wracałem do dni, w których niczego nie udało mi się dowiedzieć. Przekląłem na myśl o Bonim, który ulotnił się po tym jak zmusiłem go do wizyty rodziców Jagody. Rodziców. Prychnąłem zbyt głośno, gdyż para staruszków spojrzała na mnie, mierząc mnie wzrokiem. Dobrze wiedziałem jakie pogłoski krążą o mnie w tej mieścinie, ale zawsze ignorowałem je, wierząc, że w końcu przestaną o tym gadać. Od dłuższego czasu starałem się nie rzucać w oczy. Oczywiście do chwili, w której dałem się ponieść i zacząłem grozić Adrianowi i Lilianie . Ci jednak nie wyjawili mi niczego na temat miejsca pobytu Jagody. Co więcej, nawet odwdzięczyli się groźbą o wezwaniu policji. Nie przestraszyłbym się, gdyby nie stado gapiów, tych wścibskich sąsiadów, którzy na pewno poświadczyliby o moim niestosownym przecież zachowaniu.
Obejrzałem się za dwoma laskami w opiętych sukienkach, zapominając chwilowo o świecie.
Z uśmiechem dobiegłem do małej knajpki, prowadzonej przez kumpla i jednocześnie wspólnika w interesach. Dosiadłem się do bruneta z kręconym włosami, krzycząc do barmana - dwa piwa! i spojrzałem z uśmiechem na mojego kompana.
- A więc? Dowiedziałeś się czegoś?
- Dopiero wróciłem. Miałem jeszcze kilka spraw do załatwienia.
Powstrzymałem się przed odpowiedzią, zawieszając oko na kelnerce, która przyniosła zamówienie. Klepnąłem ją w pośladek, wywołując rozbawiony pisk.
- Podobno napadłeś na rodziców Jagody..
- Nie napadłem. Próbowałem tylko przekonać, bezskutecznie. Zresztą.. zdążyłem się odwdzięczyć zanim zadzwonili po policję. – upiłem łyk piwa i odstawiłem kufel na stolik. – Teraz wszyscy już wiedzą, że adoptowali Jagodę.A tak próbowali to ukryć.. – dodałem z sarkazmem i satysfakcją.
Kajetan pokiwał lekko głową, zastanawiając się nad czymś.
- Wracając. Musisz mi ją znaleźć. Ten tchórz Boni, uciekł, ale na ciebie chyba mogę liczyć.
- Myślałem, że boi się, że wybijesz jego rodzinę..
- Wyjechali za granicę, ale i tak tego pożałuje.
- Wszystko okej, tylko nie rozumiem po co ci Jagoda. Dobrze się bawiliście, ale żeby od razu ją szukać?
- Masz rację, niczego nie rozumiesz. Próbowała mnie wykorzystać. A to ja jestem tym, który wykorzystuje. Nie daruje jej tego, że próbowała zrobić ze mnie idiotę. I kilku innych rzeczy też. 



do następnego ^^ 
dajcie o sobie znać ;)
bajo !

2 komentarze:

  1. Nie powiem nie, wkręciło mnie xd
    Chcę już następny. Proszę, dodaj następny :********
    Super rozdział i opowiadanie. Oby tak dalej, bo jestem twoją stałą bywalczynią,
    pragnę więcej, nasyć mnie xddd
    Więcej :)
    Bo Cudo !! ^^
    Ciao :)) *_*

    OdpowiedzUsuń